[tag=5756]
Piotr Świderski[/tag] podpisał wtedy kontrakt z pierwszoligowym Orłem. Trafił do niego po słabym sezonie w Unii Tarnów. Liczył, że się odbuduje. Przed startem rozgrywek robił wszystko, żeby być w jak najlepszej formie. Kiedy start ligi zbliżał się wielkimi krokami, Świderski udał się na treningi do włoskiego Badia Calavena. Tam rozegrała się mrożąca w żyłach krew historia, która de facto uratowała mu życie. Gdyby zawodnik nie pojechał wtedy do Włoch, to bardzo możliwe, że mogło go już nie być wśród nas.
Po jednym z treningów Świderski źle się poczuł. Od razu trafił do szpitala, gdzie przeszedł ratującą życie operację jednej z tętnic, która jest położona najbliżej serca. Szczęście w nieszczęściu, że wszystko wydarzyło się we Włoszech. Gdyby zawodnik przebywał wtedy w Polsce, to finał całej historii mógł być tragiczny. Świderski mógł zażyć leki, zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Ostatecznie trafił jednak na fachowców, którzy od razu postawili prawidłową diagnozę i przystąpili do działania.
Zobacz także: PGG ROW wchodzi do gry o Lamberta. Odbije go Stelmet Falubazowi?
- Pamiętam te chwile doskonale. Dla nas wszystkich w Łodzi to było coś strasznego - wspomina Janusz Ślączka, który był wtedy trenerem Orła Łódź. - Przed tamtym sezonem bardzo na Piotra liczyłem. Miał być silnym punktem zespołu. W końcu trafił do nas z PGE Ekstraligi. Kiedy dowiedziałem się jednak, co się stało, to żużel zszedł na dalszy plan. Byłem przerażony - tłumaczy.
ZOBACZ WIDEO Emil Sajfutdinow: Nie spełniłem swoich marzeń. Zazdroszczę tytułu Zmarzlikowi
- Zygmunt Mikołajczyk, który wspierał wtedy Piotra, próbował mnie wprawdzie uspokajać. Przekonywał, że on za dwa tygodnie będzie gotowy do jazdy. Nie za bardzo w to jednak wierzyłem, bo wiedziałem, że z sercem nie ma żartów. Gdy pojechałem do niego pierwszy raz w odwiedziny, to wyglądał bardzo słabo. Pod względem fizycznym dostał naprawdę w kość - opowiada Ślączka.
- Piotrowi pomogło to, że jest naprawdę inteligentnym facetem. Potrafił pewne rzeczy przewartościować. Szybko zrozumiał, że jazda na żużlu to nie wszystko. Myślę, że kluczową rolę odegrała rodzina. Piotr ma żonę i dwie wspaniałe córki i myślał głównie o nich. Pod względem mentalnym pozbierał się naprawdę szybko i wrócił z energią do działania - opowiada Janusz Ślączka.
Zobacz także: Skąd truly.work Stal weźmie kasę na taki skład? Już sam Iversen to kilkaset tysięcy więcej
Piotr Świderski po tych wydarzeniach nie tylko stanął na nogi, ale także w ogóle się nie zmienił. Pozostał tym samym, pogodnym, bezkonfliktowym i bardzo honorowym człowiekiem. O tej ostatniej zalecie nowego trenera rybnickiego klubu przekonał się kiedyś Witold Skrzydlewski, któremu Świderski chciał oddać pieniądze za przygotowanie do sezonu 2017. Uważał, że powinien tak postąpić, bo przecież nie wyjechał w ogóle na tor. Prosił jedynie o rozłożenie płatności na raty. Główny sponsor łódzkiego klubu od swojego zawodnika jednak tego nie oczekiwał, ale gest, który wykonał, bardzo Skrzydlewskiemu zaimponował.
Wszystkie osoby, które zetknęły się ze Świderskim, mówią nam, że ma anielskie usposobienie i tak naprawdę nie da się z nim pokłócić. Taki był wcześniej i taki pozostał, nawet po traumatycznych przeżyciach. Nic nie było w stanie go złamać, a to pokazuje, że nowy opiekun PGG ROW-u jest twardzielem. Z pewnością nie zabraknie mu sił i odwagi do walki o utrzymanie z rybnicką ekipą. Taka misja to pestka przy tym, co już przeżył.