Niedawno minęła 30. rocznica zdobycia brązowego krążka przez Wojciecha Bartnika w Barcelonie. W dalszym ciągu to 54-latek jest ostatnim polskim pięściarzem, który sięgnął po medal na Igrzyskach Olimpijskich.
Bartnik miał dużego pecha, bo na Igrzyskach w Atlancie złamał kciuk podczas walki z Lakhą Singhiem, zaś później przegrał z Georgim Kandelakim. Z podobnym problemem musiał zmierzyć się cztery lata później, w Sydney.
- Tydzień przed odlotem na igrzyska poszedłem we Władysławowie na kolację. Zostałem zaczepiony przez paru kolesi i musiałem się bronić. Uderzyłem niefortunnie i złamałem palec - ujawnił w wywiadzie dla "Faktu".
Kontuzja była na tyle poważna, że na Igrzyskach Bartnik nie był w stanie zagrozić Williamowi Bennetowi. - Gdy uderzyłem, poczułem ból aż do serca - mówił. Pojedynek wagi ciężkiej zakończył się zdecydowaną wygraną mistrza świata pochodzącego ze Stanów Zjednoczonych.
- We Władysławowie mogło skończyć się gorzej. To byli dilerzy narkotykowi. Mogli mnie dźgnąć nożem... - relacjonował.
W życiu sportowca ważną rolę odegrała wiara. Od trzech lat Bartnik jest jednym z organizatorów męskiego różańca w Oleśnicy.
ZOBACZ WIDEO: Gamrot szczery do bólu. To dlatego przegrał walkę na gali UFC
Czytaj także:
Pokłosie skandalu. TVP kończy współpracę
Władimir Kliczko: Jestem zdruzgotany stratą drogiego przyjaciela