Zdecydowanym faworytem bukmacherów i ekspertów był Saul Alvarez - młodszy i przede wszystkim niemęczony zbijaniem zbędnych kilogramów "Canelo". W ringu w Las Vegas miała być zadyma, która rozpęta wojnę, ale stało się inaczej.
Julio Cesar Chavez Junior nie potrafił znaleźć pomysłu na rodaka z Meksyku i był tylko tłem w tej rywalizacji. Alvarez szybko narzucił swój styl, wykorzystywał przewagę szybkości i dynamiki i prowadził pojedynek. Ci, którzy pamiętają nokaut, jaki Alvarez zafundował Amirowi Khanowi w 2016 roku, liczyli na efektowny finisz. Raz jeszcze potwierdziło się jednak, że Chavez w dziedzictwie po ojcu otrzymał zdolność do przyjmowania nawet mocnych uderzeń rywali.
Przewaga Alvareza nie podlegała dyskusji i im bliżej końca walki, tym jaśniejsze stawało się to, że ta rywalizacja może mieć tylko jednego triumfatora. Po ostatnim gongu głos zabrali sędziowie punktowi, którzy solidarnie wskazali na "Canelo", punktując 120-108. Zdaniem arbitrów to była dominacja, w której Junior nie wygrał choćby jednej rundy.
Po zakończeniu wielkiej dla Meksykanów potyczki ogłoszono, że kolejnym przeciwnikiem Alvareza będzie Giennadij Gołowkin, a hitowo zapowiadający się bój odbędzie się 16 września w Las Vegas. W stawce znajdą się aż cztery pasy mistrza świata wagi średniej.
ZOBACZ WIDEO: Polski himalaista wspomina tragiczny wypadek Jerzego Kukuczki. "Olbrzymia trauma"