Niestety, od początku sezonu ligowego w Polsce nie brakuje upadków młodych zawodników i sytuacji, w których eksperci i kibice zastanawiają się nad tym, jak to się stało, że zawodnik X czy Y posiada licencję żużlową. Dosadnie całe zjawisko od środka przedstawił Aleks Rydlewski, który napisał w mediach społecznościowych, jak to przez kilka lat w Toruniu "pełnił rolę opony" (szczegóły TUTAJ).
Rydlewski zwracał też uwagę na to, że nigdy wcześniej nie miał okazji jeździć na trudnych torach, a kapryśna pogoda sprawia, że wiosną 2021 roku większość meczów odbywa się na mocno przyczepnych nawierzchniach, zmoczonych po opadach deszczu. To kolejny kamyczek do ogródka polskich klubów.
Jest jednak nadzieja. Już w ten weekend w Fogo Unii Leszno czeka nas najprawdopodobniej debiut ligowy Damiana Ratajczaka, który uważany jest za ogromny talent. Jeśli tylko zdrowie po upadku w Srebrnym Kasku pozwoli, to w I-ligowych warunkach jako zawodnik Abramczyk Polonii Bydgoszcz sprawdzi się Wiktor Przyjemski. O każdym z nich mówi się, że ma spore możliwości i dawno żaden z debiutów nie budził takich zainteresowań.
ZOBACZ WIDEO Motor Lublin bez wyraźnego lidera. To problem, czy może wręcz przeciwnie?
Ta sytuacja pokazuje bowiem, że w żużlu czasem sam talent nie wystarcza. Trzeba mieć jeszcze odpowiedni PESEL. Gdyby Ratajczak był starszy o rok czy dwa, to trafiłby w Lesznie na okres absolutnej dominacji Dominika Kubery i Bartosza Smektały. Gdyby Przyjemski miał więcej wiosen w kalendarzu, przyszłoby mu się rozwijać w bydgoskiej Polonii walczącej z długami, czyli najprawdopodobniej... byłby właśnie w innym klubie.
Są tacy, którzy twierdzą, że talent się zawsze obroni. To nie do końca prawda. Chociażby Kacper Pludra w leszczyńskim środowisku też był (jest?) uważany za chłopaka z talentem, ale jednak rywalizacja na zesłaniu w II-ligowym Rawiczu nie jest tym samym, czym ścieranie się z najlepszymi w PGE Ekstralidze. Inny poziom umiejętności, ale też inna skala inwestycji w zawodnika.
Jeśli Ratajczak odpali w Lesznie zgodnie z oczekiwaniami, a ma ku temu wszelkie predyspozycje, to "Byki" zyskają juniora na kilka lat i równocześnie... zablokują rozwój nieco młodszym zawodnikom. To oczywiście nic złego. Problem bogactwa, jaki chciałby mieć każdy klub żużlowy w Polsce, a ma go właściwie tylko Leszno. Przecież to właśnie Unia już w przeszłości "oddawała" do innych ośrodków takich zawodników jak Marcin Nowak, Daniel Kaczmarek, Kamil Adamczewski czy Wiktor Trofimow jr, a wcale nie traciła przez to na sile rażenia. Mogła sobie na to pozwolić mając Tobiasza Musielaka, Przemysława Pawlickiego czy Piotra Pawlickiego, a także wspomnianych wcześniej Smektałę i Kuberę.
Ratajczak czy Przyjemski wchodzą do ligowego żużla z dużą presją na barkach, bo przypięto im łatkę talentu, a to oznacza od razu spore wymagania. W kolejce stoją już jednak kolejni. W Rybniku sporo sobie obiecują po Pawle Trześniewskim, w Gnieźnie rozwija się Mateusz Jabłoński. Tyle że oni jeszcze muszą poczekać na moment 16. urodzin.
W tych i paru innych chłopakach nadzieja, że negatywny trend się odwróci, że zamiast dyskutować o kolejnych upadkach i braku umiejętności wśród juniorów, będziemy zachwycać się rozwojem żużlowych perełek. Po sezonach 2019-2020 wielu ciekawych młodzieżowców poprzechodziło do grona seniorów, ale spokojnie. Polska nie zastała po nich spalonej ziemi.
Czytaj także:
Stal Rzeszów szuka wzmocnień
Działacz Apatora zdziwiony słowami ekspertów