Po raz pierwszy w tym sezonie George Russell nie dojechał do mety wyścigu F1. Na 35. okrążeniu wyścigu o Grand Prix Singapuru kierowca Williamsa zderzył się z Romainem Grosjeanem. 21-latek za doprowadzenie do kontaktu obwiniał swojego rywala z Haasa (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Z Russellem nie zgodzili się sędziowie, którzy przyjrzeli się incydentowi pomiędzy reprezentantami Williamsa a Haasa. Stewardzi przeanalizowali kilka powtórek wideo, po czym orzekli, że był to zwykły incydent wyścigowy i żadnego z kierowców nie można wskazać jako głównego winowajcę.
Czytaj także: Kubica nie chce zdradzać planów na przyszłość
Przypomnijmy, że do zdarzenia doszło w ósmym zakręcie. Russell znajdował się po wewnętrznej i bronił się przed atakiem szybszego Grosjeana. Francuz postanowił pojechać zewnętrzną częścią toru i obaj kierowcy spotkali się w środku zakrętu, gdy Russell zaczął wynosić się szerzej.
O ile dla Russella kontakt z Grosjeanem zakończył się uderzeniem w ścianę i końcem wyścigu, o tyle Francuz był w stanie kontynuować jazdę i dojechał do mety Grand Prix Singapuru na 11. pozycji. - Szkoda, że ta kolizja zrujnowała mój wyścig, a jego nie - powiedział później zawodnik Williamsa.
Czytaj także: Robert Kubica może odmienić Haasa
ZOBACZ WIDEO: Mistrzostwa Europy siatkarzy. Leon zachwycony kibicami. "Uwielbiam gdy skandują moje nazwisko!"