Zarządcy toru Imola od pewnego czasu utrzymują, że chcą wrócić do kalendarza Formuły 1. Ten po raz ostatni gościł w kalendarzu F1 w roku 2006 i rozgrywano na nim Grand Prix San Marino. Wszystko ze względu na fakt, że konkurencyjna Monza od lat posiada prawa do Grand Prix Włoch.
Po tym jak odwołano Grand Prix Chin z powodu koronawirusa, sezon 2020 najpewniej liczyć będzie 21 rund. Trudno bowiem oczekiwać, aby zespoły zgodziły się na organizację zawodów w Państwie Środka pod koniec roku. Wywołałoby to zbyt duże problemy logistyczne.
Jednak Imola chce wykorzystać problemy Chińczyków i zająć ich miejsce w kalendarzu. - Rzeczywiście, złożyliśmy wniosek do FIA ws. organizacji wyścigu F1. Jesteśmy gotowi, by zająć miejsce Chińczyków - powiedział Roberto Marazzi, dyrektor włoskiego toru, w rozmowie z portalem Racingnews365.
ZOBACZ WIDEO F1. Czy w Formule 1 pojawią się nowi Polacy? "Mamy talenty. Wszystko zależy od finansów"
F1 ma wrócić do Europy na początku maja. Właśnie wtedy rozegrane zostanie Grand Prix Holandii na torze Zandvoort. Dlatego biorąc pod uwagę kwestie logistyczne, organizacja dodatkowego wyścigu na Imoli w połowie kwietnia byłaby możliwa. Problemem jest jednak czas, bo sam obiekt musiałby w szybkim tempie przejść drobne prace naprawcze.
- Nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi od FIA. Mam świadomość tego, że trudno to będzie załatwić - dodał Marazzi.
Skrócenie sezonu F1 oznacza dla królowej motorsportu straty finansowe, sięgające kilkudziesięciu milionów dolarów. Wynika to z podpisanych umów sponsorskich i telewizyjnych. Dlatego też władze FIA i F1 ciągle prowadzą rozmowy w nadziei, że Grand Prix Chin uda się rozegrać w innym terminie. Oczywiście pod warunkiem, że w kraju uspokoi się sytuacja związana z koronawirusem.
Czytaj także:
Renault zostaje w Formule 1. Nowe władze firmy są na "tak"
Pieniądze w DTM znacznie mniejsze niż w F1