Gwiazdy z Hollywood stracą miliony? Ta inwestycja odbija się czkawką

Getty Images / Christopher Furlong / Na zdjęciu: Ryan Reynolds (w środku)
Getty Images / Christopher Furlong / Na zdjęciu: Ryan Reynolds (w środku)

Aktorzy Ryan Reynolds, Rob McElhenney i Michael B. Jordan zainwestowali miliony dolarów w zespół F1. Dzięki ich środkom Alpine miało dobić do czołówki. Tymczasem są najgorszą ekipą w stawce.

W połowie czerwca 2023 roku Alpine poinformowało o sprzedaży 24 proc. udziałów w zespole Formuły 1. Grupa Renault, do której należy ekipa z Enstone, zgarnęła w ten sposób 200 mln euro. Akcje nabyli inwestorzy zrzeszeni w funduszach Otro Capital, RedBird Capital Partners i Maximum Effort Investments. - To, co nowi inwestorzy wnoszą do zespołu, to zaufanie do projektu. To bardzo ważne. Jeśli ludzie inwestują dużo pieniędzy w twoją firmę, to oznaka zaufania i wiary w powodzenie projektu - mówił wtedy Bruno Famin, szef Alpine.

Gwiazdy z Hollywood mogą żałować

Za ostatnim z funduszy stoją gwiazdy Hollywood - aktorzy Ryan Reynolds, Rob McElhenney i Michael B. Jordan. To do nich należy klub piłkarski Wrexham, który trafił w ręce celebrytów w 2020 roku i od tego momentu przeżywa lepsze chwile. Wśród inwestorów, którzy postanowili wyłożyć własne środki na zespół F1 znalazł się też bokser Anthony Joshua.

Kilka miesięcy później Reynolds zwiększył zaangażowanie w Alpine. Jego firma MNTN, zajmująca się oprogramowaniem do reklamy telewizyjnej, została sponsorem zespołu. - Kilka lat temu, gdybyś powiedział mi, że połączę moją firmę zajmującą się oprogramowaniem do marketingu i zespół Alpine, to kazałbym ci się wynosić z mojego salonu. Nawet nie wiedziałbym, co oznaczają niektóre z tych słów - przekazał w swoim stylu Reynolds w komunikacie prasowym.

ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?

Gwiazdor "Deadpoola" pojawił się też na GP Las Vegas, a Esteban Ocon wystartował w tym wyścigu w kasku, który swoim malowaniem nawiązywał do słynnej postaci z komiksów Marvela. - Gdy go założysz, będzie nie do zniesienia - mówił aktor do francuskiego kierowcy, zachwycając się czerwonym kaskiem.

Od wyścigu w "mieście grzechu" minęło kilka miesięcy i dziś Reynoldsowi oraz jego kolegom z Hollywood może nie być do śmiechu. Ich inwestycja jawi się jako koszmar. Zaczęło się kilka tygodni po wyłożeniu zawrotnej sumy na stół. Jeszcze w lipcu z funkcji szefa Alpine zwolniono Otmara Szafnauera. Wraz z nim odeszli dyrektor techniczny Pat Fry i dyrektor sportowy Alan Permane.

Obecnie francuską ekipą zarządza Bruno Famin, który miał być tylko szefem tymczasowym, a spędza w Enstone kolejne miesiące, bo nikt nie chce przejąć tej stajni Augiasza. Na początku sezonu 2024 zespół jest najgorszy w stawce, choć ma wsparcie giganta motoryzacyjnego w postaci Renault i dysponuje większym budżetem niż prywatni gracze. Co więcej, gdy zimą okazało się, że bolid ma fatalne osiągi, wypowiedzenia złożyli dyrektor techniczny Matt Harman i główny aerodynamik Dirk de Beer.

- Sami wiemy, że nasze wyniki są nie do zaakceptowania. Bolid jest nowy, rozwijamy go. Jestem optymistycznie nastawiony do przyszłości, choć nasza pozycja wyjściowa jest bardzo zła - mówił Famin po GP Arabii Saudyjskiej.

Koszmar trwa w najlepsze

GP Arabii Saudyjskiej było ciągiem dalszym koszmaru Alpine. Pierre Gasly zgłosił problemy ze swoim bolidem jeszcze przed startem wyścigu. Kłopoty ze skrzynią biegów sprawiły, że Francuz nie ukończył nawet pierwszego okrążenia i musiał zjechać do boksów. Esteban Ocon na mecie był trzynasty i znów nie zdobył punktów.
 
Reynolds nie pojawił się jeszcze na wyścigu F1 w sezonie 2024. Oczekuje się, że popularny aktor odwiedzi swoją ekipę przy okazji jednego z wyścigów w Stanach Zjednoczonych - najbliższa okazja już w maju podczas GP Miami. W Arabii Saudyjskiej obecny był za to inny z inwestorów. Bokser Anthony Joshua miał nietęgą minę, gdy patrzył na formę francuskiego zespołu.

- Nieważne, jak zaczynasz, ważne jak kończysz - odpowiedział w Sky Sports były dwukrotny mistrz świata wagi ciężkiej, zapytany o gorszy okres swojej ekipy.

Czy Francuzi sprzedadzą zespół F1?

Wsparcie Alpine postanowił okazać Luca di Meo, szef całej grupy Renault. Włoch pojawił się na ostatnim wyścigu, aby motywować pracowników i pokazać, że firma stoi za nimi murem. W padoku F1 pojawiły się jednak pierwsze plotki, że jeśli stajnia szybko nie poprawi swojej dyspozycji, to może trafić na sprzedaż.
 
Biorąc pod uwagę, że 24 proc. akcji Alpine sprzedano za 200 mln euro, to cały zespół wart jest ok. 900 mln euro. Nie wszyscy wierzą jednak w taką wycenę. - Nie wierzę w taką wartość. Nie użyję słowa "fake news", ale z punktu widzenia księgowości, taka kwota jest niemożliwa. Przecież model finansowy się nie spina w tej sytuacji. Dziwne jest dla mnie wycenianie czegokolwiek, co ma łączną wartość 900 mln euro. To śmieszne - powiedział w "Daily Mail" Eddie Jordan, który sam przed laty był właścicielem zespołu F1.
 
Nikt nie wie, jaką kwotę na nabycie udziałów w Alpine wyłożyli Reynolds oraz pozostali gwiazdorzy z Hollywood. Zwłaszcza że wśród inwestorów znalazło się wiele postaci - nie tylko wspomniany wcześniej Anthony Joshua, ale też tacy piłkarze jak Juan Mata i Trent Alexander-Arnold. Wiele wskazuje jednak na to, że wkrótce będą musieli głębiej sięgnąć do portfela.

Jednym z powodów, dla których Alpine osiąga kiepskie wyniki w F1 jest to, że zespół dysponuje gorszą infrastrukturą w fabryce niż konkurencja. Jej ewentualna rozbudowa może pochłonąć miliony. Podobnie jak zatrudnienie nowych pracowników. Innym wyjściem jest sprzedaż, ale czy wtedy Reynolds i pozostała grupa celebrytów odzyskają zainwestowane niedawno środki?

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
- Ustawiono wyniki w F1. Były kierowca domaga się gigantycznego odszkodowania
- Ojciec Verstappena o kłótni z szefem Red Bulla. Jak wyglądają ich relacje?

Komentarze (0)