Młoda, opalona słońcem twarz z trudem ukrywała ślady zdenerwowania i ekscytacji. Należało zapomnieć o błogich podmuchach wiatru, który wirował ponad rzeką Murray dając wytchnienie mieszkańcom Mildury. Gdzieś za oszklonym budynkiem lotniska pozostały owoce pielęgnowane przez rodziców. 40 akrów porośniętych drzewami wydającymi słodki zapach pomarańczy. Wspólne kolacje w zaciszu australijskiej prowincji ustępowały miejsca tysiącom znaków zapytania. - Czy podołam wyzwaniu i będę mógł ścigać się tak wybornie jak Phil Crump? - głowił się 17-letni Leigh Adams. Jego idol, Phil Crump stał obok wraz z żoną Carole, mamą Jasona Crumpa. Neil Street poprosił zięcia, aby zaopiekował się młodym Adamsem podczas pierwszej podróży lotniczej z Australii do Europy. Rodzice Jasona przytaknęli obiecując, że utworzą parawan ochronny nad chłopakiem, który marzył o tym, aby wyrwać się z kurzu oplatającego ciężarówki.
Leigh uczył się zawodu mechanika samochodowego. Miał 16 lat, gdy ukończył technikum w Irymple, a że nie chciał czekać z założonymi rękami na prezenty od życia, przeto podjął praktyczną naukę fachu. Leigh zaczął pracować dla braci Elder w firmie GMB Trucks w Mildura. Przez 18 miesięcy tonął w kurzu, ucząc się jak naprawiać olbrzymie ciężarówki. - To była ciężka praca w wiecznym brudzie. Czasami pracowałem w odrażających warunkach. W Australii kurz i piasek są naturalnymi składnikami krajobrazu, więc łatwo sobie wyobrazić w jakim stanie ciężarówki zjeżdżały do warsztatu… - wspomina Leigh. Bywały i przyjemniejsze chwile. Leigh latał samolotem z Mildury do Melbourne (600 km), aby brać udział w zajęciach lekcyjnych. Dziś Adams wciąż widuje swojego dawnego szefa, gdy wraca na zimę do ojczyzny. - Graham Elder sponsoruje żużel w Mildura, często przyjeżdża na zawody. Kocha żużel. Nigdy nie zapomni zapytać jak mi się wiedzie. To miły człowiek - mówi Leigh. W 1988 roku Adams pragnął zamienić jednak profesję mechanika na speedway. Stał cierpliwie w kolejce do odprawy bagażowo - biletowej i słuchał rad udzielanych przez Phila Crumpa. Ponad 20 godzin w zamkniętej puszce pełnej fruwających bakterii - pomyślał Adams.
Perspektywa mało zachęcająca, acz lepsza od wdychania spalin w warsztacie i mocowania się z ciężarówkami. Na szczęście obok była Carole Crump i Phil. Ten Phil, którego Leigh pamięta jako władcę toru w Mildura. Jedynym pogromcą, który przyjeżdżał do Mildury i regularnie wygrywał z Philem był Bruce Penhall. - Nawet Ivan Mauger i Ole Olsen nie mieli recepty na objeżdżanie Crumpa w Mildura. Wszystko zmieniło się, gdy do naszego miasteczka dotarł Bruce Penhall. Amerykanin za każdym razem wyciągał nowy patent na Phila. To były świetne wyścigi - mówi Leigh. Porażki Crumpa z Penhallem nie strąciły Phila z pantałyku. Dla Adamsa wciąż był wielkim żużlowcem.
Mordercza podróż dobiega końca. Leigh otoczony opieką Carole i Phila dociera do najbardziej słonecznego skrawka Wysp Brytyjskich - miasta Poole. Bierze udział w 4 spotkaniach National Junior League. Chrzest bojowy ma miejsce 20 sierpnia 1988 roku na torze Areny - Essex. Leigh wykręcił 6 oczek, a próbne galopy kończy ze zdumiewająco wysoką średnią meczową - 9 punktów.
Nic dziwnego, że dziadek Jasona Crumpa, Neil Street, ówczesny boss Poole Pirates, angażuje młodego Adamsa do zespołu ligowego w 1989 roku. Wówczas drugoligowe Poole ma w składzie takich jeźdźców jak Tony Langdon, Garry Allan, Craig Boyce, Alun Rossiter czy Kevin Smart. Poole wygrywa rozgrywki II ligi w 1989 roku, ale w nowym garniturze skrojonym na sezon 1990 nie ma już Leigh Adamsa, który wędruje do Swindon, aby podnosić żużlowe umiejętności. Ważne, że debiutancki rok w Poole pomógł oddalić opcję powrotu do warsztatu zatłoczonego truckami. Mógł robić to co kocha najbardziej - ścigać się na żużlu…
W Poole nie ma już Neila Streeta, ale wciąż panuje głód na szperanie w morzu talentów. Emil Sajfutdinow ma najbliżej do "Piratów" i kto wie czy nie przywdzieje plastronu Poole w przyszłym sezonie. Matt Ford skrzętnie przechowuje w notesie telefon do Tomasza Suskiewicza, menedżera Rosjanina. Wszak obaj panowie znają się jeszcze z czasów, gdy w Poole jeździł Tony Rickardsson. Ford lubi pracować w aurze sukcesu. Pragnie montować ekipę, która gwarantuje mu aureolę jasności. Trzy razy sięgnął po tytuł drużynowego mistrza Anglii. W Poole rozwinął się talent "Toninho". Na słonecznym wybrzeżu ochrzczono Brazylijczyka przydomkiem "Rio Rocket". Mike Golding, który współtworzył sukcesy Poole z Fordem, a teraz jest właścicielem sklepiku z żużlowymi pamiątkami w Newport, nie odwrócił się od Lindbaecka nawet wtedy gdy Anton przechodził kryzys. Poole przypomina starą, wysłużoną łajbę, która pielęgnuje oddanych członków załogi, ale potrafi patrzeć daleko za horyzont i marzy o nowych podbojach. Tak odkurzono przed rokiem Magnusa Zorro Zetterstroema, który wsparł Poole w drodze do mistrzostwa Anglii. I kto wie czy pamięć o starych piratach nie ratuje Poole w chwilach, gdy statek wydaje się bliski zatonięcia. Na mecz Poole z Wolverhampton rozegrany 1 lipca, na stadion przy Wimborne Road przybyło nieco ponad 3 tysiące widzów. - Poczułem się jak podczas ubiegłorocznego finału ligi z Lakeside. To wzruszające, że kibice zaskoczyli mnie tak liczną obecnością, choć zdobyliśmy tylko 2 punkty z Wolverhampton - mówi zdumiony wiernością fanów Matt Ford.
Słowianie uwielbiają stosować ludową mądrość o chlebie oddanym. Nakarmisz głodnego kromką chleba, zatroszczysz się o przyodziewek i kubek ciepłej herbaty dla potrzebującego, a niebiosa wrócą ci kiedyś ten dar serca - mawiali przed wiekami ludzie zrodzeni ze słowiańskiej krwi. W Poole nigdy nie brakowało serca dla Polaków, bo dla "Piratów" startował świętej pamięci pierwszy polski medalista IMŚ (Goeteborg’1966) - Antoni Woryna. Andrzej Tkocz, Mariusz Staszewski, Krzysztof Cegielski, Grzegorz Walasek, Robert Kościecha, Krzysztof Kasprzak, Sławomir Drabik, Tomasz Chrzanowski, Adam Skórnicki, Tomasz Piszcz i Karol Baran - ten spory zastęp zawodników z Polski na stałe wpisał się w krajobraz Poole. Za nimi kroczy cała armia polskich mechaników. "Słonik", "Szybki", "Kisiel", "Jack", "Mazi", "Bimbo", "Joł man" - to dobrze znane sympatykom żużla w Poole przydomki polskich mechaników. Neil Middleditch, były jeździec Poole, dawny menedżer brytyjskiej kadry narodowej, aktualnie prowadzący "Piratów" zawsze z szacunkiem wypowiada się o pracy polskich mechaników. Podobną opinię głosi Andrew Tomlin, dyrektor zarządzający firmą Meridian Lifts, długoletni przyjaciel Krzysztofa Cegielskiego. Andrew chodził na mecze "Piratów" w końcówce lat 60-tych. W 1996 zaczął tworzyć Meridian Lifts i prowadzenie biznesu zajęło go tak bardzo, że zaprzestał odwiedzać Wimborne Road. Nie śledził rozgrywek ligowych, nie oglądał GP. Dopiero za namową córki kupił dwa karnety na sezon 2001. Pewnego wieczoru podczas ligowego meczu Krzysztof Cegielski skasował swój motocykl w kraksie. Mike Golding, dusza człowiek, ówczesny promotor dzielący swe obowiązki z Fordem, zagadnął Tomlina czy nie zechciałby pokryć kosztów odbudowania parku maszyn "Cegły". Tomlin nie pamięta już dziś ile wysupłał wtedy z kieszeni, ale doskonale przechowuje moment zauroczenia klasą osobistą Krzysztofa.
- Nie spotkałem w życiu bardziej miłego człowieka niż Chris. Być przyjacielem "Cegły" to prawdziwy zaszczyt. Ilekroć spotykamy się z "Cegłą", nigdy nie powstrzymam się przed upuszczeniem choćby jednej łzy. Wiem jak ciężką drogę przebył jako żużlowiec i wierzę, że gdyby nie feralny wypadek w Vetlandzie, Chris rządziłby dziś w Grand Prix - mówi szeryf Meridian Lifts. "Cegła" zaprosił Andrew Tomlina na GP do Polski, a oficer prasowy Poole Pirates, Gordon Day, zaaranżował spotkanie z władzami cyklu. Tomlin połknął bakcyla i wykupił pakiety sponsorskie w Grand Prix. W swoim biurze przechowuje pamiątkowe osłony widelców i kierownicy. Zostały one zdjęte z motocykli triumfatora każdej sponsorowanej przez Meridian Lifts rundy Grand Prix. - Pomagałem bardzo długo Hansowi Andersenowi. Wiem, że od dawna marzy o tytule mistrza świata na żużlu. W moich oczach Hans jest zawodnikiem, który nie wykorzystał w pełni swojego potencjału. Na jego nieszczęście, Hans ma dość luźne podejście do życia, a to nie pomaga w osiąganiu wyznaczonych celów. Wspierałem też Bjarne Pedersena, a przez półtora roku byłem sponsorem tytularnym Poole Pirates. Później zarówno ja jak i Matt popełniliśmy parę błędów, więc musieliśmy zawiesić współpracę. Zakopaliśmy już jednak topór wojenny i Matt jest moim dozgonnym kumplem. Szkoda mi jego wysiłków, bo gość ma mnóstwo kapitalnych pomysłów, ale skostniałe towarzystwo z BSPA nie czuje klimatu Matta. Z tego względu brytyjski speedway drepcze w miejscu - mówi Andrew Tomlin. Szef Meridian Lifts ogłosił, że sezon 2009 będzie ostatnim, w którym jego firma jest zaangażowana w sponsoring żużla. Andrew porównuje władze brytyjskiego speedwaya (BSPA) do cesarzy starożytnego Rzymu, którzy bawili się w najlepsze do ostatnich chwil, nie przeczuwając nadciągającego zmierzchu imperium. Czy rzeczywiście nie ma w brytyjskim żużlu osób pokroju Trojana, Wespazjana czy Marka Aureliusza? - Nie spotkałem bardziej zapatrzonych w siebie ludzi niż towarzystwo z BSPA. Dbają tylko o własne interesy, zmieniają reguły bez konsultacji z najbardziej zainteresowanymi. Wielu ludzi krytykuje IMG/BSI za złe kierowanie cyklem Grand Prix. A ja przyznaję, że czułem się jak ważny i doceniany klient. Płaciłem za reklamę podczas GP i nikt nie dał mi odczuć, że jestem kimś nieistotnym. To były dobrze inwestowane pieniądze. Chcę pomagać zawodnikom, bo oni są solą sportu, ale dopóki w BSPA będą działy się cyrki, nie wydam pensa na speedway - zarzeka się Andrew Tomlin.
O pensy ostro walczył człowiek niezwykle wierny "Piratom" - Bjarne Pedersen. 1 lipca Poole podejmowało na własnym torze Wolverhampton. "Wilki" korzystały z zastępstwa zawodnika, gdyż Adam Skórnicki miał zajęty termin walcząc w półfinale Indywidualnych Mistrzostw Polski w Opolu. Po 13 wyścigach stan meczu brzmiał 39:39. 14 bieg rozpoczął się świetnie dla Wolverhampton. Tai Woffinden i Ty Proctor objęli prowadzenie 5:1, ale jeszcze na pierwszym okrążeniu szalony atak przypuścił Bjarne Pedersen. Duńczyk wyprzedził obu żużlowców z wilkiem na plastronie, ale Tai Woffinden nie dawał za wygraną. Zauważył wystarczająco dużo wolnej przestrzeni przy krawężniku i zaatakował Pedersena. W efekcie szarży, zarówno Duńczyk jak i Anglik upadli na tor. Sędzia Dave Watters wykluczył Woffindena, ale młody wilczek nie mógł początkowo zgodzić się z decyzją sprawiedliwego. - Postąpiłbym dokładnie tak samo, gdybym jeszcze raz zobaczył, że Pedersen zostawił mi miejsce na wewnętrznej. Jeśli Bjarne zamierza gniewać się na mnie do końca swojej kariery, to kupuję to. Zupełnie mnie nie wzrusza jego naburmuszenie. Jeżdżę na żużlu. Ścigam się i kiedy widzę lukę, atakuję. Na tym polega esencja speedwaya - tłumaczył Tai. Pedersen nie podzielał opinii Anglika. - On wszedł bardzo ostro w wiraż i centralnie mnie trafił, więc sędzia podjął słuszną decyzję. Gdy słońce zachodzi i kurz opada, lepiej rozumie się fakt, że żużel to tylko część życia. Było, minęło. Impreza odhaczona w kalendarzu. Moje życie jest zbyt krótkie, aby przejmować się takimi zdarzeniami. Emil i Scott nie popisali się w Cardiff regularnie okładając się pięściami. Mam odmienny stosunek do sportu i nie chcę angażować się w zdobywanie pierwszych stron gazet wzniecaniem konfliktów. Najważniejsze, że nie dałem się sprowokować Anglikowi po wypadku. On szukał zaczepki. Ważne, że wygraliśmy mecz i nie odniosłem kontuzji – przyznał Bjarne.
Woffinden dostrzega głębsze podłoże sporu. - Zaczęło się od akcji jaką Bjarne wykonał ze mną na początku ubiegłego roku w Coventry. Wpakował mnie w bandę w zawodach towarzyskich. Później powtórzył manewr w moich pierwszych oficjalnych zawodach (Poole - Wolverhampton) wywożąc mnie w siatkę po przejechaniu linii mety. A w 14 wyścigu on pojechał szerzej, zobaczyłem prześwit, wszedłem wąsko. Jeśli ktoś mi otwiera bramę, korzystam z zaproszenia i wjeżdżam w lukę tak jak robi to Nicki Pedersen w Grand Prix. Upadliśmy obaj. Z punktu widzenia sędziego wykluczenie mnie z tego biegu było rozsądną opcją. Patrząc z perspektywy Bjarne, wykluczenie też było słuszne. Sam uważam, że powinienem być wykluczony, gdy analizuję akcję na chłodno. Zamknijmy temat i poczekajmy na nasze następne spotkanie - kończy wojowniczo usposobiony Tai. 4:2 w 14 biegu dało "Piratom" dwa oczka zapasu nad rywalem, a w ostatnim wyścigu Holder z Andersenem przywieźli remis 3:3, który dał Poole wygraną 46:44. Bjarne mógł lizać rany na farmie u zaprzyjaźnionych brytyjskich gospodarzy, a Tai zbierać siły na kolejne zawody.
Bjarne może skupić się na jeździe w lidze, bo 4 lipca odpadł z eliminacji do GP’2010. W łotewskim Daugavpils zajął dopiero 11 miejsce. Pedersen kiepsko zaprezentował się również w półfinale DPŚ w Vojens i Jan Staechmann odsunął Bjarne od składu na leszczyński baraż. Jednak na torze Lakeside Pedersen z reguły czuje się wyśmienicie. Matt Ford liczy na zażartą walkę o punkty, gdyż w tym sezonie, Poole uległo Lakeside na wyjeździe zaledwie jednym punktem (46:47). Będzie to ostatnie spotkanie obu zespołów w zasadniczej części sezonu, gdyż Poole dwukrotnie podejmowało już u siebie Lakeside. W pierwszym podejściu "Piraci" wygrali 52:41, a w drugiej odsłonie padł remis 45:45. Na korzyść Poole przemawia długi rozbrat "Młotów" z własnym torem. 10 lipca nie doszło do meczu towarzyskiego z pierwszoligowym Rye House. - Zaplanowaliśmy sparing z Rye House kierując się jak najlepszymi intencjami i dziękujemy Lenowi Silverowi (promotorowi Rye House) za wyrozumiałość. Uznaliśmy, że mecz spotkałby się z małym zainteresowaniem naszych kibiców i w porę odwołaliśmy imprezę. Stuart Robson leczy kontuzję ręki jakiej nabawił się we Francji, więc potrzebuje czasu na odpoczynek. Przerwa w lidze jest nieznośna, ale jest manną z nieba dla Stuarta - tłumaczy Jon Cook.
We Francji ścigał się z powodzeniem Joonas Kylmaekorpi, który 13 lipca w Marmande zajął 7 miejsce w II rundzie MŚ na długim torze. Cały Joonas, nie znosi nieróbstwa, uwielbia tempo i twórcze płodozmiany. Fin będzie dźwigał na barkach spory ciężar, gdyż w ekipie "Młotów" zabraknie ojca zwycięstwa nad Swindon - Adama Shieldsa. "Shieldsy" złamał obojczyk w leszczyńskim barażu i przyprawił Jona Cooka o ból głowy. Na szczęście, Cook będzie mógł sięgnąć po Piotra Świderskiego, niedawno zwolnionego z Ipswich Witches. Świderski ma zastąpić kontuzjowanego Shieldsa. Menedżer Lakeside będzie mógł też skorzystać z usług Jonasa Davidssona, który otrzymał zgodę szwedzkiej federacji SVEMO na start w Anglii. Tym samym, Jonas nie pojawi się w Bydgoszczy na zaległym meczu z Włókniarzem Częstochowa. Z identycznych powodów, Lee Richardson nie wybierze się nad Brdę, tylko na rubieże Londynu, aby ścigać się dla Hammers. Uroczo skomplikowany jest ten świat żużla, ale Leigh Adams, żużlowiec pochodzący z krainy pomarańczy i tak niezmiennie twierdzi, że cały ten hałaśliwy galimatias jest bardziej przyjemny i ponętny niż praca przy naprawie ciężarówek…
Tomasz Lorek