Wyraźnie lżejszy i mniejszy fizycznie Cotto nie pozostawił cienia wątpliwości, a destrukcyjne dzieło zniszczenia rozpoczęło się już w pierwszej rundzie, gdy lewy sierpowy "Junito" raz po raz podłączał Martineza do prądu, powodując w krótkim odstępie czasu aż trzy nokdauny. W dziewiątej rundzie "Maravilla" znowu padł na matę ringu, a w przerwie przed dziesiątą odsłoną został poddany, przez co tytuł WBC zmienił właściciela.
Uważni obserwatorzy poczynań Martineza doskonale wiedzą, że pięściarz ten w ostatnich kilkunastu miesiącach przechodził prawdziwą gehennę, a stan jego zdrowia przypominał powypadkowy samochód, który kiedyś potrafił błyskawicznie mknąć, ale z czasem rdza i ząb czasu skutecznie unieruchomiły mistrzowski pojazd. Argentyńczyk na ringu w Madison Square Garden nie był sobą, porównując jego aktualną formę z dyspozycją sprzed kilku lat można było odnieść wrażenie, że między linami oglądamy inwalidę, a nie wspaniałego "Maravillę".
- Do połowy grudnia chodziłem o kulach. W wieku 39 lat ciężko się wraca do zdrowia. Bałem się nawet, że nie będę mógł chodzić - wspominał w maju weteran.
[ad=rectangle]
Cotto był w tej rywalizacji chirurgicznie precyzyjny, nie można więc nie docenić jego postawy i coraz lepiej zawiązującej się współpracy z trenerem Freddie Roachem. Słabości rywala trzeba umieć wykorzystać, a 33-latek tej szansy nie zmarnował, krok po kroku rozbijając boksera z Ameryki Południowej.
Co dalej?
Głośne zwycięstwo otworzyło przed Cotto nowe możliwości, choć jeszcze w 2012 roku wydawało się, że wojownik z Caguas może zdecydować się na rozbrat z ringiem. Porażki z Floydem Mayweatherem Juniorem i Austinem Troutem nie zniechęciły, a zmotywowały Miguela do istotnych zmian. Dlatego jak bumerang powrócił temat rewanżu z "Pięknisiem", aktualnie najlepszym i najbardziej kasowym pięściarzem na świecie. W moim odczuciu sportowy efekt byłby bliźniaczo podobny, Mayweather ponownie wypunktowałby Cotto. Amerykanin jest za dobry, za śliski i za sprytny, by dać się sponiewierać tworzącemu historię Portorykańczykowi.
W Meksyku boks zawodowy uchodzi za sport narodowy, a gwiazdy tej dyscypliny sportu są tam hołubione i potrafią przez lata nie schodzić z piedestału. Dlatego jeśli myśli się o wielkich pieniądzach, zawsze warto skierować wzrok w kierunku meksykańskim. Promotor Oscar de la Hoya proponuje Cotto konfrontację z Saulem Alvarezem, który również ma w rekordzie przegraną z Floydem. "Cynamonowy" musi najpierw rozprawić się z niewygodnym Erislandy Larą, by potem rozpocząć hitowe negocjacje. W tym zestawieniu Cotto również nie byłby faworytem, a silny 23-latek mógłby poważnie rozstrzelać mistrza. Marketingowo i finansowo mielibyśmy sukces murowany.
W wadze średniej dzieli i rządzi Giennadij Gołowkin, nie sposób więc nie wskazać Kazacha jako jednego z potencjalnych oponentów Cotto. "GGG" robi furorę w Stanach Zjednoczonych, kibice w końcu zobaczyli w nim wielki geniusz i licznie oglądają kolejne efektowne nokauty 32-latka z Karagandy. Zunifikowany mistrz WBA i IBO 26 lipca będzie bronił trofeów z twardym Danielem Gealem, zapewne pod koniec roku byłby już gotowy na "Junito", a ściślej można byłoby zaznaczyć, że byłby gotowy na znokautowanie Cotto.
Sobotni triumf przywrócił Cotto do ścisłej światowej czołówki, ale czy doborowe towarzystwo dookoła nie okaże się zgubne dla czempiona czterech kategorii wagowych?