Najważniejsza informacja w tej chwili dotycząca Taia Woffindena jest taka, że żużlowiec został wybudzony ze śpiączki farmakologicznej i można z nim rozmawiać. Wciąż jednak wielu jest w szoku po tym, co się stało podczas sparingu w Krośnie.
Także Nicki Pedersen, który zabrał głos w tej sprawie na łamach "Ekstrabladet".
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Mrozek, Woffinden i Tungate
- To straszne, że takie rzeczy mogą się zdarzyć w naszym sporcie. Wszyscy jesteśmy tym dotknięci i poruszeni. Oczywiście, że tak. Doskonale wiemy, że takie ryzyko zawsze gdzieś z tyłu głowy istnieje, ale to przecież sport ekstremalny - skomentował były mistrz świata, który też swoje odcierpiał przez wszystkie lata kariery sportowej.
- Sport, który tak bardzo kochamy, może być jednocześnie śmiertelnie niebezpieczny. To może spotkać każdego z nas. I my dobrze o tym wiemy - zaznaczył zawodnik Innpro ROW-u Rybnik.
48-latek z Danii podkreśla, że dmuchane bandy są niewątpliwie świetnym rozwiązaniem i uchroniły wielu żużlowców od poważnych urazów, ale nie wyeliminowały kontuzji do zera. Zresztą, on sam w podobnych okolicznościach mocno się połamał.
- Trzy lata temu złamałem miednicę w bardzo podobnych okolicznościach - motocykl uderzył w dmuchaną bandę, ta się uniosła, a ja wpadłem pod spód. Kość udowa przebiła mi wtedy miednicę. To również zdarzyło się w pierwszym łuku. Trzeba ponownie przyjrzeć się tej technologii, by uniemożliwić unoszenie się poduszki - dodał Pedersen.