[b][tag=71535]
Kamil Hynek[/tag]: Widać w mediach społecznościowych, że motocykle już gotowe i pali się pan do jazdy. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że pod koniec sezonu 2019 ledwo pan sprzętowo dychał, musiał teraz głębiej sięgnąć do kieszeni?[/b]
Ernest Koza, zawodnik Unii Tarnów: Zainwestowałem trochę własnych środków w przygotowania do rozgrywek Ewinner 1. LŻ, które nawiasem mówiąc na razie nie wiadomo, kiedy wystartują. W każdym razie nie mogę się już doczekać wyjazdu na tor. Podejrzewam, że dotyczy to także trenerów i oczywiście kibiców. Co do silników... przeszły generalny remont, ubrałem je w całkiem nowe ramy. Mam też odłożony silnik od Janusza Kołodzieja. Jeśli mi przypasuje, będę mógł go od niego kupić. Przy okazji serdecznie mu dziękuję za okazaną pomoc.
Nie należy pan do grupy zawodników, która nic nie robi w zimie, tylko idzie do pracy.
U mnie to już norma. Pojechałem do taty, który przebywa w Austrii, a potem dorobiłem coś w Polsce. W ten sposób zarabiam na spokojne przygotowania i rodzinę, która na dodatek niedawno mi się powiększyła. Na świat przyszła córeczka. Wcześniej sformalizowałem długoletni związek z moją partnerką Karoliną, więc odpowiedzialność wzrosła. Teraz już nie mam na utrzymaniu tylko siebie.
Domyślam się, że pandemia koronawirusa to trudny czas dla świeżo upieczonych rodziców i pewne procedury w szpitalach są bardziej zaostrzone. Ale przede wszystkim, jak się czują żona i córka?
A dziękuję, w porządku. Było trochę reżimu sanitarnego. Nie wszystko widziałem, do wielu rzeczy mnie nie dopuszczono. Osobiście najbardziej ukłuł mnie fakt, że z powodu COVID-19 nie mogłem być obecny przy porodzie. Dziecko zobaczyłem dopiero przy wypisie.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Jason Crump
Baliście się z żoną momentu rozwiązania? Vaclav Milik i Krystian Pieszczek, którzy wkrótce również ogłoszą światu radosną nowinę, w rozmowie z naszym portalem mówili wprost o towarzyszącym im lęku, dając do zrozumienia, że szpitale nie są teraz najbezpieczniejszym miejscem na ziemi.
Nie myśleliśmy w ten sposób. Na szczęście w naszym regionie nie odnotowaliśmy wysokiego wskaźnika osób zakażonych. Podejrzewam, że problem jest w większych miastach. Bardziej martwiliśmy się, żeby wszystko przebiegło bez komplikacji i córka urodziła się zdrowa.
Doszły mnie słuchy, że sam pan urządzał pokój dla dziecka.
O nie! W dekoratorkę wnętrz zabawiła się żona. Ja byłem wykonawcą. Na robotę przy kładzeniu tapety podnająłem sobie z kolei tatę (śmiech). Była to dla mnie nowość, więc wolałem nie ryzykować. Jest fach w ręku!
Wysypia się pan w nocy, czy na zmianę wstajecie z żoną do małej?
Większość obowiązków przejmuje żona, ale na ile potrafię staram się ją odciążać. Umiem tapetę położyć, to i dziecko przewinę (śmiech). Ważna jest organizacja czasu. Kładę się do łóżka wcześniej, więc mogę buszować z córcią w nocy.
Pytanie o pampersy zatem odpada. Szykował się pan specjalnie do ojcostwa, czy wziął je z marszu?
Dużo dały mi zajęcia ze szkoły rodzenia. Nabyłem tam mnóstwo przydatnej wiedzy. Było także wiele ćwiczeń praktycznych.
Przejdźmy definitywnie do żużla. Planowo PGE Ekstraliga rusza 12 czerwca. Co do Ewinner 1. LŻ więcej wiedzy uzyskamy po poniedziałkowej telekonferencji. W PGE Ekstralidze trwają obecnie rozmowy z zawodnikami w sprawie renegocjacji umów. Jedne idą łatwiej, drugiej oporniej. Ale was też cięcia nie ominą, jakie jest pana zdanie na ten drażliwy temat?
Każdy ma swój rozum, ale moim zdaniem należy podejść do tej sytuacji zachowując rozsądek. To ma być kompromis. Nie tylko kluby ucierpiały na pandemii. Z szeregiem komplikacji zmagają się i zawodnicy. Z prezesem Łukaszem Sadym jestem w stałym kontakcie, a nawet po słowie.
Pana klubowy kolega Daniel Kaczmarek powiedział, że poradziłby sobie przez rok bez żużla. Nie wie natomiast, czy od długiej domowej izolacji wytrzymałaby głowa i organizm. Panu wystarczyłoby cierpliwości i środków na długi okres, mając z tyłu głowy żonę, córkę. Te wydatki przecież skaczą do góry?
Na sto procent poszedłbym do normalnej pracy. Aż tak komfortowych warunków nie mam.
Na zwolnienia w pana teamie i tym samym nawet najdrobniejszą redukcję kosztów się nie zapowiada?
Mnie na szczęście ten problem nie dotyczy, ponieważ na zawody jeździ ze mną tylko jeden mechanik.
Od lat to pan ma również pod górkę w karierze. Jak nie charytatywna jazda w Wandzie Kraków, to podpisanie kontraktu ze Stalą Rzeszów Ireneusza Nawrockiego, która z powodów finansowych nie otrzymuje licencji na jazdę w 1. LŻ. Jak już pan wrócił do macierzystego Tarnowa, to koronawirus. I tak w koło Macieju. Trudno staje się panu na nogi.
Było kilka dobijających chwil, ale nie poddaję się. Powiedziałem sobie, że przeciwności mnie nie złamią, bo po prostu robię to, co lubię. Liczę, że zła karta wreszcie się odwróci. Ale faktycznie mimo stosunkowo młodego wieku przeżyłem już sporo wahań nastrojów.
Wychodzi pan jednak na prostą. Słyszałem, że udało się pozyskać niezłe zaplecze sponsorów indywidualnych. Nigdy tak pokaźnym wsparciem nie mógł się pan pochwalić?
Powoli się odbudowuję. W zimie zgromadziliśmy pokaźne grono reklamodawców, którym chciałbym podziękować za zaufanie fajnymi zdobyczami punktowymi. Cieszę się, że przed sezonem doszło parę nowych firm. Wyrazy wdzięczności za okazane zaangażowanie i pomoc w poszukiwanie nowych źródeł finansowania kładę na dłonie Michała Guzego. Jest to tym bardziej mobilizujące, gdy obserwujesz z jakim kryzysem zmagają się różne branże, a jednak nie dostałem wiadomości w stylu, że ktoś planuje się wycofać. Dlatego grzeję się w blokach, żeby już stanąć pod taśmą. Nie mogę zapomnieć również o głównym partnerze klubu - Grupie Azoty.
Wspomnieliśmy śladowo o Wandzie Kraków, z którą nie jest pan rozliczony od 2017 roku. Dalej walczy pan o zarobione pieniądze, czy nie łudzi się już, że odzyska chociaż ich część?
Zacznijmy od tego, że z prezesem Pawłem Sadzikowski nie ma żadnego kontaktu. Wydaje mi się, że w podobnym położeniu znajduje się reszta wierzycieli tego pana. I na tym zakończmy ten wątek. Po co się denerwować?
CZYTAJ TAKŻE: Aktor trafił z Egiptu na stadion Orła
CZYTAJ TAKŻE: Duńczycy dostali szlaban. O Ekstralidze mogą zapomnieć