Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. W taki sposób można by opisać zastrzeżenia Haasa względem Racing Point Force India. Amerykanie to najmniejszy zespół w stawce F1, który przebojem wdarł się do królowej motorsportu. Zgodnie z regulaminem, ekipa założona przez Gene Haasa musiała czekać dwa lata aż zacznie otrzymywać część nagród z puli F1. Dotyczy to pieniędzy z praw komercyjnych.
Przepisy jasno bowiem wskazują, że nowy podmiot musi ukończyć dwa sezony w czołowej dziesiątce, zanim otrzyma swoją pulę z tego "tortu" finansowego. Tymczasem nowo utworzony zespół Lawrence'a Strolla dostał gwarancję wypłacenia takiej premii.
Jak się okazało, Stroll dogadał się w tej sprawie z właścicielem F1, ale szefowie pozostałych zespołów mają swoje racje. Aby porozumienie weszło w życie, konieczna jest zgoda wszystkich ekip. - Rozmawialiśmy na ten temat w Belgii, ale nie było jakichś konkluzji. Szanujemy to, co zrobił Lawrence. Wyłożył własne pieniądze na zespół, który tego potrzebował, który wykonywał świetną robotę. Wszystko działo się jednak bardzo szybko. Było tylko "bum, bum i dajmy im zgodę na ściganie" - powiedział Gunther Steiner, szef Haasa.
Włoch podkreślił, że udzielenie zgody na start Racing Point Force India w Belgii było konieczne ze względu na presję czasu. Jednak teraz zespoły mogą przeanalizować pewne fakty. - Nie musimy się spieszyć. Mamy procedurę wyścigową, na którą musieliśmy patrzeć przed Belgią. Jednak w biznesie potrzeba czasu na pewne decyzje, rozmowy, konsultacje. Chcemy wiedzieć, co się dokładnie dzieje - dodał Steiner.
Szef Haasa liczy, że F1 wyjaśni jego ekipie dlaczego Stroll otrzymał zapewnienie dotyczące nagród finansowych. - Tylko tyle. Musimy to zrozumieć. To nie jest frustracja z naszej strony. Chcemy po prostu to wiedzieć. Zanim zaczniemy robić jakieś biznesy i usiądziemy z nimi do stołu, to zależy nam na określonej wiedzy i dlaczego udzielono takich gwarancji - podsumował Steiner.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: kibole na boisku w Bielsku. Interweniowała policja