Juan Manuel Fangio, pięciokrotny mistrz świata Formuły 1, najwybitniejszy kierowca pierwszej ery motorsportu, w gorący, niedzielny wieczór 23 lutego 1958 roku relaksował się przed wyścigiem o Grand Prix Kuby. Choć od Zatoki Hawańskiej wiała przyjemna bryza, upał dawał się we znaki na tyle, by zachęcać do sączenia rumu z lodem. Gdy mistrz rozmawiał z przyjaciółmi o zwycięstwie, które zamierzał odnieść nazajutrz, nagle zobaczył skierowaną w swoją stronę lufę pistoletu. Spojrzał na trzymającego broń młodego mężczyznę - nosił skórzaną kurtkę, kolonialny wąs i wyglądał jak dubler Clarka Gable'a z "Przeminęło z Wiatrem". Mężczyzna, mocno zaciskając pistolet, szorstko i zdecydowanie oznajmił: - Panie Fangio, musi pan iść ze mną.
Prezydent i gangsterzy z USA
Pod koniec lat 50. Kuba zasługiwała na miano "gorącej wyspy" nie tylko z powodu pogody. Z każdym dniem klimat komunistycznej rewolucji zbliżał się do punktu wrzenia. W górach grasowali partyzanci Fidela Castro, a na ulicach wybuchały coraz gwałtowniejsze protesty przeciwko dyktatorskiej władzy prezydenta Fulgencio Batisty. Batista chciał jednak tworzyć pozory normalności. Przynajmniej w Hawanie, w planach prezydenta jawiącej się jako latynoamerykańskie Las Vegas, w którym bogaci Amerykanie będą zostawiać duże pieniądze.
Ściągnięcie wyścigów F1 na Kubę miało być wabikiem na kochających blichtr i szastających kasą bogaczy. A także poprawić wizerunek prezydenta, znanego z prowadzenia interesów z najpotężniejszymi gangsterami USA - Luckym Luciano, Vito Genovesem i Meyerem Lanskym. Batista ograniczał też swobody obywatelskie i siłą tłumił protesty politycznych przeciwników.
Pierwszy wyścig, w 1957 roku, udał się znakomicie. Na ulicach Hawany najlepszy był Argentyńczyk Fangio, a jego zwycięstwo oglądały tysiące Kubańczyków. Gdy 12 miesięcy później Formuła 1 wróciła na Kubę, atmosfera w kraju była bardzo napięta. Rewolucjoniści urośli w siłę, wzmogły się represje. Castro i jego ludzie wpadli na pomysł, by wykorzystać wyścig do zwrócenia na siebie uwagi. I przy okazji popsuć święto burżuazyjnej władzy. Jak tego dokonać? Plan był prosty - pozbawić nadchodzący spektakl najważniejszego aktora.
Tym razem to nie żart
Zadanie porwania Juana Manuela Fangio otrzymał Oscar Lucero Moya, kierujący operacjami komunistów w stolicy kraju. W przeddzień wyścigu jego grupa dowiedziała się od dziennikarza, że Argentyńczyk zatrzymał się w luksusowym hotelu Lincoln. Moya postanowił działać natychmiast. Jeszcze tego samego wieczoru zwołał swoich towarzyszy i poszedł znaleźć mistrza...
Kilka chwil po tym, jak Lucero w lobby hotelu Lincoln podszedł do Fangio z bronią w ręku, argentyński czempion siedział już wraz z grupą rewolucjonistów w czekającym przed hotelem samochodzie marki Plymouth. Początkowo myślał, że to dowcip jego impresario Marcelo Giambertone, który zresztą nosił przydomek "La Broma", czyli "żart". Agentowi kierowcy tym razem nie było jednak do śmiechu - zaraz po tym, jak samochód z Fangio odjechał, zadzwonił do generała kubańskiej policji. Jednak ten, po wysłuchaniu jego relacji, powiedział tylko: - A zabrali go latającym spodkiem czy odjechali na białym koniu? - i odłożył słuchawkę.
Porywacze dwukrotnie zmieniali auto. - Powoli jechali ulicami miasta, żeby nie zwracać na siebie uwagi. W tym czasie przepraszali mnie za to, co robią, i przekonywali, iż chcą jedynie zwrócić uwagę świata na swoją sprawę - wspominał po latach Fangio.
W tym czasie policja i wojsko wiedziały już, że Giambertone nie żartuje, a upewnili ich w tym sami porywacze, oświadczając przez radio, że Fangio jest w ich rękach. Urządzono obławę na kidnapperów, a Stirlingowi Mossowi, drugiemu najlepszemu kierowcy F1 tamtych czasów, przydzielono ochronę. Strażnik co trzy godziny pukał do drzwi jego pokoju, by sprawdzić, czy Anglik wciąż tam jest. Moss był jednak bezpieczny - chcąc go chronić, Fangio powiedział rebeliantom, że jego najgroźniejszego rywala nie wolno porwać, ponieważ ten jest w trakcie miesiąca miodowego. - To było kłamstwo, ale tak czy inaczej miło z jego strony, że tak się zachował - wspominał po latach brytyjski zawodnik.
[nextpage]
Rewolucjoniści dobrze traktowali Fangio. Zawieźli go do domu, w którym mieszkała wdowa z dwoma córkami - zwolenniczki komunistów. Kobiety umieściły kierowcę w wygodnym apartamencie i zajmowały się nim jak gościem. W dniu wyścigu zastępca Fidela Castro, Faustino Perez, osobiście przeprosił mistrza. Zapewnił, że zwróci mu wolność zaraz po wyścigu, kazał mu nawet przynieść radio, by mógł słuchać relacji z zawodów. Fangio nie skorzystał jednak z tej możliwości.
Porwanie w cieniu tragedii
24 lutego 1958 roku, w oczekiwaniu na start wyścigu, na ulice Hawany wyszło około 150 tysięcy widzów. Początek rywalizacji zaplanowano na godzinę 14. Batista i jego ludzie liczyli jednak, że uda się znaleźć Fangio i zwlekali z rozpoczęciem zawodów. Ostatecznie wyścig ruszył o 15:30, miejsce za kierownicą Maserati Argentyńczyka zajął Maurice Trintignant.
Wyścig wygrał Moss, ale jego triumf został przyćmiony nawet nie tyle przez porwanie Fangio, co przez tragedię, która wydarzyła się w trakcie zawodów. Już na szóstym okrążeniu lokalny kierowca Armando Garcia Cifuentes stracił kontrolę nad autem na pokrytej olejem części ulicznego toru i wjechał w widzów. Zginęło siedem osób, a ponad czterdzieści zostało rannych. Szybko pojawiły się doniesienia, że to ludzie Castro dokonali aktu sabotażu, rozlewając olej na ulicy. Później ustalono jednak, że płyn wyciekł z uszkodzonego auta Argentyńczyka Roberto Mieresa. Tak czy inaczej, poważna kraksa i porwanie Fangio sprawiły, że GP Kuby 1958 okazało się klęską.
Zaskakujące słowa uwolnionego kierowcy
Tymczasem porywacze zastanawiali się, w jaki sposób wypuścić Fangio. Obawiali się, że jeśli przekażą go ludziom Batisty, wszyscy zostaną zabici, a władze oskarżą komunistów o zamordowanie mistrza F1. Rozważali zostawienie go w jednym z kościołów. Fangio zasugerował, by skontaktować się z argentyńską ambasadą i tak też zrobiono - za pośrednictwem ambasadora Raula Lyncha, kuzyna słynnego Ernesto "Che" Guevary, ustalono, że uprowadzony zostanie wypuszczony w pobliżu rezydencji Lyncha. To zadanie powierzono Arnoldowi Rodriguezowi, który uwalniając Fangio powiedział mu, że gdy rewolucja zwycięży, komuniści zaproszą go na Kubę jako gościa honorowego. Dał mu też list z przeprosinami skierowany do argentyńskiego rządu. Słynny kierowca spędził w rękach rewolucjonistów 27 godzin.
Następnego dnia mistrza świata oblegli dziennikarze, którzy chcieli poznać wszystkie szczegóły uprowadzenia. Musieli się dziwić, gdy Fangio mówił o swoich porywaczach niemal z serdecznością. Zapewniał, że nie żywi do nich urazy, że był traktowany godnie. - Traktuję to jak przygodę - powiedział. - Jeśli rebelianci zrobili to w słusznej sprawie, akceptuję ich działania.
[nextpage]
Po sezonie 1958 Fangio, wówczas już 47-letni, zakończył sportową karierę. W jej czasie wygrał 24 wyścigi F1 i zdobył pięć tytułów mistrza świata. Dla niektórych był jednak sławny przede wszystkim z powodu porwania - do niezwykle popularnego wówczas w USA programu telewizyjnego Eda Sullivana, emitowanego przez CBS, został zaproszony nie jako wielki mistrz wyścigów, a jako ofiara komunistycznych kidnapperów. Za 10-minutowy występ zarobił tysiąc dolarów (równowartość dzisiejszych 8300 dolarów).
"Twoi przyjaciele, porywacze"
Argentyński czempion na Kubę wrócił w 1981 roku i był podejmowany z honorami przez najważniejsze persony w reżimie Fidela Castro. Dziesięć lat później, z okazji 80. urodzin, Fangio otrzymał setki wiadomości z życzeniami z całego świata. Jedną z nich podpisano: "Twoi przyjaciele, porywacze".
Oscar Lucero Moya dwa miesiące po porwaniu został aresztowany, a wkrótce potem stracony. Dziś jego imię nosi jeden z kubańskich uniwersytetów. Inny porywacz, Arnold Rodriguez, przyjaźnił się z Fangio aż do jego śmierci w 1995 roku. Faustino Perez przez przez kilka lat był ministrem przemysłu w komunistycznym rządzie. Fulgencio Batista został obalony przez rebeliantów w roku 1959 i zbiegł do Portugalii. Zmarł na atak serca w 1973 roku, dwa dni przed zamachem na swoje życie, zaplanowanym przez ludzi Castro.
Wyścig Formuły 1 odbył się na Kubie jeszcze tylko raz - w 1960 roku.
W Hawanie, na przeciwko hotelu Lincoln, porwanie argentyńskiego mistrza upamiętnia tablica z brązu, na której widnieje napis: "W nocy, 24 lutego 1958 roku, w tym miejscu bojownicy Ruchu 26 Lipca pod przewodnictwem Oscara Lucero porwali pięciokrotnego mistrza świata Juana Manuela Fangio. Był to potężny propagandowy cios dla tyranii Fulgencio Batisty i ważny sygnał do boju dla sił rewolucyjnych".
Zobacz wideo: Kim będzie rywal Bońka na stanowisko prezesa PZPN?