W trakcie Grand Prix Australii szefowie Liberty Media i FIA ogłosili, że jeszcze w tym miesiącu zaprezentują szefom zespołów kluczowe regulacje, jakie mają obowiązywać w Formule 1. Jednym z fundamentów królowej motorsportu ma być limit wydatków.
Kontrola kosztów ma bowiem doprowadzić do wyrównania stawki i uczynienia wyścigów ciekawszymi. Jednak konsekwentnie ten pomysł odrzucają szefowie Mercedesa.
Czytaj także: coraz bliżej rewolucji w F1
- Problem polega na zarządzaniu i kontrolowaniu wydatków. Każdy zespół jest inaczej zorganizowany. Ujęcie tego pod jednym budżetem jest trudne, bo to bardzo złożone kwestie - zauważył Toto Wolff, szef niemieckiego zespołu.
Już wcześniej podobne zdanie wyrażało kierownictwo Red Bull Racing. - Jeśli rozmowy pójdą w złym kierunku, Dietrich Mateschitz (właściciel Red Bulla - dop. aut.) może opuścić F1 - mówił Christian Hornerr, szef stajni z Milton Keynes.
Podobne groźby w zeszłym sezonie artykułował Sergio Marchionne, prezydent Ferrari. Włoch zmarł niespodziewanie latem ubiegłego roku, a nowe władze firmy mają być bardziej skłonne do kompromisu. Dlatego ryzyko, że ekipa z Maranello opuści królową motorsportu zmalało.
Czytaj także: Williams znalazł sojusznika
Świadom problemu i utraty czołowych ekip jest jednak Chase Carey, szef F1. - Wiemy, w którą stronę chcemy podążać z rozwojem tego sportu. Przedstawimy nasze pomysły, a potem pewnie poznamy dziesięć różnych opinii na ich temat. Taka jest F1 - stwierdził Carey.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Nagła śmierć Whitinga to dla mnie szok. To jeden z twórców Formuły 1