Żużel. Władysław Komarnicki groził palcem Łagucie. "Zrobił to z premedytacją. Atak na czerwoną kartkę"

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Mateusz Bartkowiak, Władysław Komarnicki.
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Mateusz Bartkowiak, Władysław Komarnicki.

Moje Bermudy Stal wygrała z Motorem 47:43 i odbiła się od dna. Władysław Komarnicki powiedział, że kamień spadł mu z serca i dodał, że jest oburzony zachowaniem Grigorija Łaguty. - Groziłem mu palcem, bo zasłużył na czerwoną kartkę - przyznał.

Żywiołowe reakcje byłego prezesa gorzowskiego klubu były widoczne podczas transmisji w nSport+. Władysław Komarnicki zagotował się po zdecydowanym ataku Grigorija Łaguty, który w wyścigu dziewiątym doprowadził do upadku Jacka Holdera. Kamery zarejestrowały, jak znany działacz groził Rosjaninowi palcem. - Wykonałem taki gest, bo byłem blisko i doskonale widziałem, co zrobił Łaguta - komentuje Komarnicki.

- Liczę, że pan Leszek Demski zabierze zdecydowane stanowisko i zgodzi się ze mną, że tak brutalne uderzenie przeciwnika powinno skutkować czerwoną kartką. Nie mówię tak, bo upadł zawodnik Stali, ale dlatego, że to źle pachniało. Od razu przypomniał mi się upadek Darcy'ego Warda w Zielonej Górze. To wydarzyło się w niebezpiecznym miejscu, bo nie było tam dmuchanej bandy. Uważam, że w takich przypadkach reakcja musi być zdecydowana, bo to nie był przypadek, ale działanie z premedytacją. Żółta kartka to za mało. Sędzia się nie podpisał. Łaguta powinien być wykluczony do końca meczu - podkreśla Komarnicki.

A jak były prezes Stali ocenia całe spotkanie w wykonaniu gorzowian? - Bardzo się bałem tego meczu. Trzech zawodników miało do tej pory duże problemy. Wielkim niepokojem napełniła mnie także nasza frajerska przegrana w Rybniku, która sprawiła, że zrobiło się nerwowo. A siedzę w tym sporcie na tyle długo, że doskonale wiem, jak jedno niespodziewane wydarzenie w meczu może zmienić jego oblicze. Gdyby do tego doszło, byłaby kolejna porażka. A wtedy już łatwo o powtórkę z Torunia. Na szczęście nic takiego się nie stało. Wygraliśmy i jestem bardzo szczęśliwy - tłumaczy.

ZOBACZ WIDEO Krytykować, krzyczeć i wyrażać głośno nie zawsze słuszną opinię, to każdy potrafi. Mocne słowa po odejściu Skupienia

Komarnicki podkreśla jednak, że gorzowianie są nadal dalecy od optymalnej formy. - To zwycięstwo wcale nie oznacza, że w Stali już wszystko gra. Krzysztof Kasprzak nadal błądzi. Nielsa Kristiana Iversena stać na zdecydowanie więcej. To samo mógłbym powiedzieć o Rafale Karczmarzu. Ten zespół ma duże rezerwy, ale kolejna szansa już jutro. Martwię się o Nielsa, bo miał groźny upadek i nie był sobą. Pozostaje mi wierzyć w czarodziejskie ręce Jerzego Buczaka. Znam go wiele lat i wiem, że potrafi zdziałać cuda. Oby Iversen pojechał, bo jest nam potrzebny - mówi Komarnicki.

Były prezes Stali wierzy, że jego ukochana drużyna nabierze jeszcze rozpędu, ale o awansie do fazy play-off już nie marzy. - Gdyby nie wpadka w Rybniku, to powiedziałbym, że przy wygranej z Włókniarzem możemy wrócić do gry o play-off. Układ spotkań jest naprawdę korzystny i drużyna może się teraz rozpędzić. Jestem jednak realistą i dużym sukcesem byłoby nawet piąte miejsce. Taki powinien być cel - podsumowuje.

Zobacz także:
Grigorij Łaguta ukarany żółtą kartką!
Skrzydlewski: Zaczynam podejrzewać, że pan Skórnicki chce przejąć moją firmę

Źródło artykułu: