Magazyn PGE Ekstraligi: Wielbłąd komentatorski i walka o ustalenie ojcostwa w Częstochowie

 / Na zdjęciu: Leszek Demski
/ Na zdjęciu: Leszek Demski

W 10. rundzie PGE Ekstraligi nie było wiele kontrowersji. Leszek Demski wychwycił - jak to nazwał - komentatorski wielbłąd w meczu z Leszna. Goście Magazynu PGE Ekstraligi próbowali także ustalić kwestie ojcostwa w Częstochowie.

Walka o ustalenie ojcostwa w Częstochowie. Takie ciekawe sformułowanie padło w Magazynie PGE Ekstraligi. Oczywiście chodzi o to, czy prezes czy trener jest ojcem sukcesu lub w niektórych przypadkach... porażki. Choć ta podobno jest sierotą. Markowi Cieślakowi pewnie nie w nos był fakt, że po dwóch porażkach w Częstochowie prezes Michał Świącik zarządził, że to on osobiście będzie przygotowywał tor. - Z drugiej strony prezes Świącik pokazuje, że w tym gorącym okresie, kiedy trzeba być blisko, jest z drużyną i chce pomóc - próbował bronić prezesa częstochowskiego klubu Gabriel Waliszko.

- Chyba są najmniej potrzebni w tym momencie - wtrącił ostry jak zwykle Mirosław Jabłoński. - Jeśli trener jest od robienia atmosfery, to rozliczajmy z tego trenera - zauważył żużlowiec. - Odpowiedzialność teraz rozłoży się na więcej osób. Jak można rozliczać z wyniku trenera Cieślaka, skoro prezes mówi, że teraz to on przygotuje tor. Dla mnie to jest niezrozumiałe - dodał Jabłoński.

Gabriel Waliszko przypomniał także wypowiedź Leona Madsena, który skrytykował kolegów, mówiąc, że jego nie przekonują tłumaczenia odnośnie pogody, toru czy sprzętu. - Leon Madsen nie dał prztyczka. On wbił klina kolegom. Wypowiada się publicznie, krytykując zawodników ze swojej drużyny. Gdzieś ta atmosfera się ulotniła - mówił bez ogródek Mirosław Jabłoński. Jednocześnie usłyszeliśmy wypowiedź prezesa Michała Świącika odnośnie Madsena, który miał doradzać kolegom, żeby nie bali się robić zmian w motocyklach. - Nie drobnych korekt, ale wręcz skrajnych zmian. Żeby czytali tor, szukali ustawień, tak by przyniosło to skutek przed następnymi meczami - dodał Świącik.

ZOBACZ WIDEO: Trener rewelacji ligi ma ADHD

Ciekawa dyskusja wytworzyła się pomiędzy Leszkiem Demskim i Mirosławem Jabłońskim odnośnie startu w koleinach, w których stali już wcześniej inni zawodnicy. - Według regulaminu zawodnik ma stać równolegle do wewnętrznego krawężnika. Jeśli sędzia zobaczy, że tak nie jest i nie stoi prostopadle do taśmy startowej, może nie pozwolić wystartować z tej samej koleiny, z której już ktoś wcześniej ruszał - wyjaśniał szef polskich sędziów. - Ale raz widzi, a raz nie? Ma przecież tyle samo czasu na spojrzenie - ripostował Jabłoński. - Każdy jest człowiekiem i ma prawo do błędu - odpowiedział Demski.

Wracając jeszcze do Leona Madsena, jest on albo w czepku urodzony albo tak dobrze potrafi kraść starty, że nabierają się na to sędziowie. W Grand Prix w tym sezonie już nie raz uniknął ostrzeżenia, ale wówczas te zawody sędziował Craig Ackroyd. Tutaj raczej nie można mówić o szczęściu, co niekompetencji brytyjskiego sędziego. W PGE Ekstralidze Duńczykowi też się upiekło. - Leon Madsen w wyścigu piętnastym otrzymał ostrzeżenie, ale nie dostał go w wyścigu piątym, kiedy wystartował na dwa razy. Gdyby je dostał wcześniej, a powinien, byłby z ostatniego wyścigu wykluczony - wyjaśniał Leszek Demski.

- Wielbłąd komentatorski - dogryzał Leszek Demski odnośnie sytuacji, jaka miała miejsce w dziewiątym wyścigu meczu Fogo Unii Leszno z forBET Włókniarzem Częstochowa, kiedy wykluczony za dotknięcie taśmy był Emil Sajfutdinow. Komentatorzy zwrócili bowiem uwagę, że zawodnicy nie odjechali od taśmy, bo niedawno za podobne zachowanie wykluczony był Peter Kildemand.

- To nieprawda. Zawodnicy przy dotknięciu taśmy przez rywala mają prawo odjechać Sędzia włączył nowy czas dwóch minut i rozpoczął nową procedurę startową. Gdy zawodnik jest wykluczony za przekroczenie czasu dwóch minut, nie można odjeżdżać. Lepiej stać pod taśmą. Wówczas nie ma nowej procedury startowej - wyjaśniał szef polskich sędziów. - Proponuję to ujednolicić i będzie spokój - wtrącił swoje trzy grosze w swoim stylu Jabłoński. - Nie można tego zrobić, bo jeśli zawodnik nie zmieścił się w czasie dwóch minut, nie można włączyć nowych. Są tylko jedne dwie minuty. Gdy dotknie taśmy, jest nowe podejście do wyścigu - podkreślał rozróżnienie tych z pozoru podobnych sytuacji Demski.

Goście w studio nSport+ zastanawiali się także, czy ktoś jest w stanie zatrzymać niepokonanych w tym sezonie mistrzów Polski. - Fogo Unia Leszno musi uważać na rozpędzającą się Betard Spartę Wrocław. Paradoksalnie kontuzja Macieja Janowskiego wyszła im na dobre. Cała drużyna wtedy się rozjechała - zauważył Mirosław Jabłoński. - Unia Leszno przed laty miała problemy. Dziś to zespół kompletny ze znakomitymi juniorami. To efekt długofalowego planu. Myślę, że ciężko będzie się mocniej postawić tej drużynie - tłumaczył Norbert Kościuch.

W ostatnim czasie na największe słowa uznania zasługuje Betard Sparta Wrocław, która gnębiona w tym sezonie kontuzjami, problemy przekuwa w sukces. Rozmówcy podkreślali, że brak Taia Woffindena jest kompletnie niezauważalny. Mało tego, wrocławianie gromią rywali i bez mistrza świata w składzie jeszcze nie przegrali.

Betard Sparta Wrocław wydaje się jedyną drużyną, która może zagrozić Fogo Unii Leszno. - Siła Sparty bierze się ze spokoju. Każdy wie, że jedzie te cztery wyścigi Pytanie, jak to będzie wyglądało, jak wróci Tai Woffinden - spekulował Mirosław Jabłoński. - Przy kontuzji Macieja Janowskiego wszyscy zaczęli jechać po 4-5 wyścigów. To zbudowało zawodników - zauważył żużlowiec Car Gwarant Startu Gniezno.

Przed niedzielnym meczem we Wrocławiu wiele mówiło się o przygotowaniu toru na Nowym Olimpijskim. - Czy faktycznie był on nieregulaminowy na cztery godziny przed rozpoczęciem meczu, przekonamy się jak dostaniemy dokumenty od sędziego i komisarza toru. Jeśli wewnętrzna i zewnętrzna były różne, to faktycznie tor był nieregulaminowy. Nie zapominajmy o temperaturze. Z tego, co widzieliśmy podczas zawodów wynika, że tor był regulaminowy. Wszystko wskazuje na to, że gospodarze zdołali go doprowadzić do stanu regulaminowego - tłumaczył Leszek Demski.

Gościem Magazynu PGE Ekstraligi był Norbert Kościuch, który z pewnością nie tak wyobrażał sobie swój powrót do najlepszej żużlowej ligi świata. - Początek sezonu, w którym nie miałem jazdy, a jej wtedy najbardziej potrzebowałem, zaważył na tym, w którym momencie teraz jestem. Sezon sezonowi nierówny. To, że dzisiaj się nie układa, nie oznacza, że w przyszłości też będzie słabo. Będę dążyć, żeby było lepiej - powiedział.

Jego Get Well Toruń jest już praktycznie jedną nogą zdegradowany, ale krajowy senior tej drużyny zapowiada walkę do końca. - Czekają nas niełatwe mecze. Będziemy jechać i walczyć. Rywal pokaże, na ile jesteśmy w stanie pojechać. Na pewno nie jest tak, że podniesiemy ręce do góry i oddamy bez walki końcówkę sezonu. Pojedziemy do końca, by godnie się zaprezentować - zapewnia Kościuch.

Dodajmy, że Rajderem kolejki został Bartosz Smektała, który odjechał najlepszy mecz w sezonie. Więcej o tym TUTAJ.

Źródło artykułu: