- Wiedzieliśmy, że po zwycięstwie w Ostrowie nie mogliśmy stracić w niedzielę zbyt wielu punktów. Wykonaliśmy wielką pracę jako cały zespół. Straciliśmy przecież Daniela Nermarka już po pierwszej serii startów. Najważniejsze jednak, że potrafiliśmy się zebrać. Wszyscy wygrywali niesłychanie istotne wyścigi - ocenił niedzielny pojedynek Chris Harris.
Obcokrajowiec Lazura przyznaje, że w dwumeczu GTŻ Grudziądz był niesłychanie wymagającym rywalem. - Było naprawdę bardzo ciężko i nie można się temu dziwić. Mieliśmy przecież do czynienia z walką o przetrwanie. Wiem, że po pierwszym spotkaniu ostrowscy kibice twierdzili, że nie pojechałem na miarę swoich możliwości. Myślę jednak, że niedzielnym występem udowodniłem, że jestem zaangażowany w sytuację klubu. Przyjechałem tutaj i dałem z siebie nawet 110 procent - tłumaczył Harris.
Mimo lepszego wyniku w drugim pojedynku, Harris nie ukrywa, że w wyjazdowej rywalizacji z GTŻ miał znacznie więcej problemów sprzętowych. - Jestem zadowolony tak samo z występu w pierwszym spotkaniu, jak i w ostatnim pojedynku. W trakcie drugiego meczu miałem jednak znacznie więcej problemów ze sprzętem niż tydzień wcześniej. W ostatnim wyścigu skorzystałem z motocykla Roberta Miśkowiaka, który bardzo dobrze zafunkcjonował. Wygraliśmy 5:1 i można powiedzieć, że tego właśnie potrzebowaliśmy. Jestem z tego powodu naprawdę szczęśliwy - nie krył swojej radości zawodnik KM.
- Przed ostatnim wyścigiem wiedziałem, że potrzebujemy zwycięstwa przynajmniej w stosunku 4:2. Chciałem być jednak pewny sukcesu. Udało nam się bardzo dobrze wyjść ze startu, w efekcie dowieźliśmy do mety wygraną 5:1. Daliśmy drużynie to, czego potrzebowała - opowiada Harris, który jest przekonany, że jego zespół sukcesem zakończy rywalizację w barażach. - Myślę, że nasze szanse w tej rywalizacji są bardzo duże. Może być ciężko, ale jestem przekonany, że będziemy w stanie rozstrzygnąć ten dwumecz na swoją korzyść - kończy.