Przed rokiem był blisko podium i teraz chciałby znaleźć się w czołowej trójce.
"Toninho" zna już smak medalu, ponieważ w swoim debiucie w 2015 roku sięgnął po brąz, wypracowując niemal 20-punktową przewagę nad Januszem Kołodziejem i Martinem Vaculikiem. Zawodnik ma już całkiem sporo doświadczenia w Mistrzostwach Europy, ponieważ odjechał w nich trzy pełne sezony, za każdym razem plasując się w górnej części klasyfikacji generalnej.
Rok po zdobyciu brązowego medalu był szósty, a dwa lata później piąty. W tym czasie pięciokrotnie stawał na podium pojedynczych rund, ale jeszcze nigdy nie sięgnął po zwycięstwo. Trzy razy był drugi, a dwa razy trzeci. Warto podkreślić, że dwie trzecie biegów, w których brał udział, kończył na pierwszym lub drugim miejscu.
ZOBACZ WIDEO PGE IMME. Ryszard Kowalski: Emocje mogą być jeszcze większe niż w latach ubiegłych
Zobacz także: Żużel. SEC. TAURON ponownie sponsorem tytularnym cyklu
- Za każdym razem chciałbyś osiągać jeszcze więcej. Na starcie każdy życzy sobie, żeby zakończyć rywalizację na podium. Ja nie jestem pod tym względem inny. Zawsze mam taki sam cel i chcę znaleźć się w czołowej trójce. Myślę, że Mistrzostwa Europy to ciekawa inicjatywa. Na pewno nie są tak wymagające jak Grand Prix. Formuła bardzo mi odpowiada. Całe wydarzenie zamyka się w ciągu jednego dnia i nie zabiera tak dużo czasu. Fajnie jest mieć trening w tym samym dniu, co zawody. Panuje tu miła atmosfera i wszystko jest uporządkowane - ocenia zawodnik.
Przed rokiem Antonio Lindbaeck wrócił do cyklu TAURON SEC po jednorocznej przerwie. Zawodnik dostał od organizatorów stałą dziką, po tym jak wypadł z cyklu Grand Prix, i od razu włączył się w walkę o najwyższe pozycje. Do samego końca zachowywał szansę na brązowy medal, ale ostatecznie musiał obejść się smakiem, ponieważ został sklasyfikowany na piątym miejscu. Do podium zabrakło mu jednak tylko jednego punktu, co mogło być frustrujące, ale z drugiej strony, miał się też z czego cieszyć, ponieważ rzutem na taśmę utrzymał się w cyklu TAURON SEC na sezon 2019. Szóstego w klasyfikacji generalnej Emila Sajfutdinowa wyprzedził o zaledwie jeden punkt.
- To było dla mnie bardzo ważne, żeby utrzymać się w cyklu. Myślę, że Mistrzostwa Europy dobrze wpływają na moją karierę. Rok temu chciałem stanąć na podium, tym bardziej, że było tak ciasno i różnice okazały się niewielkie. Na szczęście mam przed sobą kolejną szansę i spróbuję się poprawić. Wiem, że muszę być znacznie bardziej konsekwentny w zdobywaniu punktów, jeżeli chcę myśleć o medalu. Muszę zbierać punkty w każdym turnieju i unikać złych rezultatów. Zrobię co w mojej mocy, żeby pójść w górę klasyfikacji generalnej - zdradza Lindbaeck.
Zawodnik ze Szwecji doskonale zdaje sobie sprawę o czym mówi, ponieważ przed rokiem nie utrzymał równej i wysokiej formy przez cały cykl. "Toninho" zaliczył bardzo dobre występy w Gnieźnie i Chorzowie, gdzie zajmował drugie miejsca i dorzucał sporo punktów do klasyfikacji generalnej. Ze swojej postawy w Daugavpils również mógł być zadowolony, ponieważ uplasował się tam na piątej pozycji i ponownie zakończył zmagania z dwucyfrową zdobyczą punktową na koncie.
Konsekwencji zabrakło jednak podczas drugiej rundy w Gustrow, gdzie wywalczył zaledwie cztery oczka i został sklasyfikowany na odległym czternastym miejscu, co prawdopodobnie pozbawiło go szansy na zdobycie jednego z medali. Co ciekawe, tegoroczne zmagania w cyklu TAURON SEC zostaną zainaugurowane właśnie na tym specyficznym i krótkim niemieckim torze, więc Lindbaeck będzie miał okazję do rehabilitacji.
- Nie mogę powiedzieć, że to jest jeden z moich ulubionych torów, ale pojadę tam, żeby dać z siebie wszystko i zobaczymy co się wydarzy. Na razie nie mam jeszcze żadnego planu, jak osiągnąć tam lepszy wynik. Na kilka lub kilkanaście dni przed zawodami nie ma sensu myśleć o tym przesadnie dużo. Będę się nad tym zastanawiał, kiedy pojawię się na stadionie. Mam nadzieję, że uda mi się poprawić, bo na koniec sezonu chciałbym stanąć na podium i zdobyć jakiś medal - twierdzi Szwed.
Zobacz także: Żużel. SEC. Mikkel Michelsen celuje w podium (wywiad)
Kariera Antonio Lindbaecka to seria wzlotów i upadków. Zawodnik w przeszłości zapowiadał już zakończenie przygody z żużlem, miewał też problemy z prawem i ze zdrowiem, ale zawsze znajdował motywację, żeby ponownie pojawić się na torze. W Polsce wielokrotnie decydował się na starty w niższej lidze, żeby odbudować swoją formę, ale ostatnio zadomowił się w Grudziądzu i od kilku lat jest ważnym ogniwem tej ekstraligowej drużyny.
W tym roku "Toninho" ponownie ściga się w Mistrzostwach Świata, ale nie zamierza lekceważyć Mistrzostw Europy. Patrząc na jego dotychczasowe wyniki, wydaje się, że na tym froncie może ugrać znacznie więcej. To jednak wyłącznie przewidywania, bo nastroje w boksie szwedzkiego zawodnika potrafią zmieniać się w zastraszającym tempie, a on sam momentami notuje słabsze wyniki, by za chwile bić się o czołowe pozycje. To powoduje, że nie wolno go skreślać i trzeba na niego uważać.
- Gdybym wiedział dlaczego tak się dzieje, to próbowałbym to jakoś naprawić, ale naprawdę nie mam pojęcia skąd się bierze ta huśtawka. Teraz koncentruję się na tym, żeby stawać się coraz lepszym zawodnikiem. Muszę myśleć przede wszystkim o pozytywnych rzeczach. Walczę dalej, ciężko pracuję i zobaczę dokąd zaprowadzi mnie los - podsumował Antonio Lindbaeck.