Żużel. Hat-trick Kownackiego: Nie zgadzam się z Jackiem Gajewskim. Kulturalnie odbijam piłeczkę (felieton)

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Dawid Kownacki i Kamil Brzozowski
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Dawid Kownacki i Kamil Brzozowski

Były menedżer klubu z Torunia nie rozumie "płaczu zawodników". Zrobiłem wielkie oczy, gdy to przeczytałem. Nie licząc kilku gwiazd, zawodnicy w 1. ligi nie zgarniają 100 tys. za podpis. Wyżej przebitka jest cztero-pięciokrotna.

W tym artykule dowiesz się o:

"Żużlowy hat-trick" to cykl felietonów Dawida Kownackiego, piłkarza Fortuny Duesseldorf, reprezentacji Polski oraz wielkiego sympatyka żużla.

***

Chciałbym się odnieść w paru akapitach do niedzielnego artykułu opublikowanego na WP Sportowe Fakty pt. "Jacek Gajewski nie rozumie płaczu zawodników. Dostali duże pieniądze, choć bez nich większość i tak by przeżyła". Nie zgadzam się z kilkoma wypowiedziami byłego menedżera Unibaksu Toruń.

Jeśli ktoś jednak myśli, że zacznę strzelać do pana Gajewskiego ostrą amunicją i przemycę do felietonu coś ze swojej pozycji na boisku, srodze się zawiedzie. Interesuje mnie wojna na kulturalne argumenty. Każdy doskonale wie, że staram się brać zawodników w obronę i stawać za nimi murem. Dlatego uważam, że Gajewski pojechał po bandzie.

ZOBACZ WIDEO: Do sportu ma przyjść odwilż. Adam Małysz ma sygnały z ministerstwa

Jeśli chodzi o zawodników PGE Ekstraligi - pełna aprobata. Zawodnicy nie powinni psioczyć. Zgarniają wysokie kwoty za podpis. Szczebel niżej pan Gajewski popatrzył jednak chyba przez pryzmat Apatora, gdzie te płace również ocierają się o standardy najlepszej ligi świata. Zakontraktowani zawodnicy mówią sami za siebie. Trzeba było sypnąć groszem, żeby skompletować skład z Adrianem Miedzińskim i braćmi Holderami.

Na tym podobieństwa się kończą. W przypadku innych klubów research był raczej słaby. Znam sprawy od środka i wiem, że te kwoty naprawdę nie są takie, aby siedzieć, nie narzekać, czekać w spokoju na rozwój wydarzeń i nic nie robić. Jest finansowa przepaść.

Czytając artykuł, zrobiłem wielkie oczy, bo nie licząc kilku gwiazd, zawodnicy nie zgarniają tam 100 tysięcy za podpis. W PGE Ekstralidze przebitka jest cztero-pięciokrotna. Kupno nowego silnika - 30 tysięcy. A jak weźmiesz dwa u renomowanego tunera, to widzisz dno w portfelu. Skompletowanie motocykli, nowe ramy, sprzęgła, gaźniki, części, opłacenie mechanika etc. - tego także nie dostaniemy za przysłowiową czapkę gruszek.

Sumując wszystko, wychodzi na to, że żużlowiec jeszcze przed początkiem rozgrywek dopłaca w 1. i 2. LŻ do interesu. Każdy inwestuje, skarpeta jest pusta, a pierwszy zarobek pojawia się wraz z inauguracją zmagań ligowych. Obecnie jest postój, zawodnicy rozglądają się za pracą, żeby mieć na utrzymanie teamu i opłatę ZUS.

Za chwilę jeszcze zawodnicy dostaną po kieszeni z tytułu renegocjacji kontraktów. Pan Jacek prowadzi sklep z komponentami żużlowymi - to ja zapraszam wszystkie firmy zajmujące się dystrybucją akcesoriów do zjechania z cenami o 30-40 proc.

Nie liczę na pozytywny odzew. Podejrzewam, że te rzeczy nie stanieją, tylko pójdą w górę. Każdy będzie próbował się odkuć, zrekompensować straty po tym, jak pandemia szarpnęła budżetami. Prosiłbym popatrzeć na problem szerzej, a nie wyłącznie przez pryzmat czubka swojego nosa. Zawsze mnie dziwiło, że zawodnicy są na końcu łańcucha, a przecież bez nich dyscyplina umrze.

Kompletnie nie dociera do mnie, że zawodnicy przejadą sobie sezon na starych jednostkach. Znajdą się szczęśliwcy, którym się trafi złoty strzał i będą go "rzeźbić" aż padnie. Ale nie o to chodzi. Ten sam sprzęt po roku wcale nie musi spisywać się identycznie jak rok wcześniej.

Weźmy beniaminka. Awansując wyżej, będąc w ścisłej czołówce średnich nikt nie podejmie ryzyka występów na starych "szafach", gdy poziom i klasa zawodników wzrasta. Nie znam żużlowca, który chciałby np. dziadować przy okazji transmisji w telewizji. A jeżeli chcemy ujednolicić wydatki, wprowadźmy wszędzie takie same silniki i bijatyka technologiczna momentalnie zaniknie.

Wydaje mi się, że omyłkowo pierwszą i drugą ligę podpina się pod PGE Ekstraligę i wyciąga średnią z ich zarobków. To rażące przekłamanie, fundusze mijają się o lata świetlne. Drugoligowcom często zakręca się w głowie od sum latających wśród kolegów z wyższych lig. Ze zdziwieniem przeczytałem słowa o tym, że na poczet opasłej punktówki zawodnicy nie brali pieniędzy przed startem rozgrywek. Podobne praktyki stosowano może z 10, 15 lat wstecz, ale nie obecnie. Podejrzewam, iż nie ma już ośrodków, które nie robią zawodnikom przelewów na tzw. przygotowanie do sezonu.

Najlepiej, żeby zawodnicy siedzieli cicho, jeździli za darmo, cieszyli się z tego, co mają, bo uprawiają zawód, który kochają. Załóżmy, że ligi uda się odmrozić. Obstawiam, że idąc tokiem rozumowania pana Jacka, multum jeźdźców zsumuje 2020 rok na minus lub niewielki plus. Pożegnają się z czarnym sportem. Pójdą do mniej stresowej, normalnej pracy, bo nie będzie im się opłacała dalsza jazda. A przecież za coś muszą utrzymać rodziny. Żużlowcy masowo będą kończyć kariery, a nam zostanie płacz i zgrzytanie zębów.

Dawid Kownacki

CZYTAJ TAKŻE: Zenon Plech ryzykuje życiem, bo musi zadbać o zdrowie
CZYTAJ TAKŻE: W Danii nie ma dramatu i epidemii strachu

Źródło artykułu: