Podczas gdy PGE Ekstraliga ruszy 12 czerwca, brytyjska Premiership nie podała terminu rozpoczęcia rozgrywek. Promotorzy na Wyspach w ostatnich dniach ograniczyli się do lakonicznego komunikatu, że model biznesowy ich klubów nie pozwala na rozgrywanie meczów bez udziału publiczności. Dlatego Brytyjczycy prędko nie wrócą do ścigania.
- Bardzo dobrze zrobili. Mówiąc wprost, sam byłem i jestem przeciwnikiem spotkań przy pustych trybunach. Przecież to sport jest dla kibiców. Jak można mieć frajdę z jazdy przy pustych trybunach? Wtedy z tego się już robi tylko biznes - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty Jan Krzystyniak, były żużlowiec i trener.
Krzystyniak zwrócił uwagę na to, że pewnie część żużlowców liczyła na to, że decyzja Brytyjczyków zaboli niektórych żużlowców. - Nie wymienię ich z nazwiska, ale niektórzy dostali prztyczka w nos. Pewnie sobie liczyli, że skoro w PGE Ekstralidze zarobią mniej, to wyjściem będzie Wielka Brytania, a tu psikus. Jedno źródełko z pieniędzmi im wyschło - dodał ekspert.
Ze światowej czołówki kontrakty na Wyspach posiadają m.in. Jason Doyle, Nicki Pedersen, Brady Kurtz czy Niels Kristian Iversen. Z tego grona do tej pory wypowiedział się tylko Pedersen, który nie zgodził się na starty w Polsce w dobie koronawirusa przy obniżonych stawkach i zaostrzonych rygorach sanitarnych. Duńczyk twierdzi, że nie zależy mu na pieniądzach, a bardziej martwi go fakt, że przez cały sezon nie będzie mógł opuścić Polski.
- Mnie pomysł skoszarowania zawodników dziwi od samego początku i już o tym mówiłem. Przyjdzie moment, że ruszą inne ligi i pojawi się problem. Zawodnicy podpisali tam jakieś kontrakty i mają pewne obowiązki, być może dostali jakieś pieniądze, może mają sponsorów ze Szwecji czy Wielkiej Brytanii. I co im powiedzą? Że nie będą startować, bo są w Polsce? - podsumował Krzystyniak.
Czytaj także:
Plan Wilków nie wypali. eWinner 1. Liga bez Krosna
Leon Madsen dogadał się z Eltrox Włókniarzem
ZOBACZ WIDEO Krzysztof Cugowski: Żużel jest sportem, który powinien najszybciej wrócić na stadiony