Amerykanin po raz ostatni jeździł w PGE Ekstralidze w sezonie 2017, kiedy był żużlowcem Get Well Toruń. Wprawdzie nie przejechał pełnego sezonu, bo przeszkodziła mu w tym kontuzja. Pod względem średniej biegopunktowej był jednak zdecydowanym liderem torunian. Hancock znajdował się wtedy w bardzo dobrej formie, ale pieniądze, które zarabiał, wcale nie przyprawiały o zawrót głowy.
Jak udało nam się ustalić, czterokrotny mistrz świata kasował wtedy około 350 tysięcy złotych za podpis, a za każdy punkt zarabiał dodatkowo 5500 złotych. To oznacza, że przy 150 punktach zdobytych w sezonie jego kontrakt był wart niespełna 1,2 miliona złotych. Wtedy mówiliśmy jednak o zawodniku, który nie był kotem w worku, gwarantował wysoki poziom sportowy i był obiektem zainteresowania ze strony wielu klubów. Hancock mógł przebierać w ofertach.
Teraz sytuacja wygląda inaczej. Nazwisko Hancock nadal działa na wyobraźnie, ale zakontraktowanie Amerykanina jest obarczone pewnym ryzykiem. W zeszłym roku 49-latek w ogóle nie jeździł. Teraz jego menedżer Rafał Haj zapowiada powrót do ścigania. Rzecz w tym, że forma Hancocka to jedna wielka zagadka. Poza tym zawodnik raczej nie otrzyma zbyt wielu ofert. Licytacja o jego usługi nie wchodzi zatem w grę, więc cena nie zostanie wywindowana.
ZOBACZ WIDEO Cieślak o odejściu Miedzińskiego z Włókniarza. "Dużo do powiedzenia miał jego sponsor"
Jacek Gajewski, który pracował z Gregiem Hancockiem w Toruniu i od dawna jest wielkim zwolennikiem tego zawodnika, jest przekonany, że będzie można zakontraktować go na bardzo korzystnych dla klubu warunkach. - Płacenie mu dużych pieniędzy za podpis pod kontraktem byłoby bardzo ryzykowne, ale podejrzewam, że Greg zdaje sobie z tego sprawę - mówi nam Gajewski.
- Znam go dobrze i uważam, że umowa, w której większość pieniędzy leży na torze, byłaby dla niego do przyjęcia. Myślę, że dałoby się go nawet przekonać premiami, które zakładają, że wynagrodzenie rośnie po przekroczeniu 10 punktów w meczu - dodaje były menedżer Get Well, który zapewnia nas, że Hancocka stać na minimum 150 punktów w sezonie. Nawet po rocznej przerwie. Ktoś taki w Rybniku by się bardzo przydał, bo z miejsca podniósłby jakość zespołu.
Wydaje się, że PGG ROW Rybnik mógłby mieć Hancocka przy kontrakcie, który zawodnik miał w Toruniu lub nawet za nieco mniejsze pieniądze. Wydanie około miliona złotych nie wydaje się aż tak dużym ryzykiem. Krzysztof Mrozek mógłby na tym wiele zyskać. Rzecz w tym, że droga do transferu jest daleka. Amerykanin przestał ostatnio odpowiadać na maile. Wydaje się jednak, że rybniczanie powinni być cierpliwi, bo lepszego nazwiska na transferowej giełdzie raczej nie znajdą.