Wjazd na metę Grand Prix Abu Zabi miał słodko-gorzki smak dla Fernando Alonso. W życiu Hiszpana zakończył się pewien okres. W królowej motorsportu zobaczyliśmy go po raz pierwszy w sezonie 2001, aż latem tego roku uznał, że pora zamknąć ten rozdział. 37-latek czuł, że nie ma do dyspozycji konkurencyjnego samochodu, który pozwoli mu walczyć o najwyższe cele.
Najlepszym przykładem tego był niedzielny wyścig, gdzie do ostatnich metrów starał się walczyć o dziesiątą pozycję i jeden punkt z Kevinem Magnussenem. Tempo Duńczyka okazało się jednak zbyt mocne. - Będę miał dobre wspomnienia związane z Formułą 1. To była fantastyczna przygoda, jeśli sobie przypomnę jaką podróż przebyłem od lat młodzieńczych. Miałem szansę jazdy dla kultowych zespołów jak McLaren czy Ferrari - powiedział Alonso.
Kierowca z Oviedo zmienił postrzeganie Formuły 1 w ojczyźnie. Gdy w latach 2005-2006 sięgał po tytuły mistrzowskie, w Hiszpanii zapanowała ogromna euforia i wzrosło zainteresowanie królową motorsportu. To dzięki niemu do F1 zaczęli garnąć przedstawiciele młodego pokolenia, jak chociażby Carlos Sainz.
- Pochodzę z kraju bez tradycji, jeśli chodzi o F1. Mój ojciec nie był kierowcą wyścigowym. Tym bardziej jestem zadowolony z tego, co udało mi się osiągnąć. Może któregoś dnia wrócę w to miejsce jako komentator albo po prostu zwykły turysta - dodał.
Alonso nie kończy definitywnie kariery. Zamierza w przyszłym roku wystartować w Indianapolis 500, prawdopodobnie nadal będziemy go oglądać w wyścigach długodystansowych. Dlatego pojawiają się pytania, czy nie da się skusić ponownie na jazdę w F1.
- Nie wiem. Potrzebuję roku przerwy, nowych wyzwań. Chcę walczyć o potrójną koronę w motorsporcie, stąd decyzja o występie w Indianapolis 500. Może w sezonie 2020 uznam, że potrzebuję pełnego cyklu mistrzostw i postawię na IndyCar lub F1. Może wrócę, a może już nie chcę wracać? - zakończył zagadkowo swoją wypowiedź były mistrz świata.
ZOBACZ WIDEO: Gąsiorowski ostrzega: Myślenie, że Kubica wsiądzie do bolidu i wskoczy na podium to błąd