Baliński założył się z prezesem i... wygrał. W Lesznie kochają go za waleczność i bezkompromisowość

Damian Baliński swoją postawą na torze zasłużył w Lesznie na miano żywej legendy. - Gdy zaczął jeździł na 10 punktów na mecz, to Unia zdobyła mistrzostwo po dłuższej przerwie - wspomina były prezes Rufin Sokołowski.

Kiedy poprosiliśmy byłego prezesa Unii o wypowiedź na temat Damiana Balińskiego, odparł: dla Damiana? Jak najbardziej! Rufin Sokołowski mówił o swoim byłym zawodniku w samych superlatywach.

- Przez dziesięć lat nie pamiętam, by Damian uczestniczył w jakimkolwiek konflikcie - wspominał były prezes. - Po drugie, Baliński mógł w najważniejszych momentach poderwać drużynę do walki. Nie zawsze wygrywał, ale jego waleczność na torze motywowała innych. Nie pamiętam ani jednej sytuacji, żeby przyszedł się prosić o pieniądze. Negocjacje żadnego kontraktu nie trwały dłużej niż trzy minuty. Najczęściej to właśnie on podpisywał jako pierwszy nową umowę - dodał.

Były szef leszczyńskiego klubu podkreślił jak ważną rolę w Unii Leszno pełnił zawodnik. - Gdy Damian zaczął jeździł na 10 punktów na mecz, to Unia zdobyła mistrzostwo po dłuższej przerwie. To był kluczowy zawodnik dla klubu, miał niezwykle pozytywny wpływ na drużynę. Był nawet przez jakiś czas kapitanem zespołu - przypomniał Sokołowski.

Zobacz także: Lider Hampel, szesnastolatek do składu, Smektała pod "ósemkę". Oto nowa-stara Fogo Unia Leszno (taktyka)

Baliński wiele w swojej karierze wygrał, jednak lista osiągnięć mogła być jeszcze dłuższa. - Jego wadą było coś w rodzaju domatorstwa. Kiedy liga angielska była bardzo prestiżowa, dostawał wiele propozycji startów na Wyspach, ale nie korzystał z tych możliwości - zdradził były prezes.

ZOBACZ WIDEO Marcin Majewski: Tomek Gollob budzi się do życia

Rufin Sokołowski ma wiele wspomnień związanych z Damianem Balińskim. - Był taki finał młodzieżowych mistrzostw Polski par klubowych w 1997 roku w Rzeszowie. Stuprocentowym faworytem była wtedy Polonia Piła. Topowi juniorzy (DobruckiKowalski i Okoniewski), świetnie przygotowani, z najlepszym sprzętem. A my wybraliśmy się w bardzo oszczędnościowym zestawieniu. Pełniłem wtedy rolę kierownika zespołu, trenera, mechanika i prezesa w jednym. W pierwszych dwóch startach Baliński przyjechał na ostatniej pozycji. Podszedł wtedy do mnie i zasugerował, że może zastąpiłby go rezerwowy Andrzej Szymański. Ja nie byłem co do tego przekonany - opowiedział w rozmowie z WP SportoweFakty były prezes Unii.

- Wtedy tylko nieliczne osoby miały telefony komórkowe, więc zaproponowałem mu, że jeśli wygra następny wyścig, to będzie mógł ode mnie zadzwonić do swojej dziewczyny. Wygrał i zadzwonił. Za kolejną trójkę pozwoliłem mu zadzwonić do brata Darka. Znowu wygrał! W ostatnim wyścigu osamotniony Baliński (wcześniej Adam Skórnicki został wykluczony), na jednym łuku wyprzedził dwóch zawodników z Piły. To było coś niebywałego. Pojechał "piką" w bandę na linii startu. Wykontrował motocykl, odbił się od bandy i na wirażu był już przed rywalami. Kolejny wyścig nasi zawodnicy również wygrali i tym samym zgarnęli złoto - wspominał Sokołowski.

Innym razem wychowanek Unii dał się poznać jako urodzony przywódca, który potrafił zmobilizować drużynę do zwycięstwa, by... wygrać zakład z samym prezesem. - Swego czasu pojechaliśmy do Częstochowy na ostatni mecz sezonu. Oni wtedy mieli świetny sezon. Byli bezwzględnymi faworytami tego spotkania. Mieli przecież w składzie mistrza świata Marka Lorama, a my, żeby uchronić się przed spadkiem, musielibyśmy wywieźć stamtąd zwycięstwo - opowiedział były sternik z Leszna.

Zobacz także: Fogo Unia Leszno znów będzie złota. W składzie tylko jedna niewiadoma (Nasz Typ)

- Nie wiedziałem jak zmotywować chłopaków do walki, bo w kasie klubowej świeciło pustkami. Wtedy po raz pierwszy przed zawodami poszedłem do szatni i zobaczyłem, że zawodnicy siedzieli ze spuszczonymi głowami. Oni się spodziewali, że będę im truć, że mają wierzyć, że mają szansę, więc powiedziałem im szczerze, że jesteśmy słabsi od Częstochowy i na pewno tutaj przegramy, ale poprosiłem żeby wykazali chociaż trochę waleczności, bo jeśli przegramy, to najprawdopodobniej będzie to mój ostatni rok prezesury.

- Wtedy odezwał się Damian: Prezes, Ty w nas nie wierzysz?! Odpowiedziałem: To nie jest kwestia wiary. To jest moja chłodna ocena sytuacji. Nasza przegrana jest tak pewna jak to, że ja po dwudziestu latach nie rzucę palenia. Baliński wstał i powiedział: Prezes, zakład? Jak my tu dzisiaj wygramy, to rzucisz palenie - relacjonował Sokołowski.

- Po meczu, wygranym przez Unię, Sławomir Drabik powiedział, że bał się jechać, bo ci z Leszna jechali jak o życie. Damian wraz z pozostałymi otoczył mnie w parkingu i przed kamerami dał mi papierosa, mówiąc: prezes, możesz zapalić sobie ostatniego - wspominał z uśmiechem prezes, który zgodnie z obietnicą po meczu przestał palić. Wytrwał w postanowieniu równo rok.

Źródło artykułu: