Żużel. Światowe gwiazdy najważniejszymi osobami na początku kariery zawodnika Aforti Startu

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Antonio Lindbaeck
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Antonio Lindbaeck

Antonio Lindbaeck jest jednym z kilku zawodników, którzy znaleźli zatrudnienie w Aforti Starcie Gniezno na zbliżający się sezon. Przynajmniej na razie Szwed jest tylko opcją zapasową. Jednak kto wie, co przyniesie przyszłość.

"Tajemniczy wywiad", to cykl rozmów publikowanych przez klubową telewizję Aforti Startu Gniezno z zawodnikami miejscowego klubu.

Dziewiątym rozmówcą gnieźnieńskiego dziennikarza był Antonio Lindbaeck, który wraca do ścigania w polskich rozgrywkach ligowych.

Kiedy na planszy ukazało się pytanie "To on nauczył mnie najwięcej o żużlu...", żużlowiec odpowiedział: - To ciężkie pytanie, ale myślę, że Tony Rickardsson, a także Leigh Adams, ponieważ byliśmy w tym samym zespole w Szwecji. Były to więc najważniejsze osoby w mojej początkowej karierze. Wcześniej zanim zacząłem jeździć na pełnowymiarowych motocyklach, robiłem to bardziej dla zabawy, miałem kilku kumpli, którzy robili to samo. Ale później w dorosłym żużlu, Tony i Leigh pchnęli mnie w wir tej dyscypliny.

ZOBACZ WIDEO Czy Krzysztof Gałańdziuk poprowadzi Apator sam? Klub komentuje

Pytany o najlepszego przyjaciela z toru odpowiedział, że takowych nie ma, bo żużel to ciągła rywalizacja. Jego klubowy partner do tematu podszedł nieco inaczej i wskazał dwóch zawodników: Taia Woffindena i Emila Sajfutdinowa. - Pierwszy, ponieważ jeździliśmy długo razem w szwedzkim Norrkoeping, a z Emilem też jeździliśmy sporo wspólnie, więc znam go także bardzo dobrze. To są moi kumple z toru - przyznał.

Kiedy Lindbaeck miał wskazać największego brutala spośród żużlowców, wspomniał nieprzyjemną dla niego sytuację z Tomaszem Gollobem. Po zderzeniu z reprezentantem Polski, Szwed wpadł prosto w bandę, co do dziś utkwiło mu w pamięci.

Jeden z wątków dotyczył najlepszego meczu w karierze. 37-latek przyznał otwarcie, że ma jedno spotkanie, które lubi wspominać. Kojarzył, że zawody odbywały się w Ostrowie, ale nie pamiętał, jaki klub tego dnia reprezentował. - Wraz z Bjarne (Pedersenem - red.) musieliśmy wygrać 5:1. To było szalone, byłem wszędzie wtedy. Bjarne był chyba trzeci, ja chyba prowadziłem, blokowałem i zrobiliśmy to 5:1. Było wspaniale!

Szwed mierzył się nie tylko z pytaniami o sport, ale również m.in. o czasy szkolne, o modę, wakacje. Pytany, czym by się zajmował, gdyby nie speedway bez wahania wskazał na sporty zimowe - slalom narciarski lub freestyle.

Czytaj także:
To on miał pomóc w awansie do Ekstraligi. Kibice w Rzeszowie do dziś go uwielbiają
Derby na miarę medalu i zrodzenia się potęgi

Komentarze (0)