Ciągle zastanawiam się jak Speed Car Motor Lublin podejdzie do tematu ewentualnego wypożyczenia Dawida Lamparta gdyby na poważnie zgłosiła się po niego Betard Sparta Wrocław. Z jednego i drugiego obozu cały czas docierają sprzeczne informacje.
Przypomina mi to sprawę lekarza klubowego, który zaordynował niedozwoloną ilość kroplówki Maksymowi Drabikowi. Do winy niby przyznał się ten pierwszy, ale zgadzam się z Janem Krzystyniakiem, który w poniedziałkowym felietonie napisał, iż łatwiej wymieniać doktora niż zawodnika, dlatego tego drugiego wybielono.
CZYTAJ TAKŻE: Szymon Woźniak o strachu i porcelanowej psychice u żużlowców
Może za bardzo węszę, ale klub poza enigmatycznym oświadczeniem schował głowę w piasek i to równanie dla mnie osobiście ma zbyt wiele niewiadomych. Po prostu przesadnie dużo kombinatorstwa było ostatnio w polskim żużlu żeby wierzyć we wszystko jak leci. A na tuptającego własnymi ścieżkami 22-latka od zawsze we Wrocławiu chuchano i dmuchano.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
Z Lampartem jest ten zgryz, że niby podpisał w okresie transferowym kontrakt warszawski ze Speed Car Motorem i miał zostać oddany do innego zespołu w dowolnym momencie. Teraz ponoć nagle mu się odwidziało i postanowił powalczyć o skład Koziołków, a Jacek Ziółkowski widzi dla niego miejsce w zespole.
Nie wierzę, ponieważ raczej nie takie były ustalenia przy przedłużaniu umowy z Pawłem Miesiącem i sprowadzaniu Jakuba Jamroga. Naprawdę będę bardzo zaskoczony jeśli okaże się, że nie ma tu żadnej zasłony dymnej. Starszy z braci pewnie pojedzie w sparingach Motoru, a później podejmie decyzję, co do swojej przyszłości.
Sparcie taki scenariusz też jest na rękę. Dopiero w lutym panel dyscyplinarny przy POLADA wyda wyrok na Drabiku i określi długość jego dyskwalifikacji. W ciemno więc należy zakładać, że do sformalizowania związku nie z miłości, ale z rozsądku dojdzie tuż przed startem ligi. O ile w ogóle, wciąż jesteśmy przecież w fazie spekulacji, choć bez owijania w bawełnę, Sparta naprawdę jest pod prądem.
Jak na ironię w biznes uwikłane byłyby dwie ekipy, które w przedsezonowych papierowych wyliczankach ustawiane były w jednym szeregu przy bezpośredniej rywalizacji o fazę play-off. To właśnie Spartę typowano jako głównego przeciwnika Motoru do czwórki.
CZYTAJ TAKŻE: Żeby żużel stał się popularniejszy. I kto to mówi?
Lublinianie na początku stycznia otrzymali zatem spóźniony prezent pod choinkę. Drabik złamał procedury dopingowe i Sparta stanęła nagle nad przepaścią. Nie wydam jednoznacznej opinii, czy branie Lamparta byłoby aktem desperacji, nie w tym rzecz, ale twierdzę, że i Motor mógłby w tej sytuacji ugrać coś dla siebie.
Ciekawym rozwiązaniem byłoby skopiowanie modelu często stosowanego w piłce nożnej, czyli np. oddanie Lamparta do Sparty i wpisanie klauzuli, że 29-latek nie jedzie w meczach z Motorem. Nie przeszkadza, więc i nie odbiera punktów klubowi, który poszedł mu na rękę, ale w zamian stara się znacząco wpłynąć na rezultaty w innych spotkaniach, niejako pomagając i Motorowi. Szach mat.
A można pójść i krok dalej. Sparta zaoszczędzi w kasie sporo pieniędzy na kontrakcie Drabika więc kto wie, czy wjazd z walizką pieniędzy nie zmieniłby optyki u szefów szóstej siły minionych rozgrywek PGE Ekstraligi. No bo jak to? Bać się Lamparta, który w 2019 roku nas nie zbawił, a teraz ma być w Sparcie solidnym zamiennikiem dla mistrza świata juniorów?
Na chłopski rozum Motor ma najlepsze karty po swojej stronie stołu. Jest jeszcze kwestia tego typu kruczków jak Dawid dogadał się z Motorem. Czy obie strony, abstrahując już od umowy warszawskiej, zawarły dżentelmeńskie porozumienie o wypuszczeniu zawodnika do dowolnego klubu, jaki sobie znajdzie. Z drugiej strony przypadki blokowania niewygodnych transferów i łamania obietnic to w Polsce niemal w każdej dyscyplinie chleb powszedni.