Z Las Vegas Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
"Miasto grzechu" słynie z kiczu, przepychu i ekskluzywnych kasyn. Wizyta w Las Vegas po miesiącu od rozegrania wyścigu Formuły 1 może jednak szokować. Na prestiżowym The Strip wciąż widać pozostałości po zawodach. Nie brakuje rusztowań i elementów podtrzymujących sztuczne oświetlenie.
Spacerując po mieście łatwo odtworzyć, jak wyglądała nitka wyścigowa stworzona na potrzeby GP Las Vegas. Zdradza ją nie tylko nowy asfalt, jaki wylano na ulicach, ale też pachołki pozostawione przy drogach. Część z nich pałęta się nawet po chodnikach, utrudniając życie przechodniom. - Koszmar - słyszę od turystów. Część z nich nie jest nawet świadoma, że to pozostałość po F1.
Czy Las Vegas potrzebuje F1?
- Nie wiem, po co była nam tam impreza. Budowa toru zablokowała nam wjazd na teren obiektu, co okazało się nie lada problemem dla klientów - mówi pracownik hotelu zlokalizowanego przy Koval Lane. Nieco dalej, przy skrzyżowaniu z Harmon Avenue, znajduje się ogromna działka. Tam funkcjonował padok F1, o czym po miesiącu przypominają nierozebrane trybuny.
ZOBACZ WIDEO: Dzień z Mistrzem. Robert Kubica: "Dopóki ta pasja jest, będę to kontynuował"
Rozbiórka elementów toru trwa w godzinach nocnych, tak aby za dnia nie przeszkadzać mieszkańcom i turystom w przemieszczaniu się po Las Vegas. Hałas bywa jednak uciążliwy i potrafi obudzić w środku nocy. - Zdarza się, że klienci na to się skarżą - słyszę w pobliskim hotelu. Jeden z placów przypomina wręcz wysypisko śmieci. Nie przystoi to miastu, które uznawane jest za idealną lokalizację dla miliarderów.
- Na wiele tygodni przed wyścigiem zamykano ulice, by zbudować infrastrukturę torową. Stworzono tymczasowe mosty i kładki, ale to nie rozwiązuje problemu. Do tego komunikacja miejska zaczęła mieć opóźnienia przez te wszystkie prace. Po co nam to? - pyta pracownik hotelu.
Las Vegas to miasto, które żyje z turystyki. Zamieszkuje je ok. 650 tys. osób. Tymczasem rocznie odwiedza je ponad 40 mln turystów. - Nie potrzebujemy F1 do promocji. I tak mielibyśmy dość klientów w listopadzie - mówi kolejna napotkana osoba w okolicach Koval Lane.
Dowodem na to może być fakt, że średnia cena pokoju hotelowego w Las Vegas podczas wyścigu F1 kosztowała 283 dolarów, aż o 24 proc. mniej niż miesiąc wcześniej.
Najdroższy wyścig w historii F1
GP Las Vegas uznawane jest za najdroższy wyścig w historii. Po raz pierwszy promotorem zawodów bezpośrednio został właściciel F1 - firma Liberty Media. To ona zakupiła grunt w centrum miasta pod budowę padoku za ok. 200 mln dolarów. Wymyślono też specjalną ceremonię otwarcia za kwotę 80 mln dolarów. Wystąpili na niej m.in. Jared Leto, Kylie Minogue, Swedish House Mafia i wiele innych gwiazd.
Łącznie wyścig F1 w "mieście grzechu" miał pochłonąć nawet 800 mln dolarów. Część kosztów została poniesiona jednorazowo, więc kolejne edycje GP Las Vegas będą tańsze. Liberty Media zakłada, że impreza generować będzie ogromne zyski. Wstępnie ma mieć zapewnione miejsce w kalendarzu aż do 2033 roku.
Na trybunach podczas GP Las Vegas pojawiły się takie gwiazdy jak David Beckham, Jennifer Lopez, Brad Pitt czy Rihanna. Tyle że podczas weekendu wyścigowego nie obyło się bez kontrowersji. Pierwszy trening trwał tylko kilka minut po tym, jak Carlos Sainz najechał na poluzowaną studzienkę kanalizacyjną.
Obawy o bezpieczeństwo doprowadziły do przeglądu całego toru. Opóźniło to drugą sesję, na którą nie wpuszczono kibiców. Przepisy prawa pracy nie pozwalały bowiem, by pracownicy trwali tyle godzin na swoich stanowiskach.
Ile kosztował bilet na GP Las Vegas?
Początkowo hotele i kasyna w Las Vegas oferowały bilety na wyścig F1 nawet za milion dolarów. Tworzyły specjalne pakiety, w ramach których można było liczyć na nocleg, ekskluzywne kolacje i koncert gwiazd. Wejściówki dla zwykłych zjadaczy chleba wyceniono na 1645 dolarów, ale słaby popyt obniżył ich cenę do 1000 dolarów.
F1 przeliczyła się ze sprzedażą biletów. Kibicom nie przypadła do gustu późna pora rozgrywania zawodów - treningi i kwalifikacje rozpoczynały się niemal przed północą, by nieco zadowolić fanów w Europie ze względu na 9-godzinną różnicę w czasie. Efekt był taki, że w momencie wyjazdu bolidów na tor temperatura w Las Vegas wynosiła tylko kilka stopni C.
Część ludzi obejrzała wyścig za darmo. Wprawdzie Formuła 1 walczyła z tym zjawiskiem, montując płoty i specjalne ekrany na kładkach i wzdłuż ulic, ale niektórzy kibice poradzili sobie z zabezpieczeniami.
- W tym wyścigu w 1 proc. chodzi o rywalizację, w 99 proc. o show - ocenił Max Verstappen podczas pobytu w Las Vegas. Aktualny mistrz świata od samego początku ostro krytykował organizację wyścigu w "mieście grzechu". Holender trafił w sedno, bo gwiazdy muzyki i filmu podczas obecności w padoku nawet nie były zainteresowane kierowcami. Chodziło głównie o to, by pojawić się na imprezie w blasku fleszy.
Czytaj także:
- Rewolucja w zespole Orlenu. Nowa nazwa trzymana w tajemnicy
- Hamilton powinien stracić tytuł mistrzowski? Były szef FIA nie ma wątpliwości