Kontynuujemy cykl "Debata WP SportoweFakty", w którym przedstawiciele środowiska żużlowego prezentują swoje opinie na temat kwestii regulaminowych. Tym razem głos zabrał prezes Eltrox Włókniarza Częstochowa Michał Świącik.
Powiększenie PGE Ekstraligi. Temat jest dyskutowany od wielu lat i opinie są różne. Na pewno taki ruch byłby dobry dla żużla. Jestem za, ale musimy to zrobić tak, żeby nie było żadnych negatywnych skutków. Przede wszystkim nie może dojść do obniżenia poziomu ligi, jej atrakcyjności, a do tego potrzebny jest mechanizm, który wyrówna szanse poszczególnych ekip. Zwłaszcza w pierwszym roku, bo wtedy beniaminków będzie więcej. Należy jednak iść w tym kierunku. Wydaje mi się również, że większa Ekstraliga mogłaby być argumentem przy negocjowaniu kolejnej umowy telewizyjnej.
Połączenie I i II ligi. Powiększenie PGE Ekstraligi na pewno rodziłoby pytanie, co z niższymi ligami. To bardzo złożony temat. Czołowe kluby drugoligowe funkcjonują obecnie coraz lepiej. To widać na przykładzie transferów, których dokonały w listopadzie niektóre drużyny. Pojawia się jednak pytanie, co z całą resztą, która w pierwszoligowym towarzystwie nie tylko miałaby olbrzymie problemy, ale także naraziłaby czołowe ekipy na ogromne koszty. Życzyłbym sobie zatem, żebyśmy zachowali podział na trzy klasy rozgrywkowe. Trzeba walczyć o reaktywację ośrodków, których obecnie nie ma lub posiłkować się zespołami zagranicznymi. Połączenie I II ligi to powinna być dla nas ostateczność.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Mecze w poniedziałki? Ekspert komentuje: "Silniejszy będzie dyktował warunki"
System rozgrywek. Najbardziej sprawdzone rozwiązanie to cztery drużyny w fazie play-off. Emocji nie brakowało, ale trzeba też spojrzeć na to oczami kibica i sponsora, który chce dostać więcej meczów z udziałem swojej drużyny. Przy ośmiu zespołach i klasycznym systemie, który mieliśmy do tej pory, tego ligowego żużla nie było zbyt wiele. Play-off z udziałem sześciu ekip to zatem nic złego. Zobaczymy, jak to wyjdzie w praniu. Jeśli będzie wszystko w porządku, to trzymałbym się tego również po powiększeniu PGE Ekstraligi i wtedy zastanowił się nad dodatkowymi meczami dla zespołów, które do szóstki się nie załapią. One też nie powinny tak szybko kończyć zmagań. Jeśli chodzi o baraże, to nie mam nic przeciwko, bo w ten sposób też wydłużamy sezon, aczkolwiek uważam, że intencje klubów z niższych lig muszą zostać określone, zanim do nich dojdzie. Taka drużyna powinna jeszcze przed pierwszym meczem wypowiedzieć się, czy po ewentualnej wygranej pojedzie w PGE Ekstralidze. To muszą być mecze o coś, bo nie możemy pozwolić sobie na generowanie niepotrzebnych kosztów.
KSM. Przeciwko są zawsze drużyny, które w danej chwili bardzo dobrze stoją finansowo. Kiedy przychodzi drobny kryzys, następuje często zmiana stanowiska. W moim przypadku jest one niezmienne od lat. KSM powinien wrócić, jeśli będzie problem z podażą zawodników. Być może byłby konieczny tuż po powiększeniu PGE Ekstraligi, ale wcale tak być nie musi. Zaczynamy wielką akcję z drużynami U24, a poza tym obowiązuje regulamin szkoleniowy. Jeśli zobaczymy efekty tych działań za dwa, trzy lata, to być może okaże się, że ligę można powiększyć bez wprowadzania dodatkowych regulacji. Gdyby KSM na niskim poziomie obowiązywał dziś, to beniaminek z Ostrowa Wielkopolskiego mógłby zbudować naprawdę ciekawy skład, bo mieliby z kogo wybierać. Ja uważam, że należy obserwować sytuację na rynku i reagować, tak by liga była atrakcyjna. Fakty są takie, że na razie klasowych zawodników nam brakuje, ale to może się wkrótce zmienić.
Zagraniczny junior. Regularnie słyszę, że musimy coś zrobić dla zagranicznego żużla. Wtedy od razu zadaję zawsze pytanie: a nie zrobiliśmy i nadal nie robimy? Poza tym mylimy też bardzo często pojęcia. Jeśli mam być szczery, to nie wierzę, że od wprowadzania w Polsce przepisów, które pomagają młodym żużlowcom zagranicznym, żużel w ich krajach się rozwinie. Skoro tytuły mistrza świata, które zdobył Tai Woffinden, nie poprawiły kondycji brytyjskiego żużla, to naprawdę przestańmy zakładać, że zrobi to regulamin obowiązujący w Polsce. To absurd. Musimy zrozumieć, że takimi działaniami pomagamy głównie sobie, bo brakuje nam zawodników.
Uważam również, że nasze ostatnie ruchy w tej materii są wystarczające. Jednym z nich jest zawodnik U24, a za chwilę ruszą kolejne rozgrywki, w których takich perełek będzie jeszcze więcej. Przypominam też, że zawodnicy zagraniczni mogą startować pod numerami 8 i 16. Zagraniczny junior nie jest nam w ogólne potrzebny, choć gdybym oceniał to tylko biznesowo, to powiedziałbym, że należy go wprowadzić. To jednak byłoby myślenie na krótką metę, które sprawiłoby, że za kilka lat dyscyplina znalazłaby się w fatalnej kondycji. Moim zdaniem należy szkolić i Włókniarz nie przez przypadek jest klubem, który stara się to robić maksymalnie profesjonalnie. Do tego zresztą zobowiązuje regulamin szkoleniowy, który funkcjonuje od kilku lat. Nie możemy od tego odchodzić, bo wtedy pojawia się pytanie: co z miejscem dla chłopaków, w których już się zainwestowało i którzy zaczęli się rozwijać? To byłaby zmiana reguł w trakcie gry. Niektórzy mieliby prawo poczuć się oszukani. Jestem zatem przeciwny zagranicznemu juniorowi.
Zawodnik U24. Powinien zostać, bo dzięki temu młodzi zawodnicy mogą zaistnieć, a nam potrzeba dopływu świeżej krwi. Trzeba by się tylko zastanowić, czy 24 lata to odpowiedni wiek. Kiedy do klubu przychodzi 22 – latek, to mamy dwa lata, by pracować nad jego rozwojem. W tym czasie musi być gotowy na PGE Ekstraligę. Nie wiem, czy to trochę nie za krótko. Warto o tym pomyśleć.
Gość. Jestem całkowitym przeciwnikiem, choć biznesowo Włókniarzowi się to opłaca. Myślę jednak o rozwoju dyscypliny. Skoro brakuje nam zawodników, to nie możemy doprowadzać do sytuacji, że klasowi lub całkiem nieźli juniorzy odbierają komuś jazdę. Jeśli klub ma nadmiar juniorów, to powinien się nimi dzielić na zasadzie wypożyczenia. Owszem, to pewne ryzyko, ale w ten sposób unikamy sytuacji, że zawodnik trafia nagle do drugiej ligi i w kluczowych meczach robi różnice, co ma gigantyczny wpływ na końcowe rozstrzygnięcia.
To samo było przecież w imprezach juniorskich, kiedy dla Motoru Lublin jechał Wiktor Przyjemski. Nie powinno być tak, że konkurencja wzmacnia się zawodnikami, których drużyny po drodze odpadły z rywalizacji. Zdobywanie tytułów drużynowych, czy w parach w kategorii juniorskiej powinno być zwieńczeniem pracy szkoleniowej danego klubu na przestrzeni danego sezonu, a wprowadzenie w decydującej fazie rozgrywek liderów drużyn, które wcześniej odpadły, przewraca sprawiedliwą rywalizację do góry nogami.
Jestem również przeciwny gościom z ligi niższej do wyższej. Nawet w obliczu kontuzji. Nie po to budujemy zaplecza w postaci drużyn U24, by na coś takiego zezwalać. Sam okres transferowy w listopadzie już jest pewnego rodzaju początkiem rywalizacji, więc wprowadzanie w trakcie sezonu gości wszystko zaburza. Zawsze można zakontraktować nowego zawodnika, który nigdzie nie podpisał w listopadzie.
Ekstraliga U24. Nowy projekt, do którego my podchodzimy szkoleniowo. Postawimy na wielu świeżych zawodników. Niektórzy będą tuż po licencji, ale chcemy ich od początku dobrze prowadzić. To będzie kontynuacja tego, co robimy poprzez rozgrywki DMPJ. Oczywiście, dołożymy do tego także kilku zagranicznych żużlowców, ale nie szliśmy śladem innych klubów, które organizowały campy. Mamy już bardzo solidne zaplecze, bo od lat stawiamy na szkolenie. Przed ligą do egzaminu na licencję przystąpi pięciu chłopaków. Nie ukrywam, że nasze wyniki juniorskie sprawiają, że dzwonią do nas rodzice, którzy chcą, by ich dzieci szkoliły się w barwach Włókniarza. To najlepsza nagroda za pracę u podstaw, którą wykonujemy.
Zagraniczne kluby w polskiej lidze. Trzeba zawsze patrzeć na logistykę i finanse, ale przy powiększeniu PGE Ekstraligi nie można się na to zamykać, bo możemy potrzebować takich drużyn. Dzięki nim możemy uniknąć połączenia I i II ligi. Poza tym to dobry sposób ma propagowanie żużla w innych krajach. Niemcy, Czesi czy Łotysze mogą sporo zyskać na rywalizacji w naszej lidze. To może zadziałać pobudzająco.
System płatności w żużlu, czyli "punktówka" czy ryczałt. Żużel to specyficzny sport. Czytałem, że żużlowcy powinni być traktowani tak jak piłkarze, którym przecież nie płaci się za liczbę goli. Uważam jednak, że to porównanie jest chybione. W piłce nożnej za gole płacić nie można, bo to doprowadziłoby do absurdu. Każdy chciałby grać w ataku i strzelać. W żużlu liczy się natomiast przede wszystkim to, kto dojedzie na której pozycji do mety.
W związku z tym "punktówka" jest dla mnie odpowiednią regulacją, przy której należy pozostać. Płacenie ryczałtem byłoby bardzo ryzykowne. Jestem przekonany, że nie obserwowalibyśmy wtedy na torach aż tylu szalonych akcji, które kochają kibice. Zapewne pojawiłaby się jakaś kalkulacja, bo żużlowcy to też ludzie. Uważam natomiast, że powinniśmy ograniczać kwoty za podpis i płacić więcej za punkt, czyli za rzeczywiście wykonaną usługę.
Regulamin szkoleniowy. Nie mam wątpliwości, że Włókniarz jest klubem, który realizuje szkolenie najszerzej w Polsce. Ściągamy zawodników nie tylko z Częstochowy, ale także z różnych miast i stwarzamy im doskonałe warunki. Uważam, że nasz głos w tych kwestiach powinien być mocno brany pod uwagę ze względu na doświadczenia od mini żużla do dorosłego speedwaya.
Moim zdaniem regulamin wymaga zmian. Przede wszystkim należy zacząć od zabezpieczenia interesów klubów, które szkolą. Nie może być tak, że ktoś inwestuje, a zawodnik nagle odchodzi i nie ma żadnej rekompensaty. Trzeba uregulować prawa klubu i przynależności klubowe. Podam od razu przykład. Wydaliśmy przez trzy lata duże pieniądze na rozwój Bartłomieja Kowalskiego, a on odszedł do Wrocławia i klub nie ma z tego kompletnie nic. To jest chore i trzeba to zmienić. Z jednej strony słyszymy, że kluby przepłacają seniorów i przez to popadają w kłopoty, a z drugiej strony sam regulamin sportu żużlowego w zakresie szkoleniowym odbiera klubom finanse na rzecz początkujących zawodników (ekwiwalent za wyszkolenie obecnie w chorej formule). W piłce nożnej sytuacja nie do pomyślenia.
Poza tym nie jestem zwolennikiem systemu kar za braki w szkoleniu. Uważam, że powinniśmy mieć wolny rynek. Niech szkoleniem zajmują się ci, którzy chcą i potrafią to robić. A ci, którzy z różnych powodów nie chcą lub nie mogą szkolić, niech mają wolny wybór: szkolę, a jak nie to muszę wydać pieniądze, aby kupić lub wypożyczyć zawodnika od klubu, który to robi zawodowo. Zabezpieczmy jednak interesy szkolących, tak żeby cała reszta musiała im odpowiednio zapłacić za wyszkolonych zawodników, których będzie chciała pozyskać.
Regulamin finansowy. Nie jestem za limitami. Powinien obowiązywać wolny rynek z jednym tylko zastrzeżeniem. Terminem ostatecznego rozliczenia powinien być koniec sezonu lub data zbliżającego się procesu licencyjnego. Drobne poślizgi w płatnościach w trakcie rozgrywek nie powinny wiązać się dla klubu z drastycznymi konsekwencjami z zawieszeniem w rozgrywkach włącznie, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie. Musimy pamiętać, że mamy produkt telewizyjny i wypadnięcie jednego tylko klubu w trakcie sezonu spowodować może problemy z realizacją umów sponsorskich przez PGE Ekstraligę.
Poza tym pamiętajmy, że wielu żużlowców często otrzymuje bardzo duże kwoty za podpis, które nie tylko służą przygotowaniu się do sezonu, ale są także przedpłatą za wykonaną pracę. Jeśli jednak ktoś nie rozliczy się przed procesem licencyjnym, to nie powinno być taryfy ulgowej. Oczywiście, należy zachować w tym zdrowy rozsądek i nie wyrzucać z ligi klubów, które dogadają się z żużlowcem, ze zapłata nastąpi nieco później. Jeśli obie strony się na to godzą, nie powinno stanowić to problemu. Zaznaczam jednak, że to musi działać na rozsądnych zasadach, bez naginania reguł.
Zobacz także:
Debata WP SportoweFakty: Marcin Majewski
Debata WP SportoweFakty: Andrzej Rusko