Adrian Miedziński udanie rozpoczął niedzielne spotkanie z Marwis.pl Falubazem Zielona Góra. Zawodnik eWinner Apatora Toruń nieźle wyszedł ze startu, a następnie prowadził do samej mety. Problemy zaczęły się w biegu piątym.
Wychowanek toruńskiego zespołu na wyjściu z pierwszego łuku zahaczył o tylne koło Maxa Fricke'a, po czym zaliczył groźnie wyglądający upadek. Kamery telewizyjne uchwyciły, że pękł mu kask. W przerwie mocno o całej sytuacji wypowiedział się Jacek Gajewski.
- Patrzyłem na Adriana i trochę jakby wracały demony przeszłości. Gdyby taki błąd popełnił któryś z tych młodych chłopaków, którzy tutaj debiutują w rozgrywkach ekstraligowych, możemy powiedzieć, że jeszcze się uczą, że brakuje umiejętności i doświadczenia - powiedział były menadżer Apatora w rozmowie z nSport+.
ZOBACZ WIDEO Lambert opowiada o różnicach w poziomie lig. Mówi też o Motorze Lublin
- W przypadku mężczyzny, który jeździ dwadzieścia lat na żużlu, takie szkolne błędy. On wiedział, co będzie się działo na wyjściu z łuku, jak się zachowa zawodnik, który jedzie przed nim i nie potrafi przytrzymać motocykla, nad tym motocyklem zapanować - dodał Gajewski.
Ekspert zaznaczył, że na całe szczęście skończyło się bez żadnego urazu. Wyraził ponadto nadzieję, że nie wrócą "demony przeszłości" i Miedziński nie będzie poprawiał swoich statystyk, jeżeli chodzi o liczbę wykluczeń i upadków.
- Zobaczymy, jak dalej będzie sobie radził, ale mam niesmak, że w taki sposób zaczyna sezon - zakończył swój komentarz Jacek Gajewski.
- Na szczęście jestem cały. Przegrałem start, od razu schowałem się do krawężnika. Max stanął praktycznie w miejscu, a ja nabierałem prędkości i nie miałem jak motocykla ściągnąć i nadziałem się. Tyle. Na szczęście nikomu nic się nie stało - skomentował z kolei Adrian Miedziński.
Czytaj także:
- Zdunek Wybrzeże gotowe na inaugurację. Prezes mówi o awansie i o jednej z najlepszych decyzji w jego kadencji
- 7R Stolaro Stal Rzeszów pozyskała kolejnego juniora. "Gościem" wychowanek Moje Bermudy Stali Gorzów