W tym artykule dowiesz się o:
Przed rozpoczęciem rozgrywek chyba nikt nie przewidywał, że czerwono-czarni będą spisywać się aż tak słabo. Wiceprzewodniczący Rady Nadzorczej Start Gniezno S.A., Paweł Sochacki, na przedsezonowej konferencji zaznaczył, iż przed drużyną jest postawione jasne zadanie. - Stawiamy przed sobą jeden cel - zwyciężać, zwyciężać, zwyciężać. My dzisiaj określamy sobie jasno plan. Chcemy jechać w każdym meczu po wygraną. Najbardziej interesuje nas pierwsze miejsce w lidze! - mówił wówczas.
Celu tego nie udało się zrealizować w choćby najmniejszym stopniu. Na nic zdały się wzmocnienia krajowej formacji seniorskiej w osobach Zbigniewa Sucheckiego oraz Norberta Kościucha. Oczywiście zawodnicy ci zdobywali ważne punkty, jednak na początku sezonu ciągle czegoś brakowało. Brakowało kilku "oczek", przez co drużyna nie zwyciężała. Ostatecznie działacze klubu z pierwszej stolicy Polski postanowili poniekąd wywiesić białą flagę i po pladze niepowodzeń posyłać do boju oszczędnościowe zestawienie.
W bólach, trudach i mękach udało się dobrnąć do końca sezonu. Łatwo nie było, jednak gnieźnieński okręt, trochę poturbowany, ale dopłynął do brzegu. Brzegu, którego przez większą część rozgrywek z utęsknieniem wypatrywano. Po tym finiszu zaczęto przygotowania do spotkań barażowych. Kilka treningów wprowadzenie lepszego ducha zespołu przyniosło oczekiwany efekt - ekipa utrzymała się w Nice Polskiej Lidze Żużlowej. Przypomnijmy, iż czerwono-czarni zdołali rozprawić się w dwumeczu barażowym z Polonią Piła.
Gnieźnianie dość wysoko pokonali drugoligowca na domowym owalu, dzięki czemu zapewnili sobie przepustkę do jazdy w przyszłorocznych rozgrywkach pierwszej ligi. - Jedno jedyne, ale najważniejsze zwycięstwo, tego się trzymajmy. Wiadomo, że cały sezon troszeczkę się nam ciągnął, nie układał. Grunt, iż go nie zawaliliśmy do końca. Skupiliśmy się na pracy. Te ostatnie dni czy też tygodnie były dla nas ciężkie, bo wiadomo jak jechaliśmy i jaki sezon mieliśmy za sobą. Cały czas rozmawialiśmy i mówiliśmy, że trzeba pewne rzeczy wymazać i do tych dwóch spotkań podejść jak do nowego sezonu - mówił tuż po tym spotkaniu Norbert Kościuch.
Najlepsi zawodnicy: Zbigniew Suchecki oraz Bjarne Pedersen
Niezwykle trudno wytypować lidera zespołu, kiedy ten przegrywa praktycznie każde spotkanie. Wydaje się jednak, iż do grona najskuteczniejszych zawodników Łączyńscy-Carbon Startu Gniezno w minionym sezonie zaliczyć można Bjarne Pedersena oraz Zbigniewa Sucheckiego. Duńczyk wywalczył najwyższą średnią biegopunktową w drużynie z Grodu Lecha - 1,939. Wychowanek gorzowskiej Stali natomiast w wielu meczach zapisywał przy swoim nazwisku pokaźne zdobycze punktowe. Zapewne gdyby nie fakt, iż borykał się z problemami zdrowotnymi, jego rezultaty byłyby jeszcze okazalsze. Warto bowiem nadmienić, że Suchecki w tegorocznych rozgrywkach zaliczył kilka groźnych kolizji, które wpłynęły na jego kondycję.
31-latek przed rozpoczęciem tegorocznego sezonu wiedział, że przenosząc się z Betard Sparty Wrocław do pierwszoligowca robi krok w tył. Mimo tego twierdził, iż czasem lepiej nieco się cofnąć, by następnie móc zrobić ogromny postęp w rozwoju. Czy ten plan udało się zrealizować? - Ciężko powiedzieć. Generalnie muszę przyznać, że ten sezon był dla mnie niezły. Z tym że miałem zbyt wiele kontuzji, które mnie wyhamowywały. Kiedy już nabrałem pęd i nawet po przegranym starcie potrafiłem ostro jechać - przy płocie czy krawężniku. Wsadzałem głowę tam, gdzie inny by nogi nie wsadził. Później przytrafiały się "dzwony", co mnie zatrzymywało - ocenił Suchecki.
