Spadek, baraż, a może awans do ćwierćfinału?
Wszystkie scenariusze są w grze - tak można opisać sytuację, w której przed dwoma ostatnimi meczami w fazie grupowej Ligi Narodów UEFA znajduje się reprezentacja Polski. Najpierw - 15 listopada - Polacy zagrają w Porto przeciwko Portugalii. Trzy dni później, a więc 18 listopada, na PGE Narodowym podejmiemy Szkotów. Oba mecze będą szalenie istotne, bowiem tak wygląda sytuacja w naszej grupie:
- Portugalia - 10 punktów
- Chorwacja - 7 punktów
- Polska - 4 punkty
- Szkocja - 1 punkt
Warto przypomnieć, że do ćwierćfinałów Ligi Narodów UEFA awansują dwie najlepsze reprezentacje. Trzecia drużyna zagra w barażu o utrzymanie się w dywizji A. Czwarta z kolei zanotuje bezpośredni spadek do niższej dywizji.
Polacy wciąż mają szanse na awans do ćwierćfinału, ale muszą liczyć nie tylko na korzystne wyniki z Portugalią i Szkocją, ale i... co najmniej dwie wpadki Chorwatów. Kurs na to, że Biało-Czerwoni dokonają wręcz niemożliwego i zajmą drugie miejsce wynosi aż... 40.00.
Warto uwzględnić, że w sytuacji, w której reprezentacje zakończą fazę grupową z takim samym dorobkiem punktowym, to wówczas o miejscu zadecyduje bilans bezpośrednich meczów. To oznacza, że Polacy, chcąc awansować z grupy, muszą przeskoczyć Chorwatów przynajmniej o jedno oczko. Stąd potrzebne są dwie wpadki "Vatrenich".
Legalny bukmacher STS uważa, że bardziej prawdopodobny scenariusz to niestety... ostatnie miejsce podopiecznych Michała Probierza. Taki wariant wyceniono na mnożnik 4.50. Niżej stoją notowania Szkotów, gdzie kurs na zajęcie przez nich ostatniego miejsca wynosi 1.18.
Na początek Portugalia
Polacy listopadową serią gier w Lidze Narodów UEFA rozpoczną od meczu przeciwko Portugalii. "Nawigatorzy" to najlepsza reprezentacja naszej grupy, która ma w dorobku nie tylko 10 punktów po 4 spotkaniach, ale dodatkowo pokazała nam miejsce w szeregu w październikowej konfrontacji. Przegraliśmy wówczas 1:3. Trudno nie odnieść jednak wrażenia, że jeżeli Cristiano Ronaldo i spółka chcieliby - albo inaczej - musieliby, to wpakowaliby nam jeszcze kilka bramek.
Z jednej strony trudno zatem oczekiwać, że 15 listopada w Porto będziemy w stanie rywalizować jak równy z równym. Zwłaszcza, że kadra Michała Probierza będzie osłabiona brakiem Roberta Lewandowskiego. Portugalczycy będą z kolei podrażnieni, gdyż miesiąc temu zaledwie zremisowali ze Szkotami, nie potrafiąc przełożyć nieustannych ataków na choćby jedno trafienie. Z drugiej strony ciężko też o wskazanie bardziej nieprzewidywalnej reprezentacji od naszej. Kiedy w październiku po porażce z Portugalczykami, spodziewaliśmy się solidnego lania od Chorwatów, to podopieczni Probierza "urwali" punkt faworyzowanym "Vatrenim". Można zatem zakończyć cytatem z Kazimierza Górskiego: "dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe".
Mecz o wszystko?
Niemniej jednak, zdejmując różowe okulary, przed oczami rysuje się scenariusz, w którym ostatni mecz Polaków przeciwko Szkotom będzie starciem o być albo nie być. To właśnie te reprezentacje powinny rozstrzygnąć pomiędzy sobą kwestie 3. i 4. miejsca w grupie. Przypomnę: trzecie da baraż o utrzymanie, a czwarte skutkować będzie bezpośrednim spadkiem do dywizji B.
Załóżmy scenariusz, w którym po meczach Portugalia - Polska i Szkocja - Chorwacja zostanie utrzymany status quo, a więc Biało-Czerwoni będą mieć wciąż trzy punkty przewagi nad Szkotami. Wówczas, aby zająć trzecie miejsce w grupie, wystarczy nam remis. Porażka spowodowałaby, że do gry wejdzie wyższa matematyka. A tego chcemy uniknąć.
Wszystko dlatego, że przy równej liczbie punktów i bilansowi bezpośrednich meczów, o miejscu w grupie decydują kolejno: różnica bramek w bezpośrednich starciach, większa liczba strzelonych goli w bezpośrednich meczach oraz ogólny bilans bramkowy.
Przed meczem ze Szkotami możemy być jednak optymistami. Ograliśmy ich na trudnym terenie na Hampden Park w Glasgow. Szalone starcie zakończyło się wynikiem 3:2. Szkotów nie można jednak lekceważyć, co pokazuje ich ostatni bezbramkowy remis przeciwko Portugalczykom. Szkoci wytrzymali napór "Nawigatorów" i na pewno łatwo się nie poddadzą. Nawet, jeśli na ten moment mają w dorobku zaledwie 1 punkt po 4 spotkaniach.