Arkadiusz Pawłowski: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z boksem?
Mariusz Szczepański: - Moja przygoda z boksem rozpoczęła się w wieku 13 lat. Były to ferie zimowe 2001 roku. Było wolne od szkoły, miałem dużo wolnego czasu. Wraz z dwójką kolegów poszliśmy do klubu KS Nokaut. Trenowaliśmy pod okiem Zbigniewa Raubo, któremu dużo zawdzięczam. Gdy zaczął się drugi semetr roku szkolnego kolegom treningi się znudziły, a ja zostałem z boksem do dnia dzisiejszego. Wtedy nawet przez myśl mi nie przyszło, że kiedykolwiek pojadę na zawody. Chciałem uprawiać boks amatorsko, ale na szczęście miałem talent i go wykorzystałem.
Czy jest ktoś w świecie boksu, kogo uważasz za swojego idola?
- Tak, jest nim i zawsze będzie Andrzej Gołota.
Jakie są twoje cele i ambicje do zrealizowania w boksie?
- Karierę zawodniczą zakończyłem trzy lata temu. Byłem w szerokiej kadrze Polski na Olimpiadę w Londynie, ukończyłem też kursy instruktorskie i zostałem trenerem. Pod moim okiem trenuje dziesięciu młodych chłopaków. Mimo młodego wieku skupiam się na trenowaniu. Chciałbym, by udało im się wyjechać w przyszłości na Igrzyska Olimpijskie, by zdobyli jak najwięcej pasów w boksie zawodowym. Cały czas uczę się trenerki, między innymi wyjeżdżam na różne kursy i rozmawiam z moimi byłymi trenerami. Podczas treningu przekazuję podopiecznym całą moją wiedzę, chcę dla nich jak najlepiej.
Która walka była dla Ciebie najtrudniejsza i dlaczego?
- Moim zdaniem każda walka jest trudna, ale najtrudniejsza jest chyba walka z samym sobą, czyli z tym co ma się w głowie. W boksie nie liczy się tylko dynamika i siła. Najważniejsza jest głowa. Przed każdą walką uważam, że jeśli się jej nie wygra w głowie, to w ringu też nie ma szans, aby pokonać przeciwnika. Po wyjściu na ring i usłyszeniu gongu wszystko schodzi na drugi plan, zostajemy tylko my i przeciwnik. To tylko od nas zależy ile z siebie damy i z jakim podejściem wchodzimy do ringu.
Jesteś zarówno zawodnikiem jak i trenerem. W której roli czujesz się lepiej?
- Szczerze mówiąc są to dwa różne światy, zupełnie inaczej się wszystko widzi jako zawodnik, niż jako trener. Nigdy się nie zastanawiałem w jakiej roli czuję się dobrze. Na pewno w to co robię wkładam całe serce i staram się robić to jak najlepiej. Cieszy mnie, gdy ktoś powie, że dobrze go nauczyłem i może się tym pochwalić, albo kiedy idzie do kogoś gościnnie na trening i trener pyta kto go tego nauczył.
Jaka jest twoja najmocniejsza strona, a nad czym musisz jeszcze popracować?
- Moją najmocniejszą stroną jest zwracanie uwagi na drobne elementy techniki. Jestem zadowolony, kiedy ktoś robi tak, jak pokazuję. A jakie są moje wady? Nie mnie to oceniać.
Czy interesujesz się jakimiś innymi sportami walki?
- Tak, są to muay thai i MMA.
Który z osiągniętych sukcesów jest dla ciebie najważniejszy?
- Wszystkie osiągnięcia są dla mnie ważne. Każde z nich kosztowało mnie sporo wysiłku na sali, zarówno jako zawodnika jak i trenera. Ostanie takie osiągnięcie jako zawodnik to zapewne zdobycie tytułu najlepszego technika na mistrzostwach Polski. Było to dla mnie duże wyróżnienie oraz zaskoczenie, bo spośród tak wspaniałych zawodników, których można przecież oglądać dzisiaj w boksie zawodowym, nagrodę dostałem właśnie ja. Mój największy sukces jako trener to współpraca z trenerem Tymoteuszem Nowickim oraz zawodnikiem Michałem Bławdziewiczem, który zdobył srebrny medal na Mistrzostwach Polski Juniorów w 2011 roku.
Jakie są twoje marzenia poza ringiem?
- Poza ringiem chciałbym nadal rozwijać swoją działalność klubu sportów walki "Wojownik Warszawa" znajdującym się na warszawskim AWF. Prowadzę go z kolegami Tymoteuszem Nowickim, Michałem Bławdziewiczem oraz Adamem Molędysem, których serdecznie pozdrawiam. Chciałbym też miećdobre relacje z bliskimi, założyć szczęśliwą rodzinę i wychować dzieci jak najlepiej będę umiał.
Kto byłby twoim wymarzonym przeciwnikiem w ringu?
- Nie ma takiej osoby. Zawsze podejmuję walkę w życiu, trzeba umieć przegrywać, aby później móc wygrywać. To cecha wielkich zawodników.