Pedersena natomiast brakowało w niektórych spotkaniach gnieźnieńskiej drużyny. Działacze, chcąc szukać oszczędności, rezygnowali z usług jeźdźca pochodzącego z kraju Hamleta. Finalnie doświadczony Duńczyk odjechał dziewięć meczów w barwach swojej polskiego pracodawcy. Szczególnie ważne punkty 37-latek wywalczył w meczach barażowych, kiedy to zapisał na swym koncie w sumie 25 "oczek". - To był bardzo ważny wynik dla klubu, kibiców oraz sponsorów. Sądzę, że wykonałem swoją pracę, zdobywając 25 punktów w dwóch spotkaniach. Mogłem notować lepsze rezultaty niż ten, ale trzeba pamiętać, że w ciągu ostatnich siedmiu tygodni wystąpiłem w zaledwie siedmiu zawodach, więc moja forma była zaledwie 65-procentowa - skomentował Pedersen.
Największe rozczarowanie: Mikkel Bech, Jonas Davidsson oraz Wadim Tarasienko.
Trzech, których miało stanowić o sile zespołu. Zakładano, że Jonas Davidsson będzie silnym punktem drużyny podczas meczów domowych. Chciano, by Wadim Tarasienko nadal cieszył kibiców swą widowiskową jazdą, która przynosiła zadowalające zdobycze punktowe. Mikkel Bech? Co tu dużo pisać - klub ofiarował fanom tego zawodnika pod choinkę. Niestety, prezenty bożonarodzeniowe mają to do siebie, że bywają nieudane. Czy tak było w tym wypadku? I tak, i nie, trudno stwierdzić, bowiem Duńczyk wystąpił w zaledwie jednym meczu swojej polskiej drużyny. Później słuch po nim zaginął...
Tarasienko również otrzymał jedną szansę. Wydawało się, iż jest to dla Rosjanina kapitalna okazja na wyjście z "dołka", bowiem bronił barw Startu przy okazji meczu w Daugavpils, gdzie się wychował. Tak się jednak nie stało. Reprezentant Sbornej zaprezentował na Łotwie bardzo mizerną jazdę, nie zapisując przy swym nazwisku choćby jednego "oczka". Na tym występie jego tegoroczna kariera w szeregach klubu z pierwszej stolicy Polski się zakończyła. - Wadim nie ma już możliwości jazdy w lidze polskiej, a dlaczego nie jeździł wcześniej? Po pierwsze problemy sprzętowe, po drugie nie do końca sformalizowana jego firma w Polsce. Abyśmy my mogli z nim współpracować, powinien mieć tutaj firmę - tłumaczył podczas sezonu Mariusz Purol, członek zarządu gnieźnieńskiego klubu.
Czas na kilka słów o Jonasie Davidssonie, który po udanych występach na torze w Grodzie Lecha w sezonie 2014 był kreowany na króla tegoż obiektu. Wiele pochlebnych opinii na temat postawy Skandynawa znalazło swój kres. Szwed wystartował w dwóch meczach czerwono-czarnych, w których wywalczył zaledwie jedno "oczko", pokonując po heroicznym boju... Michała Piosickiego. Obszerniejszy komentarz na temat postawy tegoż zawodnika jest chyba zbędny. Można jedynie dodać, iż jeździec w swoich rodzimych rozgrywkach również rozczarowywał. Czy po tak fatalnym roku były reprezentant SPAR Falubazu Zielona Góra zdoła powrócić do formy pozwalającej na osiąganie zadowalających rezultatów? Trudno stwierdzić, czas pokaże.
Najlepszy mecz: Łączyńscy-Carbon Start Gniezno - Polonia Piła 55:35
Wybór w kategorii najlepszy mecz sezonu mógł być w tym przypadku tylko jeden, bowiem zaledwie raz drużyna Łączyńscy-Carbon Startu Gniezno triumfowała. Czerwono-czarni zdołali pokonać pilską Polonię w spotkaniu rewanżowym barażu o Nice PLŻ. Wtenczas drużynę z Grodu Lecha do zwycięstwa poprowadzili Zbigniew Suchecki oraz Jacob Thorssell. Trzeba przyznać, że Szwed wykazał się niemałą determinacją, bowiem do potyczki przystąpił ze złamaną ręką. To nie wpłynęło na jego postawę sportową. Co prawda w swoim pierwszym biegu zerwał taśmę, jednak później był już bezbłędny. Ostatecznie Skandynaw zdołał wywalczyć dwanaście punktów.
22-letni żużlowiec mógł być zatem zadowolony ze swojej postawy. W swojej pomeczowej wypowiedzi podkreślił, że największą satysfakcję czuje w związku z tym, iż drużyna zdołała wywalczyć pierwsze zwycięstwo w sezonie. - To nasze pierwsze zwycięstwo w tym sezonie, ale jednocześnie najważniejsze. Sezon był ciężki. Na końcu potrafiliśmy jednak zebrać się razem i spróbować uratować klub przed spadkiem. Cieszę się, że udało nam się wykonać to zadanie - przyznał podczas rozmowy z oficjalną stroną klubową gnieźnieńskiego Startu - start.gniezno.pl.
Warto odnotować, ze z dobrej strony w tym meczu zaprezentował się także Bjarne Pedersen. Duńczyk wywalczył wówczas 10 punktów z jednym bonusem. Cenne "oczka" dorzucili również zawodnicy młodzieżowi. Dawid Wawrzyniak oraz Michał Piosicki uzbierali łącznie sześć punktów.
Najgorszy mecz: Łączyńscy-Carbon Start Gniezno - Speedway Wanda InstalKraków 41:47
Zdecydowanie najgorszy mecz w wykonaniu Łączyńscy-Carbon Startu Gniezno, nie biorąc pod uwagę oczywiście tych spotkań, w których czerwono-czarni wystawali rezerwowe zestawienie, to potyczka pomiędzy Orłami a Speedway Wandą Instal Kraków. Wtenczas żaden z sympatyków ekipy z Grodu Lecha nie dopuszczał takiej myśli, by przyjezdni wywieźli z pierwszej stolicy Polski trzy punkty. Tak się jednak stało. Była to niemała sensacja. Stawiani w świetle outsidera rozgrywek krakowianie zdołali pokonać zespół szkolony przez Dariusza Śledzia.
14 czerwca bieżącego roku rozczarowała praktycznie cała gnieźnieńska drużyna. Na przyzwoitym poziomie pojechał jedynie Norbert Kościuch, który wywalczył trzynaście punktów z bonusem. Reszta zawodników nie zdołała wykręcić dwucyfrowych rezultatów. Niewątpliwie zawiódł Jacob Thorssell (6+1), z nie najlepszej strony zaprezentował się także Bjarne Pedersen (8 pkt.). Krakowian do triumfu poprowadzili Davey Watt oraz Andriej Karpow. Australijczyk zainkasował 12+1 pkt., natomiast Ukrainiec zapisał przy swoim nazwisku o dwa "oczka" mniej.
- Przechodzimy teraz bardzo trudny czas, nic nam nie wychodzi. Musimy starać się jednak to odwrócić i myślę, że możemy w końcu to zrobić. Zła passa nie może przecież trwać wiecznie. Trzeba po prostu zacząć patrzeć w przyszłość i przejść przez ten ciężki dla nas okres. Nie wiem, co się dzieje... To trudne, kiedy wszystko nie działa tak, jak powinno. Cała drużyna nie prezentuje odpowiedniego poziomu -mówił po tym spotkaniu Bjarne Pedersen.
Budżet i plany na sezon 2016
Trudno cokolwiek mówić o planach stricte sportowych gnieźnieńskiej drużyny na przyszły sezon. Na ustalenia w tej sprawie przyjdzie jeszcze czas. Póki co włodarze klubu z Grodu Lecha mają do wykonania ważniejsze zadanie. Zadanie, od którego zależy przyszłość "czarnego sportu" w pierwszej stolicy Polski. Jak już wcześniej informowaliśmy, działacze Startu muszą zebrać do piątego grudnia sumę 300 tysięcy złotych, która zostanie przekazana na spłatę zobowiązań związanych z zawartym układem upadłościowym. Jeżeli wierzyciele nie otrzymają pieniędzy, to gnieźnieński klub będzie miał ogromny kłopot z otrzymaniem licencji.
Póki co jednak nie ma takiego zagrożenia. - Teraz muszę się spotkać z Piotrem Łączyńskim oraz Pawłem Sochackim i musimy jakoś te pieniądze nazbierać, żeby jak najszybciej to uregulować, aby można mówić o dostaniu licencji. Później dopiero będziemy myśleć o budowaniu składu. Co mogę powiedzieć? Co roku jest taka sytuacja, że jesteśmy w tym samym położeniu, czyli cały czas na koniec sezonu brakuje pieniędzy. Niestety czy stety musimy je wyciągnąć z własnych kieszeni i zapłacić. Jeżeli marzymy o tym, żeby jechać dalej w pierwszej lidze i chcemy utrzymać ten sport w Gnieźnie, to nie ma innego wyjścia. Będzie znów trzeba zrobić to samo - mówił niedawno Robert Łukasik, przewodniczący Rady Nadzorczej Start Gniezno S.A.
Bez wątpienia obecnie nadrzędnym celem, jaki stawiają sobie działacze Startu Gniezno, jest wyprowadzenie klubu na prostą. Do zażegnania problemów finansowych jeszcze dość długa droga. Przypomnijmy bowiem, iż układ upadłościowy będzie obowiązywał jeszcze w sezonie 2016, na który to zostało zaplanowane spłacenie ostatnich zaległości. Trudno zatem oczekiwać, by czerwono-czarni stawiali sobie jakieś wygórowane plany na przyszłoroczne rozgrywki ligowe.