W tym artykule dowiesz się o:
Mistrz nie obroni tytułu
Tak feralnego sezonu wśród uczestników cyklu Grand Prix chyba nie było jeszcze w historii. Zdarzały się sytuacje, że jeden czy drugi zawodnik wypadał na kilka rund. W zeszłym roku taki los spotkał m.in. Jarosława Hampela. W tym sezonie praktycznie połowa stawki leczyła mniej lub bardziej groźne urazy. Niektórzy zawodnicy musieli opuścić po kilka rund Grand Prix.
O największym pechu może mówić wciąż aktualny mistrz świata, Chris Holder, który jednak nie obroni tytułu. W momencie, gdy Australijczyk rozkręcał się, przytrafiła mu się potworna kontuzja, jedna z najgorszych, jaka w ostatnim czasie spotkała żużlowców. "Crispy" złamał biodro, kość ramienia i piętę. Wypadek przytrafił mu się w Anglii na początku lipca. Uraz wykluczył go z żużla do końca sezonu, a i pewnie powrót na tor od początku kolejnego roku nie będzie łatwy dla 26-letniego żużlowca.
Holder w momencie odniesienia kontuzji po 7 rundach SGP był trzeci w klasyfikacji przejściowej z wciąż realnymi szansami na obronę mistrzowskiego tytułu, a już na pewno z możliwością walki o jeden z medali. Niestety, koszmarny wypadek przekreślił nie tylko medalowe plany w IMŚ, osłabił Australię w DPŚ, a przede wszystkim skazał na długą rehabilitację młodego człowieka, pełnego życia, planów i sportowych ambicji. Swoją drogą, ciekawe, w jakiej formie Chris Holder wróci na tor w przyszłym sezonie. Tak ciężkie urazy muszą odcisnąć piętno nawet na takich twardzielach jak żużlowcy.
Emilowi złoto nie dane
- Jak Bóg da, zostanę mistrzem świata - mówił skromnie na kilka turniejów Grand Prix przed końcem sezonu Emil Sajfutdinow. Rosjanin jeszcze wówczas był liderem cyklu ze stosunkowo dużą przewagą nad Taiem Woffindenem. O tym, że kilkanaście punktów to wcale nie duża przewaga Emil przekonał się podczas turniejów w Terenzano i Daugavpils, gdzie stracił sporo do Brytyjczyka i opuścił pozycję lidera cyklu.
Trzy punkty straty do Woffindena to tak naprawdę żaden dystans. Emil mógł go odrobić już w pierwszej serii wyścigów w Grand Prix Słowenii. Mógł, ale nie odrobi. Feralny wyścig z półfinału Enea Ekstraligi w Toruniu przekreślił wszystkie marzenia sympatycznego Rosjanina. - Spokojnie z tą fetą. Zaczekajmy do 5 października - uspokajał Tomasz Suskiewicz, menedżer Sajfutdinowa na pytania o potencjalne mistrzostwo świata jego zawodnika. Niestety, żadnej fety nie będzie. Zamiast radości 5 października był miesiąc wcześniej dramat rosyjskiego żużlowca na Motoarenie.
Sajfutdinow na skutek fatalnego wypadku stracił nie tylko szanse na tytuł mistrzowski, ale i medal w klasyfikacji generalnej SGP. Również marzenia o zwycięstwie w SEC prysły jak bańka mydlana. Emil Sajfutdinow wygrał przecież dwie pierwsze rundy Mistrzostw Europy i był głównym kandydatem do tytułu czempiona w tych rozgrywkach. Niestety, życie dla Emila Sajfutdinowa okazało się w tym roku wyjątkowo brutalne…
Złamał obojczyk, a mimo to wygra?
Tai Woffinden to kolejny żużlowiec, który w tym sezonie nabawił się kontuzji. W Grand Prix Wielkiej Brytanii jeden z głównych kandydatów do zwycięstwa w tamtych zawodach zanotował feralny wypadek, w którym doznał złamania obojczyka. Wydawało się, że kontuzja pozbawi szans "Tajskiego" na walkę o jakikolwiek z medali w tym sezonie.
Rewelacja tego sezonu zgubiła punkty w SGP w swojej ojczyźnie. Wydawało się, że jest to strata nie do odrobienia. Woffinden jednak nie odpuścił nawet jednego turnieju Grand Prix. Dwa tygodnie po odniesieniu kontuzji Woffinden - i to jak - ścigał się już w Grand Prix Polski w Gorzowie. Brytyjczyk - z co tu dużo mówić - nie do końca zaleczonym urazem na stadionie im. Edwarda Jancarza zdobył 12 punktów i zajął trzecie miejsce. Przypomnijmy, że wcześniej Woffinden potężnego "dzwona" zaliczył także w półfinale w Goeteborgu razem z Nicki Pedersenem. Wówczas obyło się jeszcze bez złamań w przypadku Brytyjczyka.
- Moim celem było miejsce w czołowej ósemce. Później pojawiła się szansa na medal, dlatego tak szybko wróciłem na tor. Nie chciałem zmarnować być może niepowtarzalnej okazji na miejsce na podium - wyjaśniał wówczas Woffinden. Brytyjczyk powrócił na tor w rewelacyjnej formie, jaką prezentował przed urazem. W efekcie tego po Grand Prix Łotwy został po raz pierwszy w karierze liderem cyklu SGP. - Nic się nie zmieniło. Nadal jestem tym samym człowiekiem. Do końca sezonu jeszcze trzy rundy - przestrzegał w Daugavpils przed hurraoptymizmem. I rzeczywiście - Woffinden ma obecnie 21 punktów przewagi nad trzecim w klasyfikacji Jarosławem Hampelem. Wszystko wskazuje na to, że wicelider cyklu Emil Sajfutdinow nie powiększy już swojego dorobku punktowego. Brytyjczyk stał się więc murowanym kandydatem do tytułu mistrza świata. Jest tylko jeden warunek - musi cało i zdrowo dojechać do finałowych zawodów SGP w Toruniu.
Opłaciło się jechać ze złamaną ręką?
Nicki Pedersen w tym sezonie chciał powrócić na tron mistrzowski. W zeszłym roku zdobył srebro, a w tym celował w czwarty tytuł czempiona. Duńczyk prezentuje równą formę przez cały sezon i nie straszne mu były nawet kontuzje. Pedersen w Goeteborgu w wypadku w półfinale z Woffindenem doznał złamania ręki. Pojechał jednak w powtórce półfinału i w wielkim finale, gdzie zajął trzecie miejsce.
Pokiereszowany Duńczyk stawił się w następnym turnieju SGP w Pradze. Tam również ze złamaną ręką dojechał aż do podium, zdobywając 11 punktów. To co, że na konferencji prasowej trzymał rękę w wiadrze z lodem. Zacisnął zęby i walczył. Pedersen - pomimo bolesnego urazu - utrzymał więc kontakt z czołówką. Duńczyk świadomie ryzykował swoje zdrowie, wiedząc, że odpuszczenie jakiejkolwiek z rund SGP pozbawi go szans na tytuł mistrzowski.
Ambicja Pedersena w walce o indywidualne trofea nie zna granic. Odbyło się to oczywiście kosztem zdrowia i … jego polskiej drużyny PGE Marmy Rzeszów, ale Duńczyk nie stracił kontaktu z liderami. Ma jednak małe szanse na zdobycie czwartego tytułu mistrza świata. Teoretycznie może to jeszcze uczynić. Biorąc pod uwagę kontuzje w tym sezonie, wiele się jeszcze może wydarzyć. Oby już pech nie dotknął żadnego z żużlowców. Wszystko wskazuje jednak na to, że walka o medale rozstrzygać się będzie dopiero na Motoarenie w Toruniu. Na koniec sezonu Pedersen pewnie sam sobie odpowie na pytanie, czy opłaciło się jechać ze złamaną ręką praktycznie w dwóch turniejach SGP?
Gdyby nie kontuzja, byłby mistrzem świata?
Po sezonie 2013 będzie można dużo gdybać. W przypadku Darcy Warda, który miał fantastyczny początek roku śmiało można powiedzieć, że gdyby nie uraz, stałby na podium IMŚ, a może nawet walczyłby o pierwszy w karierze tytuł mistrzowski.
Darcy Ward już w kwietniu przed Grand Prix w Bydgoszczy nabawił się urazu ręki. W drugim turnieju SGP zdołał jeszcze pojechać, zdobył 13 punktów i awansował na pozycję wicelidera cyklu za Tomasza Golloba. Niestety, już trzeci turniej w Goeteborgu okazał się ponownie pechowy dla Australijczyka. W drugim wyścigu zanotował upadek, w którym złamał łopatkę. Przerwa w startach Warda spowodowała, że opuścił turnieje SGP w Pradze, Cardiff i Gorzowie, by triumfalnie powrócić na Grand Prix w Kopenhadze, które wygrał z 19 punktami.
Ward, pomimo tego, że nie punktował praktycznie w czterech turniejach, ma nadal realne szanse na miejsce w czołowej ósemce na koniec sezonu. Łatwo wyliczyć, że gdyby Darcy Ward pojechał we wszystkich turniejach i zdobyłby w nich średnią, którą ma obecnie, czyli 13 punktów na jedną rundę, byłby… liderem cyklu SGP. To jednak tylko dywagacje, a kontuzje niestety w tym roku mocno przetasowały stawkę Grand Prix.
Nie tylko czołówka pauzowała
Wcześniej wymieniliśmy żużlowców, którym kontuzje stanęły na drodze, czy to do tytułu mistrzowskiego, czy medalu w tym sezonie. Urazy jednak nie ominęły także innych uczestników Grand Prix.
W Kopenhadze groźny wypadek zanotował Andreas Jonsson, któremu pod koła wpadł Emil Sajfutdinow. Bardziej w tym karambolu ucierpiał Szwed, u którego stwierdzono złamanie łopatki. Kontuzja ta wykluczyła "AJ" z udziału w tegorocznym Drużynowym Pucharze Świata oraz Grand Prix Włoch w Terenzano.
Podczas tej samej Grand Prix w Kopenhadze kontuzji ręki nabawił się inny Szwed, Fredrik Lindgren, który również pauzował podczas Drużynowego Pucharu Świata. "Fredka" zdołał się wyleczyć na tyle szybko, że nie opuścił żadnego turnieju SGP i wrócił już na rywalizację we Włoszech.
Z uwagi na kontuzje stałych uczestników cyklu SGP dużo szansy pokazania się w tym roku otrzymali rezerwowi. Niestety, ich także dopadły kontuzje. Ales Dryml, który jeździłby praktycznie do końca sezonu w Grand Prix w miejsce Chrisa Holdera, kontuzji nabawił się podczas zawodów SEC w Togliatti. Wszystko więc wskazuje na to, że podczas Grand Prix Słowenii w Krsko szansę pokazania się w doborowym towarzystwie otrzyma kolejny rezerwowy cyklu Troy Batchelor.
Bez względu na to, jak zakończy się ostatecznie sezon 2013, zapisze się on w historii Grand Prix jako jeden z najbardziej pechowych. I jak tu nie wierzyć w magię liczb…
A jaki Waszym zdaniem byłby układ klasyfikacji SGP, gdyby nie kontuzje czołowych żużlowców? Który z żużlowców najwięcej stracił na urazie i pauzowaniu w poszczególnych turniejach? Czy mistrzem świata zostanie faktycznie najlepszy żużlowiec w sezonie, czy może ten, który po prostu ukończy go cały i zdrowy? Czekamy na Wasze opinie w komentarzach.