Mirosław Jabłoński: Dziękuję trenerowi, że mnie nie odstawił "na bok"

Ubiegłotygodniowy, niezły występ w Rzeszowie, miał być dla Mirosława Jabłońskiego przełomowym. I wydaje się, że tak właśnie jest, gdyż w drugim kolejnym spotkaniu, tym razem przeciwko PSŻ Poznań, reprezentant Startu pokazał się z dobrej strony.

Mirosław Jabłoński źle zaczął sezon, od dwóch defektów w inauguracyjnym spotkaniu z RKM ROW Rybnik, i złośliwość rzeczy martwych "towarzyszyła" jego występom aż do ubiegłej niedzieli i potyczki z Marmą Hadykówką Rzeszów. Do tego momentu, w wypowiedziach pomeczowych, zamiast o dobrych startach, częściej musiał opowiadać o niekończących się problemach z silnikami.

Po spotkaniu z PSŻ Poznań, w którym zdobył 7 punktów, chyba pomału można zacząć mówić w jego przypadku o stabilizacji formy, do tego na niezłym poziomie.

Derbowy pojedynek zaczął się dla niego jednak bardzo źle. Startując jako "zastępstwo zawodnika", za niezdolnego do jazdy Dawida Cieślewicza, mimo niezłej reakcji na starcie, został wypchnięty na zewnętrzną część toru i do mety dojechał za dwójką rywali i partnerem z pary - Peterem Ljungiem. - Taka jest przypadłość gnieźnieńskiego toru, że przynajmniej w początkowej fazie zawodów, czwarte pole, jest bardzo niekorzystne. Pomimo dobrego startu, zostałem lekko wypchnięty na zewnętrzną, i nic nie mogłem już zdziałać - wyjaśnia młodszy z braci Jabłońskich.

Pomimo nie najlepszego wejścia w mecz, trener Leon Kujawski nie miał zamiaru rezygnować z jego usług, i konsekwentnie stawiał na 24-latka także w dalszej części zawodów. Ten odwdzięczył mu się nie tylko widowiskową, ale i w końcu skuteczną jazdą. 7 punktów i jedno "oczko" bonusowe w trzech kolejnych biegach, a także najlepszy czas dnia wykręcony w ostatnim wyścigu, musiały zadowolić nawet największych przeciwników wystawiania do składu młodszego z braci.

- Pomimo "zera" w pierwszym biegu, w dalszej części zawodów korzystałem z tych samych ustawień. Już w kolejnym wyścigu jechało mi się dobrze, byłem szybki, gdyż jadąc tuż za Peterem (Ljungiem - przyp. MK), musiałem zamykać gaz, by w niego nie wjechać. Norbert Kościuch był za daleko, i skupiliśmy się na tym aby dowieźć do mety remis. Potem, kiedy dobrze wychodziłem ze startu, to było widać, że motocykl spisywał się bez zarzutu. Wniosek jest taki, że muszę mocno pracować nad startami, gdyż motocykle w końcu zaczęły jechać! - cieszy się Jabłoński i jednocześnie dziękuje trenerowi Kujawskiemu, że ten nie odstawił go od składu po pierwszym nieudanym biegu: - Z tego miejsca bardzo mu dziękuję, gdyż po pierwszym wyścigu mógł odstawić mnie "na bok" i przestać korzystać z moich usług. Trener zachował się jednak bardzo fair, i mam nadzieję, że nie zawiodłem jego zaufania. Pokazałem, że warto na mnie stawiać także w meczach w Gnieźnie.

Jabłoński nie był zaskoczony zwycięstwem nad PSŻ Poznań, ale jego rozmiarami (65:27). - Zawodnicy, którzy na co dzień startują na torach przyczepnych, mają spore problemy z dopasowaniem się do naszej nawierzchni. Wynik świadczy o tym, że nasi dzisiejsi rywale nie znaleźli na niego sposobu. Szczerze mówiąc to liczyłem na wygraną, ale zwycięstwa w takim stosunku się nie spodziewałem.

Źródło artykułu: