W sezonie 2020 zawodnicy startujący w PGE Ekstralidze muszą być gotowi na wiele zmian. Nie chodzi tylko o niższe wynagrodzenia, ale także o sposób funkcjonowania ich teamów. Do minimum ma zostać ograniczona liczba mechaników. - Pomysł z jednym mechanikiem bardzo mnie martwi. U nas to nie przejdzie - mówi nam Rafał Trojanowski, menedżer Wiktora Lamparta.
- Jedziemy w drugim i czwartym biegu. W tej sytuacji dwóch mechaników ma kłopot z wyrobieniem się w regulaminowym czasie. Ustawiamy na pole drugi motocykl, żeby uniknąć kary i w razie opóźnienia na nim pojechać - tłumaczy Trojanowski i po chwili wymienia inne obowiązki, które mają obecnie mechanicy w trakcie meczu.
- Proszę nie słuchać tych bezmyślnych porównań do dawnych czasów żużla amatorskiego. Ja również brałem udział w rywalizacji, kiedy był jeden mechanik na zawodnika lub na kilku żużlowców. Warto jednak pamiętać o kilku rzeczach. Kiedyś nikt nie chłodził silników, nie używał szczotki do czyszczenia motocykli, nie zmieniał długości motocykla, dyszy, zapłonu, a ciśnienie w oponach sprawdzało się na... oko. Mechanik nie regulował i nie chłodził łańcuszka sprzęgłowego i nie zmieniał filtra powietrza. Nie zmieniało się zębatek podczas zawodów, bo zawodnicy jeździli na jednej. Nie wspomnę o wymogach regulaminowych i czasowych, które się zmieniły - podkreśla.
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Cugowski: Żużel jest sportem, który powinien najszybciej wrócić na stadiony
- Trzeba również zwrócić uwagę na bezpieczeństwo. Kiedyś motocykl ważył 82 kilogramy lub więcej. Dziś to jakieś 77 kilogramów. Części stały się lżejsze, mniej wytrzymałe. W zeszłym sezonie podczas zawodów w Grudziądzu pękła nam oryginalna, prawie nowa blacha przodu marki Jawa. Jestem pewny, że przy jednym mechaniku ta wada pozostałaby niewykryta. Warto zdać sobie sprawę, co by było, gdyby zawodnik wyjechał z taką usterką na tor. Ktoś pewnie zaraz powie, co robi zawodnik, że tego nie widzi. Prawda jest taka, że mamy ogromne emocje. Biegi mijają bardzo szybko, a on ma odpocząć, schłodzić się, skoncentrować na kolejnym wyścigu i przygotować kask czy gogle - tłumaczy menedżer Lamparta.
Trojanowski apeluje do ekspertów, którzy zabierają głos w sprawie mechaników żużlowych, żeby najpierw zgłębili wiedzę, a dopiero później wypowiadali radykalne tezy. - Gdy czytam wypowiedzi pana Janka Krzystyniaka czy Mirka Dudka, których bardzo szanuję, to ręce mi opadają. Zastanawiam się, jak można dzielić się taką niewiedzą o tym sporcie. Pytanie, czy ktoś, kto ma podobne poglądy, był obecny w parku maszyn podczas zawodów? Oczywiście, zdarzają się zawodnicy, którzy mają jednego mechanika, ale jest to górna półka i na pewno kosztowniejsza niż moich dwóch początkujących. Poza tym w większości przypadków zarobki dwóch mechaników nie są dużo większe niż jednego, bo obaj mają podzielone zadania i cała kwota rozkłada się na nich. Warto też dodać, że często mechanik, który jest sam, i tak potrzebuje pomocy innych - przekonuje.
Menedżer Wiktora Lamparta cieszy się, że jego zawodnik ma już za sobą rozmowy z Motorem Lublin. - Odbyłem kilka nocnych rozmów z prezesem Jakubem Kępą. Wiktor nie zajmuje się sprawami finansowymi. Cieszę się, że ten temat został załatwiony - podkreśla Trojanowski i dodaje, że w nowych realiach finansowych niektórym zawodnikom trudno będzie się odnaleźć.
- Najtrudniej będzie tym, którzy za dużo zainwestowali w sprzęt. Do tej grupy zalicza się Wiktor. Lekko nie będzie, bo liczba imprez została mocno okrojona. W takiej firmie jak " żużlowiec", ciężko jest przewidzieć koszty, więc i zarobek. Na dziś wydaliśmy już około 300 tysięcy złotych, ale trudno mi przewidzieć, o jakiej sumie będziemy rozmawiać na końcu rozgrywek. To bardzo trudne do oszacowania. W sezonie będziemy na pewno robić wszystko, żeby po udanych zawodach wracać do domu z uśmiechem na twarzy. Na razie jesteśmy wdzięczni naszym partnerom. Dzięki nim jest łatwiej. Chciałbym podziękować firmom Duńczyk, Best Staff, Dasta Invest i Haj - podkreśla Trojanowski.
Menedżer Wiktora Lamparta ma nadzieję, że w Polsce szybko wróci normalność. Jego zdaniem ograniczenia spowodowane koronawirsem są przesadzone. - Gdy słyszę słowo pandemia, to mnie od razu trzęsie. Lepiej ogłosić pandemię drogową i wprowadzić zmniejszenie liczby aut na drogach, bo tam ginie zdecydowanie więcej osób na świecie. Ani ja, ani moi znajomi nie znają osoby, która zmarła na tego wirusa. Znam natomiast ludzi, którzy odeszli z powodu innych chorób - podsumowuje.
Zobacz także:
Krzysztof Cegielski krytykuje nowe stawki w niższych ligach
Musiałoby dojść do bardzo pechowego zdarzenia, żeby zawodnicy się zakazili