Mało kto pamięta, że w roku 2008 kibice mieli dość rządów Aleksandra Szołtyska, bo prowadzony przez niego RKM Rybnik notował coraz gorsze wyniki. W ten sposób zrodziła się grupa inicjatywna, która z czasem przejęła stery w klubie. Prezesem został Michał Pawlaszczyk, a jego prawą ręką Dariusz Momot.
2009: nowe otwarcie w Rybniku
Jeśli spojrzeć na późniejsze losy RKM-u, paradoks polegał na tym, że sezon 2009 okazał się w Rybniku bardzo udany. Nowym działaczom udało się odbudować zaufanie wśród kibiców. Ceny biletów ustalono na dość niskim poziomie, przez co trybuny zaczęły się szczelnie wypełniać. To były obrazki, jakich na Górnym Śląsku dawno nie widziano.
Drużynę "Rekinów" zbudowano wtedy niskim nakładem kosztów. Strzałem w dziesiątkę był powrót do rodzinnego miasta Mariusza Węgrzyka, szybko w nowym klubie zaaklimatyzował się Ronnie Jamroży, dość dobrze spisywał się też Denis Gizatullin. Tak zbudowana ekipa utrzymała się w I lidze, czego przed startem rozgrywek nie można się było spodziewać.
ZOBACZ WIDEO Patryk Dudek nie zamierza słuchać Witkowskiego. Ojciec jest mu potrzebny
ROW mechanikami stoi. Czytaj więcej!
Tyle że były to miłe złego początki. Pawlaszczyk i Momot bardzo szybko zniszczyli to, co zbudowali w sezonie 2009. W kolejnym roku do klubu ściągnęli gwiazdy pokroju Daniela Nermarka czy Nicolaia Klindta. Gdy drużyna przegrała pierwsze mecze, a dodatkowo pogoda sprawiła, że na trybunach pojawiło się mniej kibiców niż zakładano, klubowa kasa zaczęła świecić pustkami. Zaczęły się też protesty zawodników.
Wraz z sezonem 2010 rozpoczął się powolny upadek RKM-u, który dokonał się w roku 2011. Wtedy zespół wprawdzie utrzymał się w I lidze, ale miał już tak ogromne długi, że nie miał szans na otrzymanie licencji na dalsze starty. Momot podjął się jednak kolejnej próby ratowania rybnickiego żużla. Tyle, że założona przez niego spółka wystartowała w ledwie jednym sezonie - 2012.
2019: w oczekiwaniu na PGE Ekstraligę
Dziś w Rybniku nikt nie chce pamiętać o RKM-ie, ani tym bardziej o Momocie. Tym, który odbudował żużel w mieście okazał się Krzysztof Mrozek. To on zyskał sympatię miejskich urzędników i przy wsparciu prezydenta Adam Fudalego zaczął powolny marsz w górę. Założone przez Mrozka stowarzyszenie musiało zaczynać od zera, startując w II lidze.
To Mrozek doprowadził do tego, że "Rekiny" znów znalazły się w PGE Ekstralidze i pewnie gdyby nie dopingowa wpadka Grigorija Łaguty, startowałyby w niej nadal. ROW ma poukładane finanse i zawodnicy nie mają prawa narzekać na regularność wypłat. Kibice szczelnie wypełniają trybuny. Dość powiedzieć, że na decydujących spotkaniach w minionym sezonie pojawiał się nadkomplet publiczności.
Do pełni szczęścia brakuje tylko ponownego awansu do PGE Ekstraligi. ROW podejmie kolejną próbę w tym roku i biorąc pod uwagę zbudowany skład, wydaje się być faworytem do zwycięstwa w Nice 1. LŻ.
Pozdrawiam kumpla"szarksa"
Mam nadzieję że w tym sezonie walniemy razem jakiegoś browa Czytaj całość
też nie j Czytaj całość