Żużel. Pięciu kandydatów do mistrzostwa Polski, trzy zespoły powalczą o utrzymanie

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Jacek Gajewski
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Jacek Gajewski

Okienko transferowe nie zostało jeszcze otwarte, ale karty w PGE Ekstralidze na sezon 2021 zostały praktycznie rozdane. - Wygląda na to, że stawka będzie podzielona. Pięć drużyn powalczy o medale, a trzy o utrzymanie - mówi Jacek Gajewski.

Od 1 listopada kluby będą mogły podpisywać kontrakty z zawodnikami. Układ sił w elicie jest już tymczasem znany, bowiem najważniejsze roszady od dawna nie są tajemnicą. Artiom Łaguta zamieni MrGarden GKM Grudziądz na Betard Spartę Wrocław, Martin Vaculik RM Solar Falubaz Zielona Góra na Moje Bermudy Stal Gorzów, Bartosz Smektała Fogo Unię Leszno na Eltrox Włókniarza Częstochowa, Jason Doyle podąży w odwrotnym kierunku, a Dominik Kubera przejdzie z mistrza Polski do Motoru Lublin.

- Jeśli rzeczywiście dojdzie do tych transferów, liga będzie podzielona. Cztery może nawet pięć zespołów będzie walczyć o mistrzostwo i medale, a trzy o utrzymanie. Czołówkę tworzyć będą Leszno, Gorzów, Wrocław, Częstochowa i do tego grona dodałbym Lublin. Znacznie słabiej na papierze prezentują się z kolei składy Torunia, Grudziądza i Zielonej Góry - mówi ekspert WP SportoweFakty.

- Spore zamieszanie w budowaniu drużyn wprowadził przepis o obowiązkowym starcie zawodnika do 24 lat. To sprawi, że będziemy świadkami większej liczby transferów niż w ostatnich latach. Mistrzowie z Leszna stracą prawdopodobnie dwóch zawodników, którzy mieli spory udział w zdobyciu ostatnich tytułów. Kubera oficjalnie ogłosił już odejście, a Smektała jest ponoć w Częstochowie. Ale czy będą słabsi, skoro ma dołączyć do nich Doyle? Niewykluczone, że na tych zmianach zyskają - dodaje Jacek Gajewski.

ZOBACZ WIDEO Piotr Pawlicki mówi o powrocie do Grand Prix, kadrze i Marku Cieślaku

Zanim ruszyły tegoroczne rozgrywki PGE Ekstraligi, niemal wszyscy kibice i eksperci pogrzebali PGG ROW Rybnik. I rzeczywiście ekipa z Górnego Śląska z hukiem spadła do niższej klasy. W przyszłym roku do takiej sytuacji nie powinno dojść.

- Beniaminek zawsze ma bardzo ciężko, bowiem rynek zawodników jest praktycznie zabetonowany i ciężko pozyskać wartościowych. Przekonał się o tym boleśnie Rybnik. Toruń będzie z pewnością mocniejszy, a to podniesie poziom całej ligi i zagwarantuje ciekawą walkę o podział miejsce w dolnej części tabeli - przekonuje był menedżer m.in. właśnie Apatora.

Przepis o zawodniku do 24 lat podzielił żużlowe środowisko. A co o tej regulaminowej nowince myśli nasz ekspert. - Jestem zwolennikiem wolnego rynku, ale liczba żużlowców z licencjami tak drastycznie spada w Polsce i innych krajach, że trzeba szukać różnych rozwiązań. Speedway to nie piłka nożna, koszykówka czy siatkówka, gdzie można pozyskać w każdej chwili graczy nawet z innych kontynentów. Być może zagwarantowane miejsce w składzie dla żużlowca do 24 lat sprawi, że więcej osób uzna, że warto spróbować sił w tym sporcie. Często szkolimy na sztukę, bo tego wymagają przepisy. A chodzi o to, by zawodnicy z licencją z czasem wypierali tych najlepszych. Mam nadzieję, że przepis o żużlowcu do 24 lat to sprawi - mówi Jacek Gajewski.

Na tej nowości mogą również zyskać I-ligowe zespoły. - Szczególnie obcokrajowcy, którzy ostatnio nie błyszczeli w ekstralidze, ale mimo to często blokowali miejsca w składach młodszym teraz będą szukać zatrudnienia klasę niżej. Drużyn - mimo ofert - nie zmienili ponadto m.in. Andreas Lyager i Frederik Jakobsen. Jest jeszcze wielu innych solidnych zawodników. Rozgrywki mogą być jeszcze ciekawsze niż tegoroczne, kiedy już przed sezonem wszyscy awansowali Toruń. Ale nawet tak faworyzowany Apator miał problemy - kończy nasz ekspert.

Zobacz także: Hans Nielsen: Zmarzlik ma przy sobie wielkie wsparcie. Wierzę, że Madsen będzie IMŚ [WYWIAD]

Zobacz także: Ruszył plebiscyt WP SportoweFakty na Żużlowca Roku 2020!

Źródło artykułu: