Zawodnik urodzony w Odense po raz pierwszy w walce o mistrzostwo świata na poważnie pokazał się w 2003 roku. Z kolei w następnym sezonie triumfował w Grand Prix Skandynawii w Goeteborgu. Sporo w jego sportowym życiu zmienił sezon 2005. Wówczas prezentował się na miarę swoich ogromnych możliwości w polskiej lidze (bronił barw Atlasu Wrocław) oraz odjechał wszystkie turnieje w cyklu Grand Prix. W klasyfikacji końcowej zajął 12. miejsce.
Prawdziwy majstersztyk
W 2006 roku Hans Andersen był pierwszym rezerwowym cyklu. Rola trudna, bo Duńczyk musiał liczyć na to, że któryś z żużlowców złapie kontuzję. Wtedy mógł go zastąpić. Ewentualnie Andersen mógł także liczyć na przechodnią dziką kartę. Takową otrzymał na Grand Prix Danii w Kopenhadze. Była to piąta runda cyklu. Andersen spisał się doskonale i zwyciężył. Później mistrz świata Tony Rickardsson doznał kontuzji i wycofał się z rywalizacji o mistrzostwo świata. Duńczyk zastępował go do końca sezonu.
Po turnieju w Kopenhadze zajął kolejno: drugie miejsce w Lonigo, trzecie w Malilli oraz pierwsze w Pradze. Przez ten czas Duńczyk zgromadził w klasyfikacji generalnej 88 punktów i nagle włączył się do walki o medale. Do trzeciego Leigh Adamsa tracił cztery punkty, a do drugiego Grega Hancocka jedenaście "oczek". Andersen stanął przed szansą napisania zupełnie nowej karty w historii żużla. Nie mógł pojechać w pierwszych czterech turniejach Grand Prix, ale później jego jazda to był prawdziwy majstersztyk. Jednak podczas rundy na Łotwie szczęście Duńczykowi nie dopisało.
ZOBACZ WIDEO Jakub Miśkowiak: Wejdziemy do czwórki i pokażemy jacy jesteśmy silni
- Po czterech wspaniałych występach w cyklu Grand Prix przyszedł czas na turniej w Daugavpils. Tam się trochę wszystko posypało i Hans zawalił tę rundę Grand Prix. Wówczas jego najlepszy silnik się po prostu rozleciał. Był on o tyle ważny, że Hans cały czas na nim startował poza pierwszym turniejem wygranym w Kopenhadze. Tam był inny silnik, który jednak nie do końca mu pasował. Wrócił więc do tej starszej jednostki napędowej i jeździł na niej na okrągło. To była wyeksploatowana Jawa - wspomina Ireneusz Kwieciński, mechanik Andersena w latach 2005-2007, obecny trener Cellfast Wilków Krosno.
- Na każde Grand Prix zabierał ten silnik, na ligę także. Wielokrotnie był on serwisowany, ale w końcu się rozpadł w Daugavpils. Hans był pewny tego sprzętu. Inne silniki testował często na treningach, ale w tak ważnych zawodach trudno było się do nich dopasować w krótkim czasie. Wydaje się, że po awarii na Łotwie jego pewność siebie w kluczowych momentach w Grand Prix została zachwiana - dodaje Kwieciński.
Podczas turnieju na Łotwie duński zawodnik uzbierał tylko cztery punkty i stracił historyczną szansę na medal. W ostatniej rundzie Grand Prix w sezonie w Bydgoszczy zainkasował dziewięć punktów i ostatecznie zakończył cały cykl na szóstej pozycji, co i tak było nie lada wyczynem.
Wrocław mu służył
Lata 2005-2007 były najlepszym okresem w karierze Hansa Andersena. W polskiej lidze reprezentował wówczas Atlas Wrocław. W 2006 roku wspólnie z Jasonem Crumpem i Jarosławem Hampelem poprowadził drużynę do drużynowego mistrzostwa Polski, osiągając średnią 2,412 pkt/bieg. W następnym sezonie Duńczyk nadal był bardzo skuteczny, a wrocławianie skończyli ligę na 3. miejscu.
- Tor we Wrocławiu bardzo Hansowi odpowiadał. Jego sprzęt był świetnie dopasowany do tego przyczepnego owalu - wspomina Kwieciński.
W 2008 roku Andersen przeniósł się do Unibaxu Toruń. Zdobył co prawda z tym klubem złoto DMP, ale jego poziom sportowy w Ekstralidze poszybował w dół. W Grand Prix był jeszcze w czołówce, ale następne lata były zaznaczone obniżką formy. W dodatku Duńczyk często dokonywał zmian klubów w Polsce.
- W sezonie 2008 Andersen przesiadł się na silniki GM-a. Być może za dużo czasu spędził na przyzwyczajeniu się do nowych silników, bo jednak trochę się one od Jawy różnią. Mówię tutaj o sprzęcie, bo on jest bardzo ważny i dogadanie się z nim jest podstawą do osiągnięcia sukcesów. Później jeszcze nastąpiły zmiany klubów co sezon, a co za tym idzie także zmiana torów i to na pewno mu nie pomogło - mówi Kwieciński.
Brak kontaktu z czołówką i zacumowanie w Łodzi
Po raz ostatni stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix Hans Andersen był w 2012 roku. Wtedy jednak tylko raz zdobył dwucyfrową liczbę punktów. Nie był w stanie wrócić do świetnego poziomu, jaki prezentował kilka lat wcześniej.
- Podobnie jak w dzisiejszych czasach, tak i również wtedy, jeżeli wypadło się z czołówki i straciło z nią kontakt, to bardzo trudno było wrócić do niej z powrotem - podkreśla były mechanik Andersena.
Z biegiem czasu "Ugly Duck" stał się pod względem umiejętności idealnym zawodnikiem na 1. Ligę. W 2015 roku trafił do Orła Łódź i to właśnie w tym klubie odnalazł się bardzo dobrze. Duńczyk wreszcie przestał zmieniać zespoły i w Łodzi spędził sześć lat, wielokrotnie prowadząc drużynę do ligowych zwycięstw. Kibice traktują go jak żywą legendę klubu. Teraz Andersen jest już bardzo doświadczonym zawodnikiem. W sezonie 2021 startował w barwach drugoligowego Optibet Lokomotivu Daugavpils.
Zapewne Duńczyk należy do tego grona żużlowców, którzy zasługiwali na medal Indywidualnych Mistrzostw Świata, a go nie zdobyli. Zabrakło mu szczęścia, a konkurencja również nie próżnowała. Najwyżej w klasyfikacji końcowej był sklasyfikowany w 2007 oraz 2008 roku, gdy zajmował piąte miejsce. Zawsze jednak jego sezonem życia będzie określany rok 2006. Tutaj właśnie można podkreślić ironię losu. Kosmiczną formę Andersen osiągnął, gdy nie mógł startować we wszystkich rundach Grand Prix.
Ireneusz Kwieciński miał ten zaszczyt, że pracował u boku świetnego Duńczyka, gdy ten podbijał polskie i światowe tory.
- Z Hansem współpracowało mi się bardzo dobrze. Mieliśmy zgrany team i należał do niego także mój dobry znajomy z Krosna Arkadiusz Stasik. Hans na torze pokazywał wielokrotnie, że jest świetnie wyszkolony technicznie. W tym aspekcie sporo nauczył się w Anglii. Ponadto profesjonalnie podchodził do żużla. Jest miłym i sympatycznym zawodnikiem - kończy Kwieciński.
3 listopada Hans Andersen obchodzi 41. urodziny.
Czytaj także:
Bartłomiej Kowalski: Zdjęcie było zrobione na wypadek podpisania kontraktu. Włókniarz? Mam trochę żalu
Darcy Ward: Zmarzlik jest wyjątkowy. Chcę, żeby zdobył tak wiele tytułów, jak to tylko możliwe