Maksym Drabik przed finałowym meczem Fogo Unia Leszno - Betard Sparta Wrocław przyjął kroplówkę. Złamał antydopingowe przepisy, bo kroplówka miała pół litra (taka dawka nie tylko stawia na nogi, ale i pozwala wypłukać zabronione substancje z organizmu), a na dokładkę nie została podana w warunkach ambulatoryjnych. Zawodnik nie miał też zgody POLADA. Drabik w trakcie kontroli dopingowej po spotkaniu sam przyznał się do przyjęcia kroplówki i podpisał się pod oświadczeniem, co stawia go w trudnym położeniu. Jak powinien go bronić adwokat?
- Według mnie tu żadne głupie tłumaczenia w stylu, nie wiedziałem, że nie można, nie pomogą - uważa mecenas Jerzy Synowiec. - Nieznajomość prawa nie zwalnia z jego przestrzegania, a poza tym POLADA przerabiała już wielu takich, co brali, a potem wymyślali przeróżne historyjki, żeby wywinąć się od kary. Nie znam całego materiału dowodowego, ale tak na gorąco, to myślę sobie, że poszedłbym w kruczki prawne i starał się znaleźć błędy w procedurze badania. Może podpis był krzywo złożony, może to było ksero zamiast oryginału. W ogóle Drabik ma ogromny kłopot, bo POLADA nie może sobie pozwolić na to, by przymknąć oko. Jeśli to zrobi, kroplówki staną się normą.
Czytaj także: Pawlicki nie trenuje z drużyną. Menedżer mistrza Polski uspokaja
Inny pomysł na prowadzenie sprawy Drabika ma mecenas Łukasz Kowalski. - Według mnie linia obrony jest oczywista. Zawodnik się przyznał, że wziął kroplówkę, co przecież oznacza, że nie wiedział, iż robi coś złego. Drabik na kontroli powiedział o kroplówce, więc nie może teraz udawać, że tego nie było albo że przyjął dozwoloną dawkę (wynosi ona do 100 mililitrów - dop. aut.). Teraz musi wręcz powiedzieć, że nie tylko wziął, ale zrobił to w stanie wyższej konieczności.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
- Tłumaczenie powinno być takie, że nie wiedział, iż to, co robi, jest dopingowym przestępstwem. Miał rotawirusa, przed nim był ważny mecz i stanął na głowie, żeby w nim pojechać. Myślał o wygrywaniu biegów i tylko to się liczyło. Poprosił o pomoc klubowego lekarza, który kroplówkę podał, żeby postawić go na nogi. Drabik miał prawo uważać, że skoro idzie do specjalisty, to dostaje najlepszą z możliwych porad - komentuje Kowalski.
- Samo przyznanie się do winy pokazuje, że Drabik nie chciał niczego ugrać - kontynuuje Kowalski. - Jego wina jest oczywista, bo procedury złamał, ale tu zdecydowanie można mówić o stanie wyższej konieczności. Postawienie go na nogi za wszelką cenę było o tyle uzasadnione, że przecież był jednym z najskuteczniejszych zawodników Sparty, a drużyna jadąc bez niego, praktycznie byłaby skazana na pewną porażkę. I tak przegrała, ale bez Drabika byłoby gorzej.
Czytaj także: Dla Sparty sprawa Drabika jest kwestią honoru
- Powołałbym też biegłego nefrologa, bo gdzieś czytałem o powracających kłopotach żołądkowych zawodnika. Taki specjalista mógłby wydać opinię, czy w stanie, w którym był zawodnik, 100 mililitrów jest wystarczającą dawką. Może była potrzeba, żeby podać więcej, by ratować zdrowie zawodnika. Sparta współpracuje z Akademią Medyczną we Wrocławiu, więc taki dokument pewnie łatwo by zdobyła - analizuje Kowalski.
Sprawa Drabika ma być rozpatrywana przez panel dyscyplinarny POLADA w lutym. Złamanie procedury nie podlega dyskusji. Mecenas Klimczyk będzie musiał znaleźć okoliczności łagodzące, które wpłyną na zmniejszenie kary. Na razie wiemy, że Drabikowi grożą maksymalnie 2 lata (przyznanie się do winy powoduje zamianę z czterech na dwa), że przyznał się on do przyjęcia kroplówki, a jego klub napisał w oświadczeniu, że podanie kroplówki wiązało się ze stanem zdrowia i zostało zaordynowane przez lekarza Sparty.