Znam ten argument, choć się z nim nie zgadzam, że PGE Ekstraliga to rozgrywki dla najlepszych i nie ma w niej miejsca na szkolenie, dlatego na pozycjach młodzieżowych powinni jeździć obcokrajowcy. Jeśli tylko są lepsi od naszych krajowych, to droga wolna. Dyskusja w tym temacie wraca jak bumerang.
Wystarczył mecz PGG ROW-u Rybnik z RM Solar Falubazem Zielona Góra, by zwolennicy juniorów-obcokrajowców wyszli z ukrycia. W szeregach "Rekinów" Mateusz Tudzież i Kacper Kłosok uzbierali bowiem łącznie sześć literek "w", oznaczających wykluczenie. Tudzież dwukrotnie upadał na tor i nie był zdolny do dalszej jazdy. Kłosok z torem zapoznał się raz i później już nie wyjeżdżał.
To, co w ubiegłą niedzielę wydarzyło się w Rybniku, jest właśnie argumentem za tym, dlaczego musimy szkolić rodzimych zawodników, a nie obcokrajowców. Gdyby obowiązywał przepis o obcokrajowcach na pozycjach 6-7/14-15, to najpewniej w szeregach "Rekinów" zobaczylibyśmy Daniela Bewleya albo jakiegoś innego Brytyjczyka czy Australijczyka, bo prezes Krzysztof Mrozek zwykł gustować w takich kierunkach.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn Bez Hamulców. Jamróg, Przedpełski, Dobrucki i Frątczak gośćmi Ostafińskiego!
Paradoks polega na tym, że ten obcokrajowiec wcale nie musiałby być lepszy od polskiego odpowiednika. Tyle że miałby sprawniejszy sprzęt i bardziej zamożnych rodziców, którzy zarabiają w funtach czy euro, przez co mogą sobie pozwolić na większe wydatki. Czytaj - obcokrajowiec-młodzieżowiec byłby mniejszym obciążeniem dla klubowego budżetu.
Skoro w Rybniku Kłosok zdążył odjechać tylko jeden trening przed meczem z Falubazem, to nie miał prawa uzyskać dobrego wyniku. Zwłaszcza przy brakach sprzętowych, na które cierpią juniorzy PGG ROW-u, o czym głośno się nie mówi.
W rybnickiej szkółce od lat dzieje się źle, czego nie można zwalać na brak narybku i talentów. Ciągłe zmiany trenerów, brak należytej kontroli nad tym co się dzieje podczas treningów oraz braki sprzętowe dały efekt w postaci tego, że klub dysponuje najgorszą parą juniorów w PGE Ekstralidze. Od czasu Larsa Skupienia, który licencję zdał w roku 2016, klub nie wyszkolił żadnego sensownego zawodnika.
Oczywiście, można pozwolić obcokrajowcom na jazdę na pozycjach juniorskich. Można nawet dać im polskie obywatelstwa, co widzimy na przykładzie Gleba Czugunowa. Tylko nie płaczmy za kilka lat, że brakuje nam zawodników. Szwedzi już parę lat temu musieli zmniejszyć limity dotyczące rodzimych zawodników w składach, bo nie mieli wystarczającej liczby seniorów. Od lat nie liczą się też w rozgrywkach typu IMŚJ.
Można wysyłać juniorów do 2. Ligi Żużlowej, tam tworzyć drużyny rezerw i gwarantować im występy. Tyle że to powinien być tylko dodatek. Jeden bieg w PGE Ekstralidze potrafi im dać więcej niż całe spotkanie na II-ligowym froncie. Zwłaszcza jeśli np. uda im się pokonać mistrza świata. Polscy prezesi muszą mieć świadomość tego, że szkolenie jest podstawą funkcjonowania zdrowego klubu, że należy przeznaczać na nie określony procent budżetu. Nie można wydawać wszystkiego na pierwszą drużynę, a potem odwoływać treningi szkółki z braku sprzętu i metanolu, a tak się momentami dzieje.
Natomiast w PGE Ekstralidze nie potrzebujemy obcokrajowców-średniaków, którzy wskoczą na pozycje juniorskie tylko dlatego, że mają lepszy sprzęt i ich wychowanie jest tańsze niż w przypadku polskich młodzieżowców. Jak ktoś jest dobry, to poradzi sobie startując z pozycji seniorskiej. Przykład? Choćby Max Fricke. Ewentualnie zawsze można postarać się o żonę Polkę i nasze obywatelstwo.
Czytaj także:
Kłosok się boi jazdy na żużlu
Trudne realia pracy trenera w Rybniku