Ostatnie dwa wyścigi F1 padły łupem Ferrari. W Belgii i Włoszech po wygrane sięgnął Charles Leclerc i nie było to dużym zaskoczeniem, jeśli popatrzymy na charakterystykę obu obiektów. Spa-Francorchamps i Monza posiadają długie proste, na których kluczowa jest moc maksymalna.
Tymczasem silnik Ferrari od początku roku dysponuje największą mocą i prędkością maksymalną. - My, Renault i Honda jesteśmy na tym samym poziomie pod względem jednostki. Tylko Ferrari wyróżnia się w tym względzie i to bardzo mocno - skomentował w "Auto Motor und Sport" Toto Wolff, szef Mercedesa.
Czytaj także: Hulkenberg nie podpisał kontraktu z Haasem
W padoku F1 sporo mówi się o tym, że Ferrari może łamać regulamin i uzyskiwać więcej mocy z baterii. Inna teoria głosi, że jednostka w jakiś sposób magazynuje paliwo, a następnie w określonym zakresie obrotów zużywa go i zapewnia większą moc. Trzecia opcja to spalanie oleju, które ma zapewniać podniesienie wydajności.
ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Tomasz Kaczor pracował na fermie indyków. Dziś jest wicemistrzem świata
- Musieli wymyślić coś bardzo, bardzo sprytnego. Jeśli to okaże się zgodne z przepisami, to nie pozostanie nam nic innego jak zdjąć czapki i się ukłonić przed Ferrari - powiedział anonimowo "Auto Motor und Sport" jeden z pracowników konkurencyjnego zespołu.
Czytaj także: Lewis Hamilton zwraca uwagę na niebezpieczeństwo w F1
Tymczasem przed szereg wyszedł Red Bull Racing. Zespół z Milton Keynes jako jedyny oficjalnie zakwestionowały silnik Ferrari. - Wysłaliśmy szereg pytań do FIA, aby wyjaśniła nam pewne rzeczy, ale nie otrzymaliśmy żadnych odpowiedzi - zdradził Christian Horner, szef Red Bulla.