Żużel. Oceniamy drużyny po sezonie. Get Well Toruń. Bez atmosfery, wyników, za to ze spadkiem. Beznadziejny rok Aniołów

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: narada w Get Well Toruń
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: narada w Get Well Toruń

Oceniamy drużyny po sezonie PGE Ekstraligi. Zaczynamy od najsłabszej - Get Well Toruń. To był dla Aniołów beznadziejnie słaby i w efekcie zakończony historycznym spadkiem rok. Po 43 latach jazdy w elicie żegnają się z nią w marnym stylu.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

KOMENTARZ.[/b] W Toruniu należało się spodziewać ciężkiego sezonu, niewykluczone, że zakończonego batalią o zachowanie ligowego bytu, lecz z pewnością w najgorszych scenariuszach nie spodziewano się takiej katastrofy. W Get Well nie działało prawie nic pod względem sportowym, od pewnego czasu wiele nie działa też pod względem marketingowym (wzrost cen karnetów i biletów przy składzie niemalże pozbawionym wychowanków i z niedużymi szansami na sukces był absurdalny), ale to temat na osobną śpiewkę.

Można było się spotkać z opiniami, że schemat zarządzania klubem, głównie w pionie sportowym prędzej czy później nie skończy się niczym dobrym. Tak też się, niestety, stało. W "państwie toruńskim" jak działo się źle, tak dzieje się źle dalej. Marna postawa na torze, pierwszy w historii spadek -  po 44 sezonach na salonach. Wygląda na to, że pod obecną właścicielską jurysdykcją toruński żużel nie czeka już raczej nic dobrego.

CZYTAJ WIĘCEJ: Przedpełski: Mam plan na 2020. Wiem, gdzie będę jeździć (wywiad)

BOHATER. Strach pomyśleć, jakie wyniki notowałaby drużyna z Torunia, gdyby nie wyśmienita w większości meczów postawa Jasona Doyle'a. Australijczyk w ośmiu spotkaniach był liderem pod względem zdobytych punktów, nie bał się brać odpowiedzialności za zespół, choć wsparcie otrzymywał rzadko. Po drodze doznał urazu, ale nawet to nie wytrąciło go z równowagi. Kibice z żalem żegnają się z Doyle'm, który - co zrozumiałe - będzie kontynuować karierę w elicie.

ZOBACZ WIDEO: Tillinger: Nie wierzę w Łagutę. Zawodnik dostanie parę groszy więcej i zmienia klub

KONTROWERSJA. Atmosfera, a raczej jej brak. Stara zasada głosi, że budują ją wyniki, a tych od samego początku brakowało. Światło dzienne ujrzało sporo niesnasek. Z niektórymi decyzjami, głównie taktycznymi, nie zgadzało się kilku zawodników. Norbert Kościuch nie krył się z krytykowaniem Jacka Frątczaka przed kamerami, Niels Kristian Iversen i Rune Holta też mieli swoje pretensje (nie zawsze uzasadnione), a pewne uwagi były kierowane w stronę krnąbrnego Jacka Holdera, który otrzymywał wiele szans, mimo że zwykle je marnował. W Get Well nie kleiło się tak naprawdę nic. Skutki okazały się opłakane.

PLUS. Tak na dobrą sprawę ciężko doszukać się czegokolwiek takiego. Bohaterem uznaliśmy już ciągnącego wynik za uszy Doyle'a, w końcówce sezonu błysnął Rune Holta, który zaczął przypominać powoli siebie sprzed lat. Innych osób, wydarzeń, czy zjawisk, które można ocenić w Toruniu na plus w mijającym sezonie, raczej już nie ma. Ewentualnie można za taki uznać walkę do końca o w miarę godne pożegnanie się z ligą w ostatniej rundzie przeciwko Stelmet Falubazowi Zielona Góra.

MINUS. Niemal cały zespół, łącznie ze sztabem szkoleniowym (i nie tylko) zasłużył na minusy. "Wyróżniamy" najsłabszych w historii PGE Ekstraligi młodzieżowców. Nikt w najczarniejszych snach nie spodziewał się, że Igor Kopeć-Sobczyński i Maksymilian Bogdanowicz będą osiągać aż tak mizerne rezultaty. Wsparcia z ich strony dla drużyny nie było w zasadzie żadnego. Seniorzy rywali? Niepokonany choćby jeden. Biegi juniorskie? Niewygrany choćby jeden (sytuacja bez precedensu). Wygrane indywidualne? Jedna. Obaj zanotowali spory regres wyników w porównaniu do tego, co prezentowali poprzednio.

CZYTAJ WIĘCEJ: Piotr Baron cichym bohaterem. Stworzył potwora i zasłużył na miano najlepszego (ranking menedżerów)

CYTAT. - To chyba my nawet nie mamy tak słabych zawodników, jak nasi dwaj co odeszli do tej Częstochowy - wypalił w trakcie sezonu właściciel Przemysław Termiński. Ci "nasi dwaj" to Adrian Miedziński i Paweł Przedpełski - oddani bez żalu rok po roku do forBET Włókniarza. Senator RP raczej próbował sugerować, że Norbert Kościuch i Rune Holta to lepsza opcja od dwójki wychowanków. Zupełnie co innego wskazywały na tamten moment wyniki, a zresztą w bezpośrednich meczach z Get Well Miedziński i Przedpełski spisywali się udanie, bijąc na głowę swoich zastępców. A na koniec sezonu nie spadali z hukiem z ligi, tylko przymierzali na podium brązowe medale.

LICZBA. 9 - przez tyle wyścigów ze wszystkich 210 w sezonie Get Well prowadził wynik spotkania. Liczba zatrważająca, choć należy pamiętać, że Anioły wygrały raptem dwa mecze. Niemniej, ich zmorą były początki każdych kolejnych zawodów (m.in. poprzez nieudane wyścigi juniorskie) i nawet wtedy, gdy udawało się kończyć jazdę z tarczą, wynik był goniony w końcówkach. Blisko połowa z tych dziewięciu biegów (dokładnie cztery) to z kolei prowadzenie na wyjeździe w Częstochowie, gdzie ostatecznie i tak była wyraźna porażka (38:52). Dodajmy też, że we wszystkich meczach Get Well stosował rezerwy taktyczne.

Źródło artykułu: