Red Bull Racing i McLaren od początku sezonu wymieniają się oskarżeniami o wykorzystywanie luk w przepisach Formuły 1. Wcześniej "czerwone byki" zarzucały rywalowi z Woking korzystanie z nadmiernie elastycznego tylnego skrzydła podczas GP Azerbejdżanu. Z kolei Brytyjczycy sugerowali, że Red Bull używa nielegalnego mechanizmu do regulacji wysokości podwozia.
Mimo że FIA nakazała McLarenowi i kilku innym zespołom zaprzestanie używania elastycznego skrzydła, ostatecznie mechanizm Red Bulla został uznany za zgodny z regulaminem. Teraz jednak atmosfera znów się zagęszcza, gdy pojawiają się podejrzenia o manipulowanie oponami poprzez dodawanie niewielkich ilości wody przez zawory.
Według raportu "Auto Motor und Sport", "kilka zespołów" może korzystać z tej praktyki. FIA już rozpoczęła dochodzenie w tej sprawie, choć Pirelli - oficjalny dostawca opon w F1 - nie zgłosiło żadnych nieprawidłowości. Manipulacje ogumieniem są ściśle kontrolowane, a technicy Pirelli odpowiadają za ich montaż i demontaż, co utrudnia ukrycie potencjalnych naruszeń.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Hit internetu. Nagrali Lewandowskiego z "synami"
Warto dodać, że Red Bull miał wcześniej eksperymentować z podobną metodą, zanim FIA zamknęła lukę w przepisach, która na to pozwalała. Obecnie sytuacja jest dynamiczna i pozostaje pod obserwacją. Jeśli oskarżenia się potwierdzą, mogą mieć poważne konsekwencje dla zaangażowanych zespołów
Nerwowe ruch Red Bull Racing są spowodowane coraz gorszą sytuacją ekipy w F1. "Czerwone byki" praktycznie pożegnały się już z marzeniami o obronie tytułu w klasyfikacji konstruktorów. Wśród kierowców pod coraz większą presją jest z kolei Max Verstappen. Holender ma już tylko 44 punkty przewagi nad Lando Norrisem.
Do zakończenia sezonu w Formule 1 pozostały cztery wyścigi. W każdym z nich można zgarnąć maksymalnie 26 "oczek". Dodatkowo podczas GP Kataru zaplanowano sprint F1, którego zwycięzca zgarnia 8 punktów. Dlatego Norris nie jest bez szans w konfrontacji z Verstappenem.