Nadal nie wiemy, jak dokładnie będą wyglądać samochody Formuły 1 w roku 2021. To efekt impasu w rozmowach pomiędzy zespołami. Niemal połowa ekip ma się nie zgadzać na proponowane zmiany. Czasu na dojście do kompromisu nie zostało zbyt wiele, bo regulamin ma być opublikowany z końcem października 2019 roku.
Pierwotnie publikację przepisów planowano na czerwiec, ale ten moment opóźniono, by pomóc mniejszym zespołom w F1. Istniały bowiem obawy, że najwięksi gracze wykorzystają swoją przewagę finansową, by lepiej przygotować się do zmian w roku 2021.
Jednak wcześniej właściciel F1 prosił zespoły o zaopiniowanie pewnych projektów i przetestowanie ich w swoich laboratoriach i tunelach aerodynamicznych. To sprawia, że ekipy mogą podejrzewać, co ich spotka w roku 2021.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Karol Zalewski rozpętał burzę. Tomasz Majewski odpowiada
Czytaj także: Formuła 1 zareagowała na plotki ws. nowych zespołów
Zespoły znalazły się w trudnym położeniu, bo kończą sezon 2019, przygotowują maszyny na kolejny, a równocześnie kreślą wizje na rok 2021. Po raz kolejny okazuje się jednak, że czołowa trójka (Mercedes, Ferrari, Red Bull) może się lepiej przygotować do zmian niż mniejsze teamy.
- To duże wyzwanie, czyż nie? Chcemy rzucić wyzwanie Mercedesowi i Ferrari. Dlatego dokładnie analizujemy przepisy na rok 2021. Negocjacje trwają i zobaczymy jak się zakończą. Część naszych zasobów jest temu poświęcona. Pracujemy w kilku kierunkach, bo proponowane zmiany są ogromne - skomentował w "Motorsporcie" Paul Monaghan, główny inżynier Red Bull Racing.
Nieco inaczej sytuację widzą w Mercedesie. W zespole z Brackley twierdzą, że tak wczesne poświęcenie się rozwojowi samochodu na rok 2021 byłoby błędem. - Dokładny charakter przepisów ciągle pozostaje tematem dyskusji. Nie możemy zatem wykonać w tej chwili jakiejś ogromnej roboty - ocenił James Allison, dyrektor techniczny Mercedesa.
Z kolei Ferrari bardziej zajmuje się dopracowaniem propozycji na rok 2021 i ustaleniu czy przyniosą one pozytywny wpływ na F1, niż na faktycznych pracach nad samochodem. Włochom nie podoba się jednak ograniczenie swobód technicznych, jakie mają zostać wprowadzone w celu zmniejszenia kosztów.
Czytaj także: Williams przygotował nowe części
- Zmiany będą mieć sporo konsekwencji. To jest coś, o czym rozmawiamy z innymi. Chcemy się upewnić, że nie skończymy z czymś, co tak naprawdę będzie gorsze od obecnie obowiązującego regulaminu - podsumował Laurent Mekies, dyrektor sportowy Ferrari.