Umiejętność przyznania się do błędu charakteryzuje ludzi wielkich i samo w sobie jest aktem odwagi. Nawet jeśli Zbigniewa Bońka na to nie stać, to zapytany o przyszłość selekcjonera, mógł zwyczajnie nie odpowiadać. W końcu trwa turniej Euro, nic jest jeszcze przesądzone, a dopóki piłkarze w grze... Miał szansę, by nie zabierać głosu, ale nie, to nie byłoby w jego stylu.
Prezes PZPN stanął w czwartek przed kamerami i zakomunikował swoim nieznoszącym sprzeciwu tonem, że bez względu na to, czy Polska awansuje do 1/8 finału, czy nie, on Paulo Sousy nie zwolni i Portugalczyk pozostanie selekcjonerem reprezentacji Polski.
Czyli można pogonić Jerzego Brzęczka, który zrealizował wszystkie postawione przed nim cele, czyli utrzymał drużynę w Lidze Narodów, odmłodził kadrę i przede wszystkim wprowadził ją do Euro 2020, i równocześnie można zatrzymać na stanowisku Paulo Sousę, który nie zrealizuje celu minimum w postaci awansu do 1/8 finału mistrzostw.
ZOBACZ WIDEO: Polacy mogą już żegnać się z Euro 2020? "Nie mamy szans z Hiszpanią i Szwecją"
Można, bo w działaniach prezesa PZPN logiki trudno się doszukać nie od wczoraj. Podwójne standardy to też norma. Czym ten Sousa zaczarował Bońka? "Zibi" to obywatel świata, który niemal całe dorosłe życie spędził w Turynie i Rzymie, a od 40 lat obraca się na salonach jako piłkarz i działacz, więc trudno mi uwierzyć, że działa na niego magia portugalskiego paszportu i języka włoskiego...
Że dał się nabrać na to, że Sousa na rozmowę o pracę przyszedł przygotowany i znał polskich piłkarzy? Że potrafi obsługiwać laptopa i robi efektowne prezentacje? Że pięknie i w dodatku nienaganną angielszczyzną naucza futbolu na konferencjach prasowych? Że ma współpracowników z Barceloną w CV? Że zna ludzi piłki od Lizbony po Berlin? Nie, to nie może być to... Piotr Świerczewski też ma kontakty, a nikt nie daje mu do prowadzenia nawet klubu.
Boniek w czwartek nie tylko wkurzył 38 mln kibiców futbolu nad Wisłą, ale też uderzył we własne środowisko. - Chciałbym sześciu takich Sousów w polskiej piłce, którzy uczą gry w piłkę - rzucił do dziennikarzy, broniąc swojej decyzji. Czyli w Polsce nie ma dobrych trenerów i kaganek oświaty musi nam nieść portugalski kaznodzieja z piękną piłkarską karierą, ale z wątpliwym szkoleniowym dossier?
Ten sam, który nie potrafi wykorzystać tego, że ma w zespole najlepszego piłkarza i napastnika świata i do dyspozycji pomocników, o jakich Adam Nawałka mógł tylko pomarzyć? Ten sam, który na sześć meczów wygrał tylko jeden - z Andorą? Pod wodzą, którego możemy pożegnać się z Euro 2020 najwcześniej, jak to jest możliwe?
Boniek nie ceni polskich trenerów, ale chyba zapomina, że od 9 lat to on odpowiada za ich szkolenie. To za jego kadencji zamknięto przestarzałą według niego "kuleszówkę" i otwarto z pompą szkołę trenerów w Białej Podlaskiej, którą notabene kieruje jego serdeczny przyjaciel Stefan Majewski.
Sam "Zibi" jest z kolei absolwentem słynnej włoskiej szkoły trenerskiej w Coverciano, ale żaden z niego Marcello Lippi czy Giovanni Trapattoni. Jego szkoleniowe epizody to pasmo nieszczęść, ze smutną puentą, kiedy mianował się selekcjonerem po Jerzym Engelu, spartolił start kwalifikacji do Euro 2004 i zrezygnował po kilku miesiącach. Czy zatem nazwa skończonej uczelni decyduje o tym, czy ktoś jest dobrym trenerem?
A może chodzi o kryterium geograficzne? Prezes jest w końcu z pokolenia, które - nie ze swojej winy - ma mocno zakorzenione kompleksy względem Zachodu i nawet posada wiceprezesa UEFA ich nie wyciszy. Jeśli Boniek chce, by po Euro 2020 Sousa nauczył w Polsce futbolu, to niech zaprosi go na prelekcję do Białej Podlaskiej, a nie daje prowadzić kadrę. Nie każdy akademicki teoretyk sprawdza się w teorii.
Jakkolwiek Boniek by nie zaklinał rzeczywistości, fakty są takie, że to PZPN odpowiada za przygotowywanie trenerów do zawodu. Podobnie jak PZPN odpowiada za jakość szkolenia dzieci i młodzieży. Zresztą, na tym polu "Zibi" też ma swoje za uszami. "Akademia Młodych Orłów" (AMO), flagowy projekt kadencji Bońka, skierowany do najmłodszych kandydatów na piłkarzy, został zamknięty, bo nie spełnił swojej roli.
Ale wróćmy do selekcjonera. Boniek zadeklarował, że bez względu na wszystko nie zwolni Sousy po Euro 2020. Zwykle taka deklaracja to pocałunek śmierci dla trenera. I prezes PZPN w czwartek faktycznie podpisał wyrok, tyle że nie na selekcjonera, a na polską piłkę reprezentacyjną.
Kadencja Bońka dobiega końca 18 sierpnia, a jego następca - Marek Koźmiński albo Cezary Kulesza - nie będzie miał odpowiednio dużo czasu, by zatrudnić nowego selekcjonera przed wrześniowymi meczami kwalifikacji do MŚ 2022 z Albanią, San Marino i Anglią. To oznacza, że w zasadzie oddajemy grę o mundial walkowerem.
W marcu, przez eksperymenty Sousy, na które selekcjoner dostał przyzwolenie od Bońka, Polska została w blokach na starcie eliminacji mundialu. Po trzech meczach mamy na koncie cztery punkty i zajmuje czwarte miejsce za Anglią, Węgrami i Albanią. Po wrześniowym tryptyku może być za późno na zmiany. Mistrzostwa świata bez najlepszego piłkarza globu? Dzięki Bońkowi i Sousie to realne.
Idźmy dalej, być może jesienne mecze kadry będą ostatnimi Roberta Lewandowskiego w koszulce z białym orłem na piersi. Frustracja w "Lewym" narasta. Kipiała z niego jesienią, gdy wymownie milczał ws. Brzęczka i kipiała w meczu ze Słowacją. Kolejne rozczarowanie, tym razem brakiem awansu do mundialu 2022, może pchnąć go do przedwczesnej rezygnacji z gry w kadrze. A to już byłby wyrok na polską piłkę reprezentacyjną.