Żużel. Prezes PGE Ekstraligi komentuje finał we Wrocławiu. Tor podczas zawodów był bezpieczny. Ujęcia jak w grze

WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Przemysław Liszka, Maciej Janowski.
WP SportoweFakty / Mateusz Wójcik / Na zdjęciu: Przemysław Liszka, Maciej Janowski.

Z jednej strony zacięte spotkanie, które trzymało w napięciu do ostatniego biegu. Z drugiej narzekania na tor. Zdania na temat pierwszego finału PGE Ekstraligi są podzielone. - Moim zdaniem mecz mógł się podobać - komentuje Wojciech Stępniewski.

[tag=859]

Betard Sparta[/tag] przegrała na własnym torze z Fogo Unią 43:47. Kosmiczny występ zaliczył Janusz Kołodziej, a po drugiej stronie rozczarował Tai Woffinden. Po meczu najwięcej mówiło się jednak o przygotowaniu toru, a nie o rywalizacji, którą stoczyli zawodnicy obu drużyn. Pojawiły się nawet głosy, że wrocławianie nie zrobili sobie nic z regulaminu i zniszczyli widowisko. - W tym przypadku nie chciałbym na razie wyrokować. Poczekajmy na dokumenty - mówi nam prezes PGE Ekstraligi Wojciech Stępniewski.

- Jeśli chodzi o jazdę zawodników, to wydawało się, że jest bezpiecznie. A to powinno być najważniejsze. Poza tym mecz mógł się podobać, bo trzymał w napięciu. Unia Leszno jest niezwykle silnym zespołem, ale wrocławianie mocno się postawili. Problemy sprzętowe miał Tai Woffinden, ale dla mnie sprawa nie jest zamknięta, bo Sparta potrafi jechać dobrze w Lesznie. Tam może wydarzyć się naprawdę wszystko - przekonuje Stępniewski.

Dużą niespodziankę wszystkim widzom zaserwowała telewizja nSport+, która podczas transmisji zastosowała dwa drony i line cam. Dzięki temu kibice mogli podziwiać obrazki, których do tej w żużlu nie widzieliśmy.

ZOBACZ WIDEO Chińczycy chcieli aresztować Buczkowskiego. Za brak wizy

Zobacz także: PGE Ekstraliga. Dariusz Śledź wziął w obronę Taia Woffindena. "Nie szukajmy w nim winy"

- Wyglądało to trochę jak gra komputerowa. Zaskoczeni jednak nie jesteśmy. Wiedzieliśmy, że to się wydarzy. Wszystko zostało uzgodnione wcześniej - mówi z uznaniem Stępniewski. - W naszej dyscyplinie mieliśmy z tym do czynienia pierwszy raz. Takie same obrazki kibice zobaczą na pewno podczas rewanżu w Lesznie. Na temat dalszej przyszłości tego rozwiązania nie chciałbym się jednak wypowiadać. O to trzeba pytać telewizję - podsumowuje Stępniewski.

Źródło artykułu: