Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Za wami Gdańsk Speedway Camp i Golden Boy Trophy. Ile młodych osób łącznie przewinęło się przez te wydarzenia?
Krystian Plech: Na campie były 24 osoby, które trenowały w grupach. Zachowywaliśmy przy tym reżim sanitarny, zgodnie z wytycznymi Polskiego Związku Motorowego. Później szesnastu zawodników z licencjami wystartowało podczas zawodów Orlen Golden Boy Trophy. Były to bardzo intensywne dni, choć nie był to rekord, bo w 2019 roku było to 32 zawodników. Cały czas trzeba mieć się na baczności, bo pandemia może ustała, ale cały czas trwa.
Jak młodzi zawodnicy zareagowali na przyjazd Tony'ego Rickardssona i Taia Woffindena?
Było widać, że mocno pytały o Taia Woffindena, którego kojarzyły z telewizji. Jeśli chodzi o Tony'ego, to kilku zawodników wiedziało kto pojawił się na obiekcie, ale więszy szok był ze strony rodziców, którzy podziwiali go na meczach w latach świetności. Rodzice szybko wytłumaczyli swoim pociechom kto pojawił się na wydarzeniu i wywołało to spore zaskoczenia. My do końca czekaliśmy z tą informacją, sam Tony nie chciał rozgłosu ze względu na kwestie zdrowotne i nie chciał, by za wiele osób przewijało się wokół niego. To się jednak udało i był z nami przez dwa dni.
ZOBACZ WIDEO Apator traci przez Motoarenę. Per Jonsson tłumaczy, co jest problemem
Jaki jest główny cel campu? Czy to nakierowanie żużlowców pod względem mentalnym?
Mamy pełną świadomość, że przez dwa dni nie da się wyjść z pewnych nawyków czy błędów, chodzi bardziej o zaszczepienie motywacji do trenowania. Czasami też proste uwagi dotyczące ułożenia ręki na manetce gazu czy nogi w haku którą przekazują osoby z autorytetem mają większą siłę niż uwaga trenera czy rodzica. Mieliśmy taki przypadek, że zawodnik zjechał z toru i był zachwycony tym, że Emil Sajfutdinow mu powiedział jak ma trzymać nogę w haku, na co rodzice odpowiedzieli, że tak mówią od początku sezonu. Dziecko bardziej zapamięta wskazówki od gwiazdy sportu.
Sam miniżużel mocno ewoluuje. Jak wygląda obecny stan tego sportu?
Dużo zmian wprowadziła klasa 250 cc i to pozwoliło na to, by nie trzymać na siłę w miniżużlu dzieciaków. Są kolejne rozgrywki i ja sam jestem zdania, że duży żużel ma weryfikować przydatność do tego sportu, a miniżużel to pierwszy etap, potrafiący nauczyć pewnych nawyków jak wejście w łuk, ułożenie ciała, oswojenie z prędkością. Cieszę się, że nie ma na siłę trzymania młodzieży na miniżużlu, choć chętnych do tego sportu jest coraz więcej. Są inwestycje ze strony rodziców i wierzę, że to pójdzie do przodu. Kilka lat temu był problem z dokooptowaniem 16 zawodników, teraz jest ich ponad 30 i trzeba ich dzielić na północ i południe. To będzie rosło w siłę i dzięki takim wydarzeniom zainteresowanie będzie większe, a w konsekwencji będzie nowy narybek.
Sam masz pomóc w promocji marketingowej miniżużla. Jakie są plany?
Od tego roku zaszły zmiany w Głównej Komisji Sportu Żużlowego i na ile mamy czas, chcemy wspierać kluby by promować tę dyscyplinę w mediach i mówić o tym głośno. O miniżużlu w ostatnim czasie było za cicho, sukcesy wielu zawodników nie były promowane i warto podkreślić jakie nazwiska się wywodzą z tej dyscypliny. Mistrz świata Bartosz Zmarzlik też zaczynał na mini torze.
Czy jest szansa by w Polsce, tak jak w Danii było więcej klubów szkolących niż ligowych?
Wydaje mi się, że powoli będzie to szło w tym kierunku i zmieni się myślenie klubów, by inwestować w przyszłość. Wiele klubów może zobaczyć, że to się opłaca. Przykładowo Karol Żupiński został sprzedany z Wybrzeża do Apatora za duży ekwiwalent szkoleniowy, a to nie jest odosobniony przypadek. Kluby same stwierdzą, że pieniądze z ekwiwalentu można przeznaczyć na szkółkę i wychować kolejne pokolenia. Kontrakt telewizyjny będzie wymuszał szkolenie i razem z PGE Ekstraligą będziemy to budować. Oby nowe ośrodki powstawały. Fajnie rozwijają się Rędziny czy Przemyśl, kolejne kluby myślą jak do tego tematu podejść. To warte uwagi, by małe ośrodki szkoliły na poczet dużych torów. Mam porównanie z pracy w piłce ręcznej, gdzie akademii jest bardzo dużo i kluby superligowe mogą robić research, wyciągając młodych zawodników. Czasami zawodnicy, którzy się wybijają są w stanie iść do drużyn mogących zapewnić lepsze warunki rozwoju. W żużlu potencjał jest podobnie.
Nie myślisz o regularnym szkoleniu?
Na razie nie. Powstało co prawda Stowarzyszenie Akademia Sportu Wybrzeże, które chciałbym aby współpracowało z Gdańskim Klubem Żużlowym Wybrzeże, by powstały projekty pomagające w szkoleniu. Stowarzyszenie powstało, by tworzyć też projekty pit-bikowe czy motocrossowe, bo na przykład w Toruniu fajnie to działa, a można przekazać sporą dawkę wiedzy dzieciom z Pomorza na temat motocykli. Liczę, że będziemy fajnym partnerem dla gdańskiego klubu, by Wybrzeże miało w czym wybierać. Gdański klub ma w szkółce wielu chłopaków, my chcemy pozwalać również im, by byli o krok przed konkurencją z Polski.
Jakie kolejne plany?
Na tę chwilę nie planujemy kolejnych projektów w tym roku. Ja skupiam się na mojej pracy w klubie piłki ręcznej i przygotowaniach do kolejnego sezonu. Liczę, że moje projekty będą cykliczne, coroczne i że obóz oraz memoriał taty będą funkcjonować. Od czterech lat udaje nam się kontynuować projekty. Liczę na to, że w kolejnym roku również zaprosimy gwiazdy, choć zapraszając teraz Woffindena i Rickardssona zawiesiłem sobie poprzeczkę tak wysoko, że nie wiem kogo teraz można byłoby ściągnąć.
Czytaj także:
Szombierski uniknie konsekwencji?
Baron o trudach zawodu trenera