To był pierwszy rok "prawdziwej" emerytury Michaela Schumachera. W sezonie 2013 doświadczonego Niemca nie oglądaliśmy już w Formule 1 po tym, jak zakończył swoją trzyletnią przygodę z Mercedesem. Nie jest tajemnicą, że zespół z Brackley widział go wtedy jeszcze w swoich szeregach. Miał przez dwa sezony (2013-2014) pomagać w rozwoju nowej maszyny. Było to kluczowe w kontekście nadchodzącej rewolucji technicznej w F1.
"Schumi" nie mógł już znaleźć motywacji i postanowił zrezygnować ze ścigania. Po wielu latach chciał cieszyć się życiem, mocniej oddać się rodzinie. Jeszcze w grudniu 2012 roku po raz ostatni widzieliśmy go na torze w publicznych zawodach - wraz z Sebastianem Vettelem wygrał Race of Champions.
Niezrealizowane plany Schumachera
Pod koniec 2012 roku spekulowano, że Niemiec dołączy do Red Bull Racing jako mentor Vettela. - Mamy w zanadrzu opcje, które ludziom trudno sobie wyobrazić - kokietował wtedy dziennikarzy Christian Horner. Z perspektywy czasu wiemy, że chodziło wówczas o transfer Fernando Alonso albo Lewisa Hamiltona. Sam Schumacher zresztą odcinał się od plotek łączących z "czerwonymi bykami".
ZOBACZ WIDEO: Dzień z Mistrzem. Robert Kubica: "Dopóki ta pasja jest, będę to kontynuował"
Schumacher zaczął pracować jako konsultant Mercedesa. Jego celem był m.in. rozwój technologii bezpiecznej jazdy Intelligent Drive, która pojawiła się w modelu klasy S. Niemcy oddawali mu też do dyspozycji swoje sportowe pojazdy. W maju 2013 roku jeździł Mercedesem po niezwykle niebezpiecznej pętli Nurburgring Nordschleife. Kilka miesięcy później na Hockenheim testował model SLS AMG GT3.
Siedmiokrotny mistrz świata F1 poświęcił się też innej pasji - piłce nożnej. Po zakończeniu kariery zagrał w drużynie Lukasa Podolskiego w meczu charytatywnym, którego celem była zbiórka środków na potrzebujące dzieci. "Poldi" nie pozostał później obojętny na dramat "Schumiego" - w barwach Arsenal FC grał w korkach z napisem "Keep Fighting Michael" ("Walcz dalej Michael").
Michael Schumacher pojawił się też na boisku w pożegnalnych meczach dwóch innych legend reprezentacji Niemiec - Michaela Ballacka i Torstena Fringsa. - Nie wyobrażam sobie bycia profesjonalnym kolarzem albo piłkarzem. Moje kości by tego nie wytrzymały - mówił wtedy. W kontekście wypadku, który wydarzył się 29 grudnia 2013 roku we francuskich Alpach, te słowa brzmią złowieszczo.
Narty wieloletnią pasją Schumachera
- Nie poszedłbyś tam na narty w taki dzień. Było jasne, że śniegu jest za mało, aby jeździć - taką opinię o wydarzeniach z 29 grudnia 2013 roku usłyszał dziennikarz Jens Gideon od osoby z otoczenia Michaela Schumachera. Legenda Ferrari kochała jednak narciarstwo alpejskie. Przez lata włoski zespół organizował w styczniu specjalne zawody dla swojego personelu, w trakcie których pracownicy Ferrari przez tydzień integrowali się na nartach w Dolomitach.
Schumacher prosił Ferrari, by dokonywało dodatkowych rezerwacji stoku tylko dla niego. Na wierzch wychodziła jego konkurencyjna natura. Nawet gdy organizowano zawody towarzyskie w zjazdach alpejskich, musiał być najlepszy. - Gdy pod koniec takiego tygodnia integracyjnego organizowano slalom na szczycie przełęczy Groste, nie było wątpliwości, kto wygra. W tym gronie byli zręczni narciarze. Niektórzy pracownicy Ferrari w dzieciństwie trenowali zjazdy, a i tak nie byli w stanie przyćmić Schumachera - powiedział dziennikarz Kevin Garside.
Pod koniec grudnia 2013 roku Schumacher postawił na francuskie Meribel kosztem włoskich Dolomitów. Było dość ciepło, przez co śnieg słabo pokrywał skaliste zbocza kurortu. - Pod względem śniegu nie jest optymalnie. Najprawdopodobniej polecimy na wakacje do Dubaju - powiedział były kierowca małżonce Corinnie. "Schumi" miał w głowie awaryjny plan. W Dubaju miał wykonać skoki ze spadochronem. Nie zdążył go zrealizować.
Chociaż warunki do jazdy na nartach były trudne, Schumacher wybrał się w góry. Nagle w południe jego menedżerka Sabine Kehm odebrała telefon. Francuski dziennikarz poprosił ją o potwierdzenie szokującej informacji. Z ustaleń reportera wynikało, że "Schumi" po godz. 11 miał wypadek. Podczas jazdy z synem Mickiem i przyjaciółmi przewrócił się, uderzył głową o kamień i walczy o życie.
Godzinę później Kehm wiedziała już doskonale, jak poważna jest sytuacja. Szykowała się do lotu do Grenoble, gdzie lekarze walczyli o życie legendy F1. Trafili tam też najbliżsi Schumachera - żona Corinna, córka Gina, brat Ralf i ojciec Rolf. Na miejscu czuwał syn Mick, który widział wypadek na własne oczy.
Wątpliwości wokół wypadku Schumachera
Przez pierwszy tydzień jedynym oficjalnym źródłem informacji o stanie Schumachera byli lekarze. Regularnie dochodziło do konferencji prasowych, a dziennikarze ujawniali kolejne szczegóły dramatu z 29 grudnia 2013 roku. Pojawiało się przy tym wiele niejasności. Niektórzy twierdzili, że Niemiec wjechał w zamknięty rejon. Inni sugerowali jazdę bez kasku. Pojawiały się też zarzuty, że to kamera na kasku "Schumiego" wbiła się w głowę niczym gwóźdź.
Dopiero 8 stycznia prokurator Patrick Quincey podzielił się wstępnymi wynikami śledztwa. Niemiec jeździł pomiędzy "niebieskim" (dla początkujących) i "czerwonym" (dla doświadczonych) szlakiem z prędkością "niewielką, jak na doświadczonego narciarza". W pewnym momencie Schumacher lekko zboczył z "czerwonego szlaku", uderzył jedną nartą w skałę pod cienką warstwą śniegu, stracił równowagę i leciał przez dziesięć metrów, uderzając głową o kamień.
Dziennikarz Jean-Louis Monse forsował tezę, że to kamera GoPro przyczyniła się do wypadku, bo przeciążyła głowę Schumachera i dodatkowo rozbiła skorupę kasku. Po tych doniesieniach sprzedaż kamerek tej firmy drastycznie zahamowała. Jednak późniejsze śledztwo nie potwierdziło wpływu urządzenia na trwałość kasku. Kamera zarejestrowała też całe zajście, co pozwoliło odtworzyć wypadek.
18 lutego śledztwo oficjalnie zakończono, a incydent Schumachera uznano za nieszczęśliwy wypadek. Prokuratorzy nie stwierdzili żadnych naruszeń na stoku narciarskim, ani w firmie wynajmującej narty i sprzęt legendzie F1.
Pomoc przyszła za późno?
W mediach zaczęło krążyć wiele informacji o zdrowiu Niemca. Początkowo opierały się one na doniesieniach z kliniki z Grenoble. "Musieliśmy pilnie działać, aby zmniejszyć ciśnienie w czaszce. Niestety, Michael ma pewne uszkodzenia w mózgu" - napisano w jednym z pierwszych biuletynów.
Neurochirurdzy porównują konsekwencje tego typu urazów z udarem, bo w obu przypadkach krwotok prowadzi do śmierci komórek mózgowych. Takie uszkodzenia mogą spowodować niepełnosprawność, utratę mowy, pamięci, a w najgorszym przypadku śmierć. Wszystko zależy od tego, jak szybko poszkodowany otrzyma niezbędną pomoc. Wypadek Schumachera miał miejsce po godz. 11. Do szpitala w Grenoble dotarł dopiero o godz. 13.30.
31 grudnia 2013 roku stan Schumachera nadal uznawano za krytyczny. Jego życie ciągle było zagrożone. Lekarzom udało się jednak ustabilizować sytuację. Po miesiącu rozpoczęły się próby wybudzenia legendy F1 ze śpiączki. W kwietniu pojawiły się pierwsze oznaki świadomości u "Schumiego". Rosło też zainteresowanie mediów tematem zdrowia Niemca.
- Jeden dziennikarz przebrał się za księdza i próbował wejść do jego pokoju. Inni podawali się za członków rodziny. Początkowo dla personelu szpitala nie było jasne, kto jest kim. To był trudny okres - wspominała menedżerka Schumachera.
7 stycznia 2014 roku Corinna Schumacher wystąpiła do mediów z apelem, by nie szukać sensacji w tragicznych wydarzeniach. - Prosimy, wspierajcie nas w naszej wspólnej walce o zdrowie Michaela. Zależy nam na tym, aby lekarze w szpitalu nie pracowali w atmosferze stresu i mogli spokojnie zajmować się Michaelem. Ufajcie w ich komunikaty i opuśćcie klinikę. Zostawcie naszą rodzinę w spokoju - mówiła małżonka byłego kierowcy.
Przedstawiciele mediów nie zastosowali się do tych próśb. Ostatnia dekada to wiele fałszywych informacji przekazywanych przez dziennikarzy. Doszło też do dwóch skandali. Jedna z osób wykonała zdjęcia dokumentacji medycznej Schumachera i próbowała je później sprzedać. Inna wykonała kierowcy zdjęcia przedstawiające jego wygląd po wypadku. Gazety i portale informacyjne zachowały się z klasą - nie były zainteresowane kupnem fotografii.
Decyzją bliskich oficjalne raporty na temat stanu Schumachera przestały się ukazywać latem 2014 roku. Wtedy Niemca przewieziono z Grenoble do prywatnej rezydencji nad Jeziorem Genewskim. Informowano wówczas jedynie, że legenda F1 wybudziła się ze śpiączki. - Mieszkamy razem w domu. Prowadzimy terapię, robimy wszystko, aby Michael czuł się lepiej. Nieważne, co się stanie, zrobię wszystko, co w mojej mocy - mówiła w 2019 roku jego małżonka.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
[b]
[/b]
Czytaj także:
- Rosjanie ogłosili sukces. Jest tylko jedno "ale"
- Całe podium Dakaru dla polskiej rodziny? Klan Goczałów wśród faworytów