Gdy syn zapragnie zostać żużlowcem...

Wielu synów żużlowców pragnie pójść w ślady swoich ojców i spróbować się na torze. Rodzice jednak różnie reagują na marzenia dzieci: niektórzy pomagają w ich realizacji, a inni robią wszystko, żeby pociecha zaczęła bawić się w mniej niebezpieczny sposób.

Sebastian Ułamek licencję żużlową uzyskał w 1992 roku w barwach Włókniarza Częstochowa. "Seba" w czarnym sporcie siedział od dziecka, ponieważ brat jego matki, Józef Kafel, był znanym zawodnikiem oraz szkoleniowcem. Ułamek bardzo szybko zdecydował, że i on chce się ścigać w lewo, jednak rodzice młokosa dopiero po długich negocjacjach zgodzili się podpisać zgodę na rozpoczęcie treningów w szkółce. W 2004 roku na świat przyszedł syn Sebastiana - Dawid. Ułamek junior jeździ na większość zawodów razem z ojcem oraz mamą Marzeną. Choć chłopczyk już teraz okazuje wielkie zainteresowanie motocyklami, to jego rodzice nie chcieliby, żeby musiał on zarabiać na chleb poprzez ryzykowne wyścigi na cztery okrążenia. - Żużel w Polsce jest fajnym i widowiskowym sportem, jest dużo publiczności, ale jest on nie do końca wdzięczny. Jest tu wiele nieprzyjemności, przeplatanych wielkim ryzykiem kontuzji. Ja w czasie swojej kariery sporo przeszedłem, dlatego wolałbym, żeby mój syn nie jeździł - powiedział "Seba". - Na chwilę obecną nie jestem za tym, żeby syn jeździł. Wiem, jak to jest być żoną żużlowca, także nie wiem, czy przeżyłabym bycie matką żużlowca - dodała Marzena.

Zupełnie inne podejście do sprawy prezentuje natomiast 43-letni Sławomir Drabik, najstarszy żużlowiec w Speedway Ekstralidze i również wychowanek Lwów. Jego 11-letni syn, Maks, ściga się już na miniżużlu, a "Slammer" od początku nie miał co do tego żadnych obiekcji. - Niech spróbuje - może mu się po jakimś czasie odmieni. Jak na dzisiaj, to widzę, że jak rano wstaje, to tylko speedway. Nie robię mu przeszkód - jak ma ochotę, to niech się bawi. Jeśli ma gdzieś tam za rokiem ciągnąć jakiegoś "kwacha" za dwa pięćdziesiąt, to lepiej, żeby zajął się sportem.

Wychowanek i podpora Falubazu Zielona Góra w latach 80-tych i 90-tych, Sławomir Dudek, zakończył już żużlową karierę, a w jego ślady poszedł syn Patryk, który w sezonie 2008 w wieku niespełna 16 lat zdał egzamin na licencję "Ż". Tata jednak ani przez chwilę nie naciskał, żeby syn kontynuował rodzinne tradycje. - Ludzie się pytali, kiedy ten młody zacznie, a ja na to: będzie chciał, to pojedzie. W końcu sam do mnie przyszedł i powiedział, żebym mu złożył motocykl, już tak konkretnie. Później trzeba było jeszcze kombinezon załatwić i się zaczęło... - powiedział Sławomir. A jak się zaczęło, to też konkretnie, bo Dudek senior bardzo się zaangażował w karierę juniora. - Tato mi dużo pomaga z przełożeniami i ze wszystkim innym. Podpowiada mi także jak jechać. Nie wiem jak inni koledzy mają, ale trenerzy przeważnie też im podpowiadają. Tata w każdym razie jest bardzo pomocny - dodał Patryk. Mama chłopaka, Honorata, podpisując zgodę na treningi syna najwyraźniej jednak nie wiedziała, jak bardzo stresujące jest oglądanie meczów z udziałem swojego dziecka: - No, to jest coś okropnego. Drugi raz nie popełniłabym tego błędu i nie podpisałabym zgody na jazdę syna. Jest to dla mnie bardzo stresujące.

Indywidualny Mistrz Świata z 1997 roku, Greg Hancock, na niektóre zawody zabiera żonę Jennie oraz dwóch małych synów - Wilbura oraz Billa. "Herbie" znany jest z bardzo pozytywnego podejścia do życia i nie wyobraża sobie, żeby mógł zabronić swoim dzieciom jazdy na maszynach bez hamulców, jeśli uznałyby one, że byłaby ona dla nich spełnieniem marzeń: - Jeśli moje dzieci wybiorą speedway, to w pełni to zaakceptuję. Tak samo było ze mną i z moim ojcem. Chciałbym, żeby moje dzieci spróbowały w życiu wielu rzeczy i jeśli zdecydują się na speedway, to również nie będę im robił żadnych problemów.

To tylko cztery historie, ale doskonale pokazują, jak wielki respekt do żużla czują ludzie, którzy mieli lub mają z nim bezpośrednią styczność. Dzieci piłkarzy zazwyczaj już od kołyski kopią "szmacianą" z tatusiami, ale speedway to nie to samo i bardzo cieszy to, że ojcowie żużlowcy nie przymuszają swoich potomków do treningów. A że pociechy często same chcą się ścigać, to pokazuje to tylko, jak bardzo zaraźliwy jest ten piękny sport.

Komentarze (1)
avatar
Saddam
20.06.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Było, nie było najsłynniejsze klany żużlowe są w Lesznie. Jankowscy, Kasprzakowie, Pawliccy to tylko wierzchołek góry lodowej. A Jąderowie, Okoniewscy, Dobruccy, Balińscy?