W ostatnich latach samochody Formuły 1 stawały się mocniejsze i cięższe, a równocześnie niezmieniony pozostał limit paliwa na wyścig. Efekt był taki, że w zeszłym roku coraz częściej kierowcy przyznawali się do tego, że nie jechali na limicie, bo musieli patrzeć na poziom spalania.
Wszczęto dochodzenie przeciwko Ferrari. Czytaj więcej!
Doszło nawet do sytuacji, w której Kevin Magnussen został zdyskwalifikowany z Grand Prix Stanów Zjednoczonych, bo zużył o 170g paliwa za dużo. - Ten przepis jest głupi i trzeba go zmienić. Musisz jeździć jak stara babcia - grzmiał później kierowca Haasa.
Ostatecznie regulamin został zmieniony i od tego roku kierowcy mają do dyspozycji 5 kg paliwa więcej. - To miłe. Oszczędzanie ogromnej ilości paliwa było frustrujące. Sposób w jaki musieliśmy to robić w zeszłym roku był żartem. Dobrze, że to koniec - powiedział Duńczyk.
ZOBACZ WIDEO: Maciej Wisławski: Strach przed śmiercią schodzi w rajdach na dalszy plan
Magnussen docenia też zmiany w oponach Pirelli. Mają one być wykonane z bardziej konserwatywnej mieszanki, co pozwoli kierowcom na jazdę na większym limicie. - W Meksyku opony były takie, że jechaliśmy o osiem sekund wolniej niż mogliśmy. To frustrujące. Mam nadzieję, że koniec z takimi ekstremalnymi scenariuszami w F1 - dodał.
W tym roku F1 czekają też zmiany w aerodynamice. Mniej skomplikowane przednie i tylne skrzydła mają doprowadzić do tego, że kibice zobaczą więcej jazdy koło w koło. Sceptycznie do tego podchodzi Romain Grosjean, drugi z kierowców Haasa.
Liberty Media nie sprzeda Formuły 1 z zyskiem. Czytaj więcej!
- W przeszłości już mówiłem, że nie jestem zbyt optymistycznie nastawiony do tych zmian. Mam nadzieję, że się mylę. Oby faktycznie wyścigi były lepsze. Większy limit paliwa na pewno jest zmianą na plus. Aerodynamika? Tu taki pewny nie jestem. Myślę, że w kilku Grand Prix sytuacja z wyprzedzaniem będzie taka sama, jak w zeszłym roku - podsumował Francuz.