Były prezes Unii Leszno zaczepia działaczy: Nakręciliście spiralę, teraz pokażcie, ile jesteście warci (wywiad)

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Dominik Kubera, Max Fricke.
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Dominik Kubera, Max Fricke.

- Gdy Leigh Adams przychodził do Leszna, dostawał od nas dziewięć tys. za przyjazd na mecz i tysiąc za zdobyty punkt. Być może zawodnicy przez wirusa będą musieli zrezygnować z jednej trzeciej wynagrodzenia - prognozuje były prezes mistrzów Polski.

[b][tag=71534]

Jakub Czosnyka[/tag], WP SportoweFakty: Co podpowiada panu nos wytrawnego działacza? Rozgrywki ligowe w Polsce w tym roku wystartują czy niekoniecznie?[/b]

Rufin Sokołowski, były prezes Unii Leszno: Widzę właśnie, że toczy się o to dyskusja. A ja panu powiem, że na razie to wszyscy się mylą. Jakiekolwiek prognozowanie nie ma teraz sensu. Proszę sobie wyobrazić taką sytuację, że nie daj Boże, dwie drużyny wymrą. I co wtedy?

Zakłada pan absolutnie czarny scenariusz.

No ale może mi pan powiedzieć, dlaczego taki scenariusz jest niemożliwy?

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"

Nawet nie wiem, jak panu odpowiedzieć.
 
Więc nie ma co gdybać. Zasady są proste - nie może być żadnego zagrożenia dla kibiców, zawodników, trenerów i działaczy. Poza tym żadne zawody żużlowe bez udziału kibiców nie mają sensu. Może po prostu w tym roku żużla nie będzie. A jak będzie, to nie można wykluczyć, że w zmienionej formule rozgrywek. Tego dziś nikt nie wie.

A panu w ogóle podoba się opcja okrojonych rozgrywek? Jakkolwiek miałoby to wyglądać.

Wszystko jest kwestią ugody i porozumienia. Wszystko zależy, ile będziemy mieli czasu. Mój kolega podpowiada mi, że nie miałby nic przeciwko, gdybyśmy jechali nawet co dwa dni. Ale nie gdybajmy, bo na razie to nie mamy na nic wpływu. Pewnie czyjaś prawda prognozująca, co się stanie za parę tygodni zwycięży, ale nie będzie ona świadczyła o mądrości tych osób, a po prostu od szczęścia.

Czyli czekamy.

I przestrzegamy zaleceń bezpieczeństwa. Bo to wcale nie jest tak, że umierają tylko ludzie w podeszłym wieku.

A co pan uważa o konieczności renegocjowania kontraktów?

Odpowiem panu tymi samymi słowami, którymi podzieliłem się na swoim Facebooku zaraz po tym, jak pojawiła się informacja, że sponsor tytularny Stali Gorzów wycofuje się ze wsparcia klubu. Otóż taka sytuacja już była 30 lat temu. Na początku lat 90. nie było finansowania żużla ze strony firm państwowych, bo rozpadł się socjalizm. Nie było też firm prywatnych, które dopiero powstawały. Nie było także obecności zachodnich koncernów. Dotacji samorządowych też nie mieliśmy, bo te struktury dopiero się tworzyły. Powiem więcej - było takie bezrobocie, że kibiców nie było stać na bilety. I wtedy w każdym żużlowym mieście była garstka ludzi, która oddała wszystko, aby te kluby ratować. Żeby żużel przetrwał.

No i jak ten żużel przetrwał, to przyszła z kolei fala prywatyzacji. Pojawili się wielcy przedsiębiorcy, którzy zmietli z powierzchni ziemi starych działaczy. I ci wielcy biznesmeni podnieśli wydatki w żużlu o 300-400 proc. w ciągu 20 lat. A co mamy teraz? Ja mówię - sprawdzam. Teraz panowie pokażcie, co jesteście warci.

Zawodnicy są przyzwyczajeni do wysokich gaży. Szczególnie ta światowa czołówka.

A ja panu powiem, że w takich sytuacjach można poznać charakter zawodników. Podam przykład Leszna. Mimo, że Unia na początku lat 90. była bez grosza, Roman Jankowski był wtedy w hierarchii drugim zawodnikiem w Polsce. I mimo to pozostał w naszym klubie za parę złotych za punkt jako zawodowiec. To było to słowo sprawdzam, o którym powiedziałem.

Szlachetna postawa.

Powiem panu jeszcze o czymś. Gdy Leigh Adams przychodził do Unii Leszno, to dostawał od nas 9 tys. zł. za przyjazd na mecz i 1 tys. zł. za zdobyty punkt. Czyli, gdy zdobył komplet to kosztował klub 24 tys. zł. Bezpośrednio po moim odejściu z klubu, ci nowi co przyszli za mnie, ogłosili, że ten niegospodarny Sokołowski dawał Adamsowi kasę już za sam przyjazd na mecz. A przecież prawdziwi profesjonaliści płacą za zdobyte punkty. Poszła taka właśnie fala informacji, że ten debil Sokołowski daje Adamsowi punkty za nic.

I ta nowa władza podpisała z nim umowę, że nie dostaje nic za przyjazd na mecz, ale za każdy punkt zapłacą mu 4 tys. zł. Adams dalej robił swoje 13-15 pkt., tylko klub kosztowało już dobrze ponad 50 tys. zł.

Sugeruje pan, że tak wyglądał początek dużej kasy w żużlu?

Na tym ten cały mechanizm polegał. Tak to się zaczęło. Każdy patrzy na innego i nie chce mniej zarabiać. Przyjdzie do jakiegoś klubu Hampel, gdzie dostanie 2 mln zł, to ktoś powie, że on mniej nie chce. Potem taki działacz biegnie do prezydenta miasta i prosi, żeby ten dał mu 2 mln zł. W 2004 roku Unia Leszno miała miejskiej dotacji 98 tys. zł. i ono było przeznaczone wyłącznie na szkolenie młodzieży. Z kolei w 2007 roku, kiedy Unia zdobywała mistrzostwo Polski, dotacja ze strony miasta wynosiła 1,5-2 mln zł w żywej gotówce. To pozwoliło na kupienie np. Hampela.

Puentując pana wypowiedź rozumiem, że możemy spodziewać się testu na solidarność w całym środowisku żużlowym.

Sponsorzy zaczną się wycofywać. Ja nie wierzę, że żadne samorządy, które staną przed dylematem przeznaczenia miejskiej kasy na żużel lub wsparcie placówek medycznych, nie dadzą na to drugie. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Wszelkie rezerwy miasta powinny być przeznaczone na walkę z epidemią. Zawodnicy w takiej sytuacji muszą zrezygnować przynajmniej z 1/3 wynagrodzenia. Powstaje też pytanie, ilu sponsorów zostanie przy żużlu. Bo za chwilę jedna firma za drugą może być zamykana. Zacznie rosnąć też bezrobocie, a wtedy ludzie nie będą kupować biletów na żużel. Kto wie, być może trzeba będzie wrócić do podstaw i znacznie niższych zarobków.

Na razie jednak wciąż mamy sporo znaków zapytania.

A ja panu powiem, że im później ruszy liga, tym straty dla żużla będą większe.

No dobrze. To jeszcze chciałbym pana spytać o treningi Piotra Pawlickiego na ranczu swojego ojca. Co pan o tym sądzi?

Nie uznaję to za nic złego. Jeśli jeździł sobie sam na torze, to komu on zagraża? Ja to myślę, że takim hałasem to on nawet odstrasza wirusy. Nie dajmy się zwariować.

Na tym treningu było podobno kilkanaście osób.

W takich epidemiach jest zasada, że na kogo padnie na tego bęc. Ciężko się wybronić. Będzie pan siedział w domu, zamówi pizzę i okaże się, że przez kontakt z opakowaniem zarazi się pan wirusem. Na pewno każde działanie, które powoduje, że ludzie się ze sobą nie spotykają, zmniejsza zagrożenie. Ja bym jednak poszedł w drugą stronę i zobaczył, co się w tym momencie działo, gdy Pawlicki trenował na przykład na przystankach autobusowych czy innych miejscach publicznych. Tam były skupiska ludzi. Ja doskonale wiem o tym, że chłopaki się rwą do jazdy. Każdy szuka takich opcji jakie ma. Inna sprawa, że Pawlicki dzięki tym treningom lepszy od innych nie będzie.

Czyli jako tako problemu nie ma.

To już są trochę teorie spiskowe. To ja bym mógł powiedzieć, że Maksym Drabik stoi za koronawirusem. Może to on wywołał tą zarazę? Czas leci, liga nie jedzie, a on nic nie traci. To jest dopiero spiskowa teoria.

To mnie pan teraz rozbawił.

No to podam panu jeszcze jedną anegdotę. Światowa agencja antydopingowa wykluczyła Rosję ze wszystkich zawodów, m.in. z udziału w igrzyskach. Na czele tej instytucji postawili Polaka po to, aby to on mówił w telewizji, że odwołania Rosjan nie zostały przyjęte. I tak nasi sąsiedzi patrzą na nas jak na wroga. Miało ich nie być na żadnych imprezach, a tu się nagle okazuje, że wszystko odwołane.

To jest dopiero teoria spiskowa.

Jak mamy taki martwy okres jak teraz, to takie teorie możemy sobie snuć.

CZYTAJ TAKŻE: Żużel. Rybnicki żużlowiec spowodował wypadek drogowy i uciekł z miejsca zdarzenia

CZYTAJ WIĘCEJ: Żużel. Mecenas Drabika zabił klina POLADA. Hospitalizacja nie tylko w szpitalu

Źródło artykułu